Robert Kanaan: Continuum [2014]

ROBERT_KANAAN_CONTINUUM_FRONT_PAGE

Tracklista:

[1] Pieśń Wyspy 04’55”
[2] Dzikie ścieżki 03’58’
[3] Zachód 04’50”
[4] Santa Isla 04’25”
[5] Taniec Nocy 03’44”
[6] Taniec Świtu 03’15”
[7] Opowieść męża 05’25”
[8] Kołysanka 03’22”
[9] Opowieść starca 02’42”
[10]  Pieśń Góry 12’59”
[11]  Modlitwa 04’45”

„Życie to raj do które­go klucze są w naszych rękach”  [Fiodor Dostojewski]

Pewnego jesiennego wieczoru przesłuchałem najnowszą płytę jednego z polskich multiinstrumentalistów, Roberta Kanaana. Pochodzący z Dolnego Śląska artysta komponuje i tworzy głównie ilustracyjną muzykę  elektroniczną. Tym razem Robert Kanaan dla swoich fanów stworzył bogatą muzykę, którą określiłem jako „współczesny krautrock”. Już od pierwszych taktów muzyka z albumu „Continuum”, to opowieść o pięknej, zagubionej krainie, w której życie mieszkańców jest  sielankowe i dostatnie.  Zawartość płyty „Continuum” to różne kompozycje, począwszy od bardzo spokojnych „Pieśń Wyspy”, „Zachód”, aż po rytmiczne utwory w stylu folk, etno w połączeniu z wokalem, np.: „Dzikie ścieżki”, „Santa Isla” „Taniec Nocy”, „Taniec Świtu”, „Kołysanka”. Mimo, że jest to inna muzyka od poprzednich płyt Roberta Kanaana, to artysta nadal utrzymał klimat klasycznej elektronicznej muzyki. Dużym plusem jest zagranie partii wokalnych,  przez co nadaje kompozycjom kolorytu oraz świeżości. Dlaczego muzykę na tej płycie określiłem „współczesny krautrock”? Przede wszystkim to zasługa aranżacji oraz umiejętnego zastosowania klasycznych instrumentów, chóru oraz orkiestry i wokalu Katarzyny Chudzik. Słuchając, odnosi się wrażenie, że jest to powrót do korzeni muzyki elektronicznej, czyli tzw. „krautrocka” Dla  niektórych sympatyków muzyki  kompozytora, nowe brzmienia  mogą być niespodzianką, lecz  jednak nowy styl podkreśla, że artysta stale doskonali swój muzyczny warsztat.

Marcin Melka

Sequentia Legenda: Blue Dream [2014]

seqeuntial

Pewnego zimowego wieczoru chciałem posłuchać czegoś bardzo sekwencyjnego…pewnie pomyślicie, że słuchałem po raz któryś „Richochet” Tangerine Dream czy „Dosburg Online ” Klausa Schulze…niestety, nie. Tym razem posłuchałem  czegoś całkiem nowego: płytę „Blue Dream” w wykonaniu artysty kryjącego się pod pseudonimem „Sequential Legenda”. Sama płyta jest niezła. Utwór „Fly Over Me” to utwór składający się z dziesięciu części. Według mnie suitę można podzielić na trzy główne  części: pierwsza część to długi, charakterystyczny wstęp w stylu muzyki Klausa Schulze, druga część to sekwencyjne rozwinięcie w stylu szkoły berlińskiej oraz trzecia, to wyciszenie. Całość jest dobrze skomponowana, zaaranżowana i dobrze jej się słucha. W sam raz dla fanów muzyki Klausa Schulze oraz szkoły berlińskiej.

One winter evening I wanted to hear something very sequential … probably will think that I listened to just one more time „Richochet” Tangerine Dream or „Dosburg Online” Klaus Schulze … unfortunately, no. This time I listened to something completely new: the album „Blue Dream” by artist hiding under the pseudonym „Sequentia Legenda”. Music  is not bad. The track „Fly Over Me” is a digital composition, which contains ten parts. In my opinion, suite can be divided into three main parts: the first part is a long, distinctive style, entrance music of Klaus Schulze, the second part is the sequential part of the Berlin School style, and third, it is mute. The whole track is well composed, arrangement and easy listening. Just in time for fans of Klaus Schulze and the Berlin School style.

www.sequentia-legenda.com

Marcin Melka

Władysław Komendarek [2014]

cd_021_komendarek-300x300

Tracklista:

[1] Polowanie w Puszczy Białej 06’45”
[2] Tęsknota Żeglarza 04’11’
[3] Ranek nad Wisłą 03’34”
[4] Kiszłak 04’59”
[5] Leśna przechadzka 04’54”
[6] Super Express 04’52”
[7] Podwodny spacer 06’36”
[8] Krople rosy 03’58”
[9] Samotna pacynka 05’54’
[10] Lusesita (to znaczy promyk) 04’29”
[11] Morskie figle 06’03”
[12] Droga do Sahary 05’30”

Wpatrz się głęboko, głęboko w przyrodę, a wtedy wszystko lepiej zrozumiesz.                                                                                                                                [Albert Einstein]

Cyfrowy Mikrokosmos … tak w skrócie podsumowałbym najnowsze wydanie reedycji pierwszej, debiutanckiej muzyki  Władysława Komendarka. Po zakończeniu kariery w zespole Exodus, Komendarek rozpoczął tworzenie i nagrywanie swoich solowych nagrań. W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zostały wydane  na kasecie magnetofonowej i przez długi czas były niedostępne na rynku muzycznym. Był to  okres w Polsce, kiedy muzyka elektroniczna spotykała się z dużym zainteresowaniem.  Najnowsza reedycja to gratka dla kolekcjonerów i miłośników twórczości artysty. Dla większości słuchaczy, muzyka elektroniczna kojarzy się z barwnymi, dźwiękowymi, kosmicznymi pejzażami, obrazami,  melodiami lub niezwykłymi wydarzeniami.  Inaczej jest to w przypadku muzyki Komendarka. Artysta dźwiękami namalował m.in.  piękny świat przyrody, zjawiska w atmosferze oraz podwodny świat. To muzyka trochę inna od tej, którą Władysław Komendarek prezentuje obecnie. Jest bardzo melodyjna, niekiedy miejscami pastelowa, a przede wszystkim ciepła oraz w dodatku pięknie zaaranżowana. Poszczególne frazy, melodie grane na analogowych syntezatorach, wspomagane przez sekwencer, są przyjemne, chwytliwe dla ucha i łatwe do zapamiętania.   Pierwsze utwory pt. „Polowanie w Puszczy Białej”, „Leśna Przechadzka” charakteryzuje dynamizm, interesujące  sekwencje oraz zwrotne melodie. Plusem tej kompozycji jest dodanie specjalnych efektów dźwiękowych. Kolejne utwory pt. „Tęsknota Żeglarza”, „Kiszłak” zawierają  w sobie magiczną moc oraz formę współczesnych kompozycji w   twórczości artysty z Sochaczewa. „Ranek Nad Wisłą” – to jeden z wolniejszych utworów na płycie – pełen zadumy, spokoju i stagnacji, utrzymany w konwencji muzyki symfonicznej. Można tez odszukać wpływów innych gatunków muzyki elektronicznej, znanych później jako trance, np. „Super Express” lub nostalgiczny ambient, np. „Podwodny spacer”. Pierwszą część płyty kończy przebojowy utwór „Krople rosy”. Drugą część stanowią  cztery utwory, które zostały nagrane w tym samym okresie, co debiutanckie nagrania Władysława Komendarka. Pomimo dużego upływu czasu, nagrania nie zestarzały się. Dla wielu fanów muzyki elektronicznej w Polsce, muzyka Władysława Komendarka jest wartościowa tak jak  muzyka  Marka Bilińskiego, Czesława Niemena, Krzysztofa Dudy czy Józefa Skrzeka. Na początku recenzji wspomniałem o Cyfrowym Mikrokosmosie. Sądzę jednak, że trafniejszym określeniem będzie… osobisty muzyczny  świat artysty, który zaprasza słuchaczy do wspólnej wycieczki po meandrach  przyrody i do odkrywania niepowtarzalnego piękna Kosmosu.

 Marcin Melka 

Wznowienie na CD debiutanckiej kasety z muzyką Władysława Komendarka z lat 1984/85 można nabyć tutaj.

XV Ambient Festival część XI: Manuel Göttsching

 gorlice_manuel_1

Przeżyjmy to jeszcze raz. Manuel Göttsching wystąpił jako gwiazda wieczoru podczas drugiego dnia XV edycji Festiwalu Ambient w Gorlicach.  Byłem już wcześniej na Jego koncercie we wrześniu 2012 roku, który miał miejsce w Warszawie, w malowniczym, kosmicznym otoczeniu Centrum Nauki Kopernik. Manuel wówczas zagrał fantastyczne show, którego atrakcją były surrealistyczne wizualizacje w połączeniu z muzyką z minimalistycznej płyty „E2-E4”. Wyjątkowy  nastrój podczas eventu w Warszawie spowodował, że ponownie wybrałem się na koncert. Wracając do występu niemieckiego artysty  w Gorlicach spodziewałem się, że będzie to kompilacja utworów granych podczas innych występów w zeszłym roku w Europie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem znane utwory w całkowicie nowej aranżacji. Tym razem muzyk zaskoczył mnie.

gorlice_manuel_5

Muzyk rozpoczął od mocnego uderzenia. Dynamiczny początek w postaci pulsacyjnego beatu oraz basu sprawiał wrażenie, że kameralna sala w Gorlickim Centrum Kultury zaczęła się wznosić oraz falować. Po chwili rozbrzmiały soczyste solówki grane przez Manuela na analogowym syntezatorze. W drugiej części Göttsching grał dalej na syntezatorze. Gra  przypominała  zabawę  dźwiękami.  W trzeciej  odsłonie artysta jakby stonował, ale tylko na chwilę, by zaraz wrócić do dynamicznej gry na klawiaturze. Dopiero później skojarzyłem sobie, że jest to jeden z utworów, który był grany  podczas jednego z koncertów w Japonii: „Trunky Groove”.   Wprowadzenie nowych aranżacji  spowodowało, że utwór ten może być śmiało grany podczas tanecznych imprez. To był dobry prognostyk na dalszą część wieczoru.

  gorlice_manuel_18Przed kolejnym epizodem Manuel Göttsching powitał licznie zgromadzoną publiczną w Gorlickim Centrum Kultury. Podziękował za zaproszenie Tadeuszowi Łuczejce oraz wspomniał krótko o poprzednich wizytach w Polsce i powiedział   co zaprezentuje podczas tamtego wieczoru.   Kolejne dzieło,   „Shuttlecock”, to niesamowita nieziemska podróż ukwiecona dynamicznymi brzmieniami oraz piękną solówką na gitarze. Początek to przede wszystkim rytmiczne sekwencje z analogowego syntezatora. Jako drugie tło stanowi artystyczne rozwinięcie gry na gitarze. Po niedługim czasie Göttsching gra raz szybciej, raz wolniej, niczym wznosząca się fala morza,  wprawiając słuchacza w błogi nastrój. W kolejnej części  słychać wyraźnie, że muzyka zaczyna potęgować i nabierać siły. Gitara Manuela zaczyna śpiewać elektryczne pieśni, są w nich chwile płaczu i radości. Najbardziej spodobał mi się środek, kiedy Manuel Göttsching ujawnił swój wielki kunszt artystyczny. Kiedy emocje już opadły, nastąpiło decrescendo oraz zwieńczenie tego świetnego utworu. Pierwotna wersja „Shuttlecock” jest bardzo spokojna i delikatna. Nie zawiera tyle energii, co wersja grana przez Manuela w Gorlicach. Ta wersja ma u mnie duży plus.

gorlice_manuel_2

Trzecia część koncertu była bardzo podniosła oraz …..romantyczna. Manuel Göttsching, to nie tylko jeden z najlepszych gitarzystów oraz  klawiszowców na świecie, ale i też mistrz nastroju. Wzniosły,   uroczysty początek „Dream”, wspomagany przez syntetyczny Wiatr Czasu czyni  prawdziwą perełkę występu Göttschinga w Gorlicach. Po kilku minutach następuje rozwinięcie kompozycji. Twarde, aczkolwiek stonowane sekwencje dają wielką siłę. Na tle tych akordowych melodii rozbrzmiewa kolorowy temat główny  grany przez Manuela na syntezatorze. Rozpoczyna się zatem muzyczna, romantyczna opowieść o poszukiwaniu upragnionej miłości. Podobnie jak podczas „Trunky Groove” Göttsching troszeczkę improwizował grą na syntezatorze. W połowie „Dream” Manuel Göttsching zagrał partię solową na gitarze. Na  początku był to nieśmiały początek, jakby artysta poszukiwał punktu zaczepienia. Po chwili nastąpiła pełna ekspresja brzmienia stylu gry Göttschinga. Był to motyw przewodni tej aranżacji, który  był bardziej rytmiczny od tej wersji, którą znam z płyty studyjnej. Po kilku minutach relaksującego grania na gitarze, artysta arcydzieło kończy …

Czwarty utwór, to klasyka drugiej połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. „Sunrain” to najbardziej znana kompozycja w twórczości Manuela  Göttschinga, pochodząca z albumu „New Age Of Earth”. Przyznam  szczerze, że współczesna wersja  jest bardzo udana. Podczas słuchania tego utworu, dało się  poczuć wędrówkę po ziemskiej atmosferze w gorących strugach Słonecznego Deszczu. Kosmiczna atmosfera spowodowała, ze podczas grania tego utworu powróciłem pamięcią do mojego ulubionego okresu w klasycznej muzyce elektronicznej. Ostatnie trzy utwory Manuela Göttschinga „Deep Distance”, „Oyester Blues” oraz „Midnight On Mars”  to wyjątkowe zakończenie XV edycji Festiwalu Ambient w Gorlicach. Nowa wersja „Deep Distance” zaczyna się leniwymi sekwencjami. Po chwili na pierwszy plan wysuwa się mocny beat, a po chwili słychać bajkowy, syntezatorowy motyw. Nowa wersja „Deep Distance” jest adresowana głównie do młodszych fanów niemieckiego muzyka, ale też i starszych wielbicieli klasycznej muzyki elektronicznej muzyki. Znam kilka wersji „Deep Distance”: wersja studyjna („New Age Of Earth”), koncertowa wersja z 1976 roku („The Private Tapes” Vol. 2”), remiks z 2006 roku („Joaquin Joe Claussell meets Manuel Göttsching”)   oraz wersja koncertowa z Gorlic. Moim zdaniem wersja koncertowa jest bardzo udana. Nadaje temu dziełu  dynamizm, koloryt oraz świetnie się nadaje jako muzyczne tło do projekcji wideo przedstawiających piękno matki Ziemi, krajobrazów, nieba oraz zjawisk atmosferycznych. Można to poczuć podczas słuchania solowej gry w drugiej połowie tej znakomitej pieśni.

gorlice_manuel_21

Jeszcze publiczność nie ochłonęła z wrażenia po ostatnio granych  utworach, a Göttsching nieoczekiwanie zagrał dwie relaksujące kompozycje. Pierwsza z nich, to  premierowy „Oyster Blues”. Był to klasyczny kawałek w stylu rocka, wsparty sekwencjami oraz bluesową atmosferą. Nigdy go wcześniej nie słyszałem i było to dla mnie ogromne zaskoczenie, gdyż klimat tego utworu przypominał mi dokonania Manuela Göttschinga z końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Przed północą, na scenie po raz ostatni zabrzmiała poetycka opowieść gitary Göttschinga. Tym razem publiczność usłyszała klasyczny kawałek pt.  „Midnight On Mars”, już bez improwizacji.

Manuel Göttsching potwierdza, że jest najlepszym gitarzystą na świecie oraz jego genialna muzyka na gitarze pasuje do sekwencyjnej, klasycznej muzyki elektrycznej.  To jest też dowód, że artysta nie boi się eksperymentów. Na koncercie Göttschinga byłem po raz drugi i byłem pod wrażeniem jego gry. Każda ilustracja muzyczna, która była grana, została ciepło, emocjonalnie  i owacyjnie przyjęta przez publiczność. Na udany koncert Manuela Göttschinga złożyła się nie tylko obecność fanów, ale też wystrój sceny, klasyczne wnętrza Gorlickiego Centrum Kultury. Przypomnę, że koncert odbywał się bez laserów i animacji, przy prostym oświetleniu. Kolejny koncert Manuela Göttschinga mogę potwierdzić, że jest to jeden z nielicznych muzyków starszego pokolenia, który potrafi wykorzystać możliwości gry na gitarze, syntezatorze, sekwencerze oraz potrafi komponować  i tworzyć w podążaniu za nowoczesnymi trendami w muzyce elektronicznej.

Manuel Göttsching podczas XV Edycji Festiwalu Ambient w dniu 13.07.2013  w Gorlicach zagrał następujące utwory:

1. Trunky Groove
2. Shuttlecock
3. Dream
4. Sunrain
5. Deep Distance (nowa wersja)
6. Oyster Blues (utwór na bis)
7. Midnight on Mars (utwór na bis)

© Marcin Melka, Toruń,  16.07.2013 r.

PS. English version will be available here soon.

Północna Korea [2013]

dziecka

 

Gdy głupcy, obdarzeni wielką aktywnością, znajdują – w ułożyskowaniu określonych antagonizmów klasowych i narodowych resentymentów – posłuch głupców mniej aktywnych, gotowych pójść za tym, „kto poprowadzi” – może się zrodzić z takiego „wzmocnienia” zło, nie piekielne co prawda, bo czysto ludzkie, lecz nie mniej przez to zgubne

                                                                      [Stanisław Lem „Filozofia przypadku”]

Tracklista: 

[1] Bliźniaki Koreańskie (Zagubione na Kwadratowej Wyspie) 06’27”
[2] Ostatnie Dziecko (Państwa Wielorybów Przewrotnych) 16’08’

Ostatnio w sieci natrafiłem na ciekawą EP-kę zatytułowaną „Północna Korea”  wykonawcy  ukrywającego się pod pseudonimem „Dziecka”. Jest to nowa muzyka, która zadebiutowała na scenie polskiej muzyki elektronicznej w roku ubiegłym. Na tej dwudziestominutowej płytce zaprezentowano dwie kompozycje utrzymane w klimacie noise ambient. Pierwsze dzieło – „Bliźniaki Koreańskie (Zagubione na Kwadratowej Wyspie)”  stanowi czarno – biały, dźwiękowy zapis relacji newsa przez reportera telewizyjnego. Całość pierwszego utworu jest utrzymana w dramatycznym tonie. Podczas słuchania tego utworu, zdarza się, że dźwięki są przerywane, modulowane, raz przenikają, pulsują, wibrują, pojawiają się i znikają.  Drugi utwór „Ostatnie Dziecko (Państwa Wielorybów Przewrotnych)” jest spokojniejszy od poprzedniego. Przez cały czas trwania tej kompozycji odnosi się wrażenie, że jest to surrealistyczna opowieść o Korei Północnej. Muzyka z tego mini – albumu idealnie pasuje do opisu ostatnich zdarzeń, jakie miało miejsce w ciągu ostatniego roku: dojście do władzy nowego komunistycznego przywódcy, bieda, strach, głód oraz wizja nadciągającej, totalitarnej  wojny z Zachodem. Sądzę, że artysta ukrywający się pod pseudonimem „Dziecka” bardzo subiektywnie i w skrócie przedstawił w formie dźwiękowej opowieści ostatnie wydarzenia w Korei Północnej. Dodam jeszcze, że artysta w ciekawy i w zabawny sposób nazywa tytuły swoich utworów. Czyżby pojawił się nowy, poetycko-ambientowy styl nazewnictwa? Według mnie jest to udany debiut i jestem ciekaw, jakie nagrania kompozytor przedstawi słuchaczom w przyszłości? Początek jest wyśmienity i powiem szczerze, że następne kompozycje mogą być bardzo udane. Z niecierpliwością czekam na następne nagrania.

Marcin Melka 

Album do ściagnięcia i posłuchania jest dostępny tutaj.

Utopia [2013]

utopia

 

Tracklista:

[1] Virtual Reality 03’53”
[2] Cosmic Ocean 04’20’
[3] XYZ 04’41”
[4] Transparent Universe 04’36”
[5] Light From The Sky 04’53”
[6] Utopia 04’38”
[7] Out Od Darkness in Light 06’31”
[8] Control Panel 06’27”
[9] Meditation in Seven Dimensions 03’27”

 

Uważam, że twórczość  artysty przez całą karierę musi nieustannie  ewoluować. W przypadku najnowszego albumu DigitalSimplyWorld nastąpiła pewna, zasadnicza zmiana. Po frapującym albumie „The City Dark Synth”, słuchacz ma do wyboru dziewięć przekrojowych, syntetycznych i różnych stylistycznie utworów. Album jest utrzymany w gatunku ambient, typowym dla wczesnych kompozycji DigitalSimplyWorld, aczkolwiek każdy dla siebie może posłuchać utworów w klimacie relaksacyjnym, kosmicznym, medytacyjnym czy mrocznym. Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie utwór „Virtual Reality”. Utwór ten całkowicie nie pasuje stylistycznie do poprzednich albumów muzyka. To zwykły, elektrostatyczny jazz, który został zaaranżowany na grę dwóch wirtualnych fortepianów. To takie intrygujące wtrącenie, które okazało się skutecznym i ciekawym zabiegiem muzycznym. Dla mnie ten prolog, to po prostu artystyczna, szalona forma żartu muzycznego, która ma na celu uspokojenie oraz zrelaksowanie słuchacza przed dalszą muzyczną podróżą w utopijne dźwięki nieziemskiego klimatu muzyki Digitalsimplyworld.  Na swojej stronie Internetowej muzyk pozwolił sobie nawet na określenie pierwszego utworu jako „trudny początek”. Kolejne miniatury mają to potwierdzić, że to nie przypadek. Następne utwory muzyczne są bliższe stylistyce, którą już znamy z poprzednich albumów. Dlaczego piszę o miniaturach ? Twórca „Utopii” postawił na minimalizm. Zamiast dłuższych utworów oraz jednej suity, DigitalSimplyWorld nagrał tym razem krótkie utwory, które śmiało mógłby zostać wydane na płycie winylowej. Początek ambientowego „Cosmic Ocean” powolutku zaczyna wypełniać u słuchacza muzyczne przestrzenie, żądne cudownych, relaksacyjnych brzmień. Stylistyka kompozycji nawiązuje jeszcze do ostatniego albumu „The City Dark Synth”. Pojawiają się vangelisowskie klimaty oraz delikatny, spokojny beat szumiącego oceanu. Czterominutowy, abstrakcyjny zimny kolaż dźwiękowy stwarza pewne skojarzenia  z muzyką nagraną wcześniej na „Reality Blurred”. Bardzo interesujące połączenie syntetycznego pianina z mroczną perkusją w tle. Od czwartego utworu, można powiedzieć, że następuje kosmiczny, muzyczny odjazd do krainy Utopii, gdzie wszystko staje się niczym. Dźwięki oraz melodie są ułożone w harmonijny sposób. Początek jest bardzo spokojny. Moim zdaniem troszkę za długi wstęp, ale dynamiczne i delikatne brzmienia powodują, że sama podróż do krainy Utopii stanie się przyjemniejsza. Dalsze utwory ”Utopia”, „Out Of Darkness In Light”, „Control Panel”  są bardzo stonowane i spokojniejsze oraz utrzymane w podobnym tonie, jak poprzednie nagrania.  Płytę kończy refleksyjny utwór „Meditation in Seven Dimensions”. Kończąc, chciałbym powiedzieć czytelnikom, że nowy album jest udany. Jest tutaj dużo różnorodnych dźwięków, melodii oraz beatów. Mam nadzieję, że pomimo zaskoczenia, jakim jest początek płyty, fani artysty nie będą się nudzić. Czy są jakieś słabe atrybuty tej płyty ? Według mnie takowych nie ma. Muzyka jest nowa, utrzymana w klimacie poprzednich albumów. Troszkę jest zapożyczeń ze starszych nagrań, ale nie aż tak bardzo, jak to miało np. w „Tout devient la musique”. Sądzę, że teraz czas na kolaboracje.

 

Marcin Melka

Grey [2013]

grey

 

Tracklista: 

[1] S.E. T.I. Project 03’42”
[2] Magma 03’27’
[3] Child Of The Moon 04’44”
[4] Terra Incognita 04’07”
[5] Radiowaves 08’18”
[6] Glassgames 05’42”
[7] Invisible World 03’51”
[8] Air Santuary 04’32”
[9] Liquid Plejades 04’24”
[10]  …. 04’57”

 

W lipcu tego roku byłem na jubileuszowym, XV Festiwalu Ambient w Gorlicach. Dyrektor artystyczny  Festiwalu Tadeusz Łuczejko, wspomniał, że jesienią tego roku ukażą się najnowsze nagrania. Z wielkim zainteresowaniem wysłuchałem albumu Aquavoice „Grey”. Odkryłem, że artysta komponuje  muzykę kosmiczną. Miłośnicy muzyki elektronicznej, którzy fascynują się sprawami pozaziemskimi oraz Kosmosem, na pewno skojarzą sobie, że tytuł najnowszej płyty „Grey”, ma nie tylko związek z kolorem szarym, ale też i popularnym określeniem koloru skóry kosmitów. Okładka albumu budzi we mnie skojarzenia z niedokończonym lądowiskiem dla Obcych, pośród zimowego pustkowia. Można powiedzieć, że cała płyta jest tłem muzycznym do opowiadania science-fiction, w którym kompozytor opisuje  barwnie dźwiękami przylot i pobyt UFO na naszej planecie. Muzyka ma ona inny wymiar od poprzednich nagrań Aquavoice.  Chociaż nie słyszymy narracji, możemy ją sobie wyobrazić. Od początku płyty dominują pastelowe dźwięki oraz intrygujące modulacje. Akcja toczy się wartko i płynnie, jak w sensacyjnym filmie. Łuczejko uczynił z melodii i brzmień nieziemską opowieść. Miłośnicy lekkiej muzyki będą zawiedzeni. Pierwsze utwory na tej płycie brzmią bardzo surowo. Kolejne są bardziej kolorowe i dynamiczne. Rzadko zdarza się, aby artysta grający ambient  w ten sposób nagrał płytę. Rytmy pojawiają się dopiero w utworze „Radiowaves”. Według mnie jest to najjaśniejszy punkt na tej chłodnej płycie. Syntezatorowe pady tworzą wrażenie, że słucha się chóralnego śpiewu człowieka. Końcowe utwory płyty, to już typowy ambient. Nerwowe pulsacje, szumy oraz plastyczne i metaliczne dźwięki kończą tę płytę. Podsumowując, album ten jest interesujący. Nie jest nudny. Po prostu jest inny. Fani artysty na pewno będą chcieli usłyszeć coś nowego i na pewno się nie zawiodą. W końcu Aquavoice to znana marka w Polsce i za granicą.

                                                                                                                         Marcin Melka

Deep White [2013]

deep white

Tracklista: 

 [1] Into The White 00’54”
[2] Arctic Landscape 03’06’
[3] Blizzard 03’20”
[4] Polar Night 03’41”
[5] Northern Lights 04’25”
[6] Deep White 03’27”
[7] Farewell to Land Ice   00’52”

Kolejna płyta wykonawcy muzyki elektronicznej z Gniezna, Macieja Braciszewskiego  z serii „Głębia”, nosi tytuł „Deep White”. Tym razem kompozytor przenosi nas w muzyczną podróż po zimnych, odległych, śnieżnych krajobrazach znajdujących się w Arktyce oraz w Antarktydzie.  Początek płyty jest podobny do poprzedniej płyty „Deep Blue”, która ukazała się w lipcu tego roku. Ciepły, kobiecy, wokoderowy głos zaprasza słuchaczy do dalszej podróży. Drugi utwór „Arctic Landscape” przeważają ciepłe, pastelowe melodie, ciekawe aranżacje oraz delikatny beat, który doskonale pasuje nie tylko do tego utworu, ale i całości tego mini-albumu. Dźwięki wydobywane z syntezatorów „Roland” przez Macieja Braciszewskiego powodują, że klimat tej płyty staje się  barwny i subtelnie opisuje surowy, zimowy krajobraz. Na uwagę zasługują interesujące sekwencje, które w intrygujący sposób przyciągają słuchacza w taki sposób,  aby wysłuchał do końca całego mini-płyty. Słychać to wyraźnie w utworze „Blizzard”. Dalsza część mini-albumu to muzyka inspirowana twórczością Marka Bilińskiego oraz niemieckiego zespołu Tangerine Dream z lat osiemdziesiątych. W „Polar Night” dominują ciepłe melodie, które zostały wsparte przez sekwencer. Nie brak też spokojniejszej, pejzażowej muzyki w stylu Neuronium w utworze „Northern Lights”. Tytułowy utwór „Deep White”, to pożegnanie z krajobrazem Antarktydy oraz Arktyki. Płytę wieńczy klamra „Farewell to Land Ice”. Po wysłuchaniu całego mini-albumu nie wydawało mi się, aby po przesłuchaniu odczułbym mroźny klimat lub lodowaty chłód powierzchni ziemi. Całość mini-albumu udana i warta posłuchania od początku do końca. Polecam słuchaczom, którzy lubią lekkie i przyjemne klimaty muzyki elektronicznej z lat osiemdziesiątych.

Marcin Melka

Deep Blue [2013]

okladka1_300

 

Tracklista:

[1] Welcome (Intro) 01’02”
[2] Into The Depths 03’46’
[3] Coral Reefs 03’32”
[4] Songs Of Humpback Whales 03’20”
[5] Ocean Voyager 03’45”
[6] Deep Blue 04’03”
[7] Thank You for time (Outro) 00’54”

Najnowsza płyta Macieja Braciszewskiego „Deep Blue”, to początek nowej serii w twórczości artysty. Po ciekawej i podniosłej muzycznej opowieści o historii Polski z czasów Piastów przyszedł czas na zmianę atmosfery, którą można   określić jako „Głębia”. Na początku płyty słychać zmianę stylu muzyki. Dźwięki w jego muzyce  stały się cieplejsze. Nie ma już surowego klimatu, który występował w kompozycjach na początku kariery muzycznej. Płytę „Deep Blue” otwiera wokoderowe zaproszenie do muzycznej podróży batyskafem po głębinach mórz i oceanów. Ten temat często pojawia się na wielu płytach i w dyskografiach wielu wykonawców współczesnej muzyki rozrywkowej. Niektórzy grają spokojniej,  inni bardziej dynamicznie. Próby interpretacji morza i oceanów  podjął się też Maciej Braciszewski, który  na swojej nowej płycie połączył obydwa klimaty w jeden monolit. Obok surowych melodii, dominują ciepłe, syntetyczne barwy syntezatorów. Oczami wyobraźni można sobie zobaczyć i usłyszeć dźwiękowe,  przepiękne morskie krajobrazy, przestrzenie, rafy koralowe, wieloryby i różne gatunki ryb. Całość albumu została „podrasowana” przyjemnym beatem i sekwencjami oraz odgłosami morskich stworzeń i szumu fal. Na plus melodie, które są  chwytliwe i łatwo się je zapamiętuje. Można powiedzieć, że  dzieło gnieźnieńskiego kompozytora jest spójne tematycznie. Minusem tej płyty jest to, że utwory są za krótkie.  Podczas słuchania odnosi się wrażenie, że ta podróż wydaje się krótka. Osobiście wolę długie muzyczne podróże, a mimo tych przeciwności, w tym przypadku słucha się  przyjemnie. Sądzę, że „Deep Blue” spodoba się nie tylko wielbicielom twórczości artysty, ale także innym fanom muzyki elektronicznej.

Marcin Melka

Remote Sessions [2013]

remote_sessions

Tracklista:

[1] Journey To The Northern Land 18’06”
[2] Leaving The Earth 07’06’
[3] Far Away From Here 08’19”
[4] Lonely Dot 11’27”
[5] Sound Of Scattered Waves 05’52”

„Meine Kosmiche Musik”

Na polskim rynku muzycznym mieliśmy w poprzednich latach roku premiery udanych kolaboracji artystów grających klasyczną muzykę elektroniczną. Albumy te  nasycone były ambientem oraz stylem Szkoły Berlińskiej.  Można tutaj wymienić m.in. album „Unexplored Secrets Of REM Sleep”, który  spotkał się z dużym zainteresowaniem wśród polskich fanów muzyki elektronicznej ze względu na zimny i mroczny klimat oraz „zderzenie” dwóch znanych polskich wykonawców muzyki elektronicznej w Polsce – Władysławem Komendarkiem i Przemysławem Rudziem. W tym miesiącu będziemy mieć do czynienia z nadejściem, tzw. fali młodszego pokolenia. Idąc za ciosem,  Maciej Wierzchowski stworzył udany projekt „Remote Sessions” we współpracy ze znanym gdańskim  kompozytorem, Przemysławem Rudziem. Ten album można śmiało zadedykować wszystkim, którzy kochają astronomię, Kosmos oraz nieznane, kosmiczne światy.   Na albumie można znaleźć surowe, pulsacyjne dźwięki, dynamiczne sekwencje i finezyjne melodie.  Już od pierwszego utworu „Journey To The Northern Land” duet Vanderson & Rudź przedstawił słuchaczowi interesujący kolaż dźwiękowy. Przez cały okres trwania pierwszego utworu mamy do czynienia z dźwiękową, wznoszącą się falą abstrakcyjnych szumów, sekwencji i melodii, które wzbogacone zostały o wokoderową narrację kapitana statku międzygwiezdnego. W tle usłyszymy  piękną, melancholijną solówkę Rudzia oraz mocne sekwencje grane przez Wierzchowskiego. Drugi utwór „Leaving The Earth” jest mroczniejszy od poprzedniego. Wykorzystano tutaj efekt ucieczki dźwięków, które wraz z początkiem rosną, a potem nagle maleją, by w końcu zaniknąć. W drugiej części tego utworu, aby ten dźwiękowy obraz był bardziej subiektywny, duet Vanderson & Rudź uatrakcyjnił muzyczne tło, o zimne, „metalowe” partie syntezatorów oraz wspomnianą już wyżej narrację kapitana. Mój ulubiony utwór  to właśnie „Far Away From Here”.  Artyści znakomicie wczuli się we frapujący klimat gwiezdnej podróży. Mellotronowe dźwięki, wsparte przez delikatny, perkusyjny beat oraz solówkę a’la Mini Moog graną przez Przemysława Rudzia powodują, że kompozycja ma podniosły charakter. Czwarty utwór – „Lonely Dot” , to fortepianowa i b-mollowa impresja wyrażająca tęsknotę za ojczyzną, czyli za planetą Ziemia. Wspomnienia astronautów o  szumie morza, zielonych krajobrazach, górzystych widokach, kwitnącej przyrodzie zostały barwnie zaaranżowane i zagrane przez muzyków w klimacie znanego greckiego kompozytora. Płytę zamyka udany utwór „Sound Of Scattered Waves”, który utrzymany został w klimacie el-muzyki lat osiemdziesiątych.  Kończąc, chciałbym powiedzieć, że te dzieło  nadaje się jako wyśmienite tło ilustracyjne do opowiadania, lub do filmu poświęconego kosmicznej tematyce. Z pełną satysfakcją polecam ten album wszystkim słuchaczom i fanom, którzy wychowali się na klasycznej muzyce elektronicznej lat osiemdziesiątych. „Remote Sessions” jest pierwszym, udanym albumem duetu Vanderson & Rudź. Jest bardziej barwny i stonowany od poprzednich albumów  Vandersona. Mam nadzieję, że następne produkcje będą równie udane, jak „Remote Sessions”.

Marcin Melka