– Gdy pewnego razu w moje ręce trafił album “Waves od Dreams”, zawierający bardzo wzniosłą i przyjemną muzykę, wiedziałem, że od tego momentu polubię jej autora. W Twojej muzyce można dostrzec wyjątkowy klimat i piękno, czy jesteś romantykiem?
G.E.: Tak, cóż więcej powiedzieć, Tak !
– Twoja muzyka niesie dużą dawkę optymizmu, energii i jest bardzo sugestywna. Moim zdaniem byłaby idealna, jako tło muzyczne w filmach. Czy byłbyś zainteresowany napisaniem muzyki dla filmu? Miałeś już takie propozycje?
G.E.: Słuchacze często mówią mi, że moja muzyka doskonale pasowałaby, jako ścieżka dźwiękowa do filmu. Gdybym miał możliwość, na pewno bym spróbował, choć jak na razie nikt mnie o to nie poprosił. Niewątpliwie komponowanie ścieżki dźwiękowej jest czymś zupełnie odmiennym od „zwykłego” skomponowania muzyki. W przypadku ścieżki dźwiękowej najpierw musisz dysponować filmem, dla którego ją skomponujesz. To właśnie sceny z filmu stanowią inspirację i wszystko to, co w nich się dzieje, choć postrzegam to także jako pewne ograniczenie w swobodzie kompozycji.
– Wiele zostało powiedziane odnośnie pozytywnej roli jaką odgrywa muzyka w zwalczaniu stresu i złych emocji. Myślę, że Twoja muzyka również może pełnić taką rolę. Czy zdarzało ci się, że komuś Twoja muzyka właśnie w ten sposób pomogła?
G.E.: Tak, wiele razy słyszałem, że moja muzyka pozwoliła komuś zmienić swój nastrój na lepszy, bardziej pozytywny. Osobiście uważam to za największy komplement. Podejrzewam, że takie działanie jest efektem tego, iż pozwalam, aby moje kompozycje były odzwierciedleniem wewnętrznych przeżyć, emocji, duszy.
– Podobał mi się Twój pierwszy album „Electra”. Czy to prawda, że któregoś razu powiedziałeś, iż nie jest on dokładnie tym, co chciałeś osiągnąć, choć ma on swój urok? Zawierał on między innymi nagranie zniekształconego głosu ludzkiego. Planujesz w przyszłości używać vocodera?
G.E.: Prawdę mówiąc, nie wiem. Kilka z moich syntezatorów posiada wbudowane niezłe vocodery, w tym najprostszy w użyciu moduł w Korgu MS2000. Ale przyznam, że rzadko go używam. Nie potrafię powiedzieć dokładnie dlaczego, choć przecież bardzo lubię vocodery. Na marginesie, vocodery były często używane w ostatniej części trylogii „Nearest Faraway Place” – jako efekt dla nagrań wierszy recytowanych po hiszpańsku. Nagrania te pierwotnie miały być wykorzystane w moim projekcie z dziedziny rocka progresywnego, ale ostatecznie nie zostały użyte. Kiedy kończyłem „Nearest Faraway Place”, przyszło mi niespodziewanie do głowy, że mogę przecież przepuścić je przez vocoder i wykorzystać. Z kolei na płycie „Wanderer of Time” wykorzystałem przetworzony głos mojego syna, Franka, deklamującego “Voyager One it the most distant human made object in the universe” (Voyager One jest najdalej wysuniętym we wszechświecie obiektem pochodzenia ziemskiego). Album „Electra” zawiera bardziej „zrobotyzowany” dźwięk vocodera, być może właśnie to masz na myśli kiedy o to pytałeś.
– Albumy z cyklu „The Nearest Faraway Place” okazały się być bardzo udaną serią, z uroczą atmosferą i pięknymi motywami muzycznymi. Skąd wziął się pomysł na taką serię?
G.E.: Po pierwsze tytuł – od zawsze byłem fanem The Beach Boys, szczególnie ich twórczości z okresu 1964-1973. Nazwa „The Nearest Faraway Place” pochodzi z ich instrumentalnego utworu, o ile dobrze pamiętam, z roku 1968 (*przyp. tłum: prawie dobrze, płyta „20/20” zawierająca ten utwór wydana została w roku 1969). To raczej melancholijny utwór i zawsze gdy go słuchałem, rozmyślałem o tym, skąd taki tytuł. Gdzie może być to „najbliższe odległe miejsce”? Na Ziemi? Gdzieś w kosmosie? Czy to dobre miejsce? A może bardziej mistyczne? I wiele innych tego typu przemyśleń. Chciałem coś zrobić z tym tytułem, jakoś go wykorzystać. Po drugie, koncepcja trylogii: zrobienia jednego dużego utworu – prawie czterogodzinnego – podzielonego na trzy albumy. Część druga rozpoczyna się z tam, gdzie zakończyła pierwsza a część trzecia tam, gdzie zakończyła druga. Początkowo chciałem wydać podwójny, lub potrójny album, ale z punktu widzenia sprzedaży to nie jest dobry pomysł, gdyż dwa oddzielne albumy sprzedają się lepiej, niż jedno wydawnictwo dwupłytowe (teraz cytuję mojego wydawcę 🙂 ). Tak więc trylogia musiała być wydana jako trzy albumy. Całość rozpoczyna się muzyką, którą skomponowałem w roku 2007 z okazji koncertu na festiwalu Gasometer w Oberhausen w Niemczech. To było wspaniałe, bardzo inspirujące miejsce i znakomicie nadawało się jako pierwsze „najbliższe odległe miejsce”. Drugi album został zainspirowany obrazem rosyjskiego malarza Yurija Pugachova, który przedstawia domy i ogrody w Tuluzie we Francji a w jednym z okien widać siedzącą kobietę. Okładka trzeciego albumu przedstawia krajobraz raczej pochodzący z innej planety, niż z Ziemi. To trzecie „najbliższe odległe miejsce”.
– „The Sculpture Garden” jest nowym albumem wydanym w kooperacji z Ruud Heij. Po raz kolejny w procesie tworzenia uczestniczy Twój przyjaciel. Czy możesz powiedzieć kilka słów o tym albumie?
G.E.: Nasz ostatni, wspólny album pochodzi z roku 2008. Po jego wydaniu (“Silent Witnesses of Industrial Landscapes”), nadal organizowaliśmy co jakiś czas wspólne sesje muzyczne. W efekcie, przez trzy lata zgromadziliśmy ogromną ilość zapisów. Wiosną i latem 2011 dokończyłem, zmiksowałem i dokonałem masteringu 16 z nich. Z tych 16 utworów wybraliśmy 6, z czego mogły powstać przynajmniej dwa, albo nawet trzy albumy. Generalnie muzyka na „The Sculpure Garden” ma więcej naleciałości rocka progresywnego, niż kiedykolwiek wcześniej, i to ja jestem temu winien. Jak zawsze większość akordów i wszystkie sekwencje są dziełem Ruuda, natomiast część basowa jest moim. Sesję nagraniową rozpoczyna zazwyczaj Ruud, przygotowując sekwencje na swoim systemie modułowym i sekwencerze. Ponieważ słyszę już tonację i tempo, mogę komponować akordy do tego, co on tworzy. To samo w sobie jest już całkiem inspirujące. Kiedy Ruud zakończy tworzenie sekwencji, naciskamy przycisk zapisu i rozpoczynamy grać. Ruud operuje na swoich sekwencjach, ja gram linię akordów i basu. Przeważnie jest to po prostu czysta improwizacja, nagrywamy 2-3 wersje i wybieramy jedną na później do dokończenia. Inspiracją do muzyki zawartej na „The Sculpture Garden” była nasza wizyta w ogromnym parku „Sculpture Garden” w Holandii w 2008. Ten park, a w zasadzie kombinacja lasu i parku, stanowi bardzo inspirujące otoczenie. Każdy z sześciu utworów na płycie został zainspirowany jedną z rzeźb i w wyniku tego ten album można potraktować jako album koncepcyjny. Cadenced Haven, moja narzeczona, zmontowała zwiastun wideo, na którym można zobaczyć każdą z sześciu rzeźb, a który jest dostępny na YouTube.
– Kiedyś wspomniałeś, że chciałbyś nagrać wspólny album z twórcami takimi, jak Frank Van Bogaert, Ian Boddy, Mark Shreeve, Remy, Lambert Ringlage. Czy jest szansa abyśmy kiedyś usłyszeli efekty takiej współpracy.
G.E.: Może z Remym, gdyż mamy zamiar spotkać się tej jesieni i sprawdzić, czy znajdziemy inspirację we wspólnym graniu. A poza tym, to w tej chwili nie ma innych planów na tego typu kolaboracje. Być może będą okazyjne nagrania z innymi muzykami teraz lub później. Niemniej jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Ruud Heij i Cadenced Haven. Jest to dla mnie o tyle istotne, że oboje odgrywają ważną rolę w moim życiu. Ruud jest moim wieloletnim przyjacielem, a Cadenced Haven (Laila Quraishi) jest moją narzeczoną. W moim przypadku jest to znakomite źródło inspiracji. W tym okresie odkryłem, że poczucie duchowej jedności z artystą, z którym współpracuję jest bardzo ważne. Jeżeli nie ma pomiędzy mną a nią/nim takiego połączenia, wtedy współpraca nie przynosi efektów. Co oznacza, że jestem bardzo ostrożny jeżeli chodzi o kolaboracje i staram się unikać rozczarowania z obu stron.
– Co robisz na co dzień poza tworzeniem muzyki.
G.E.: Pracuję od poniedziałku do czwartku, mam 32 godzinny tydzień pracy. Ponieważ nie wyżyję wyłącznie z komponowania muzyki, muszę pracować ;). A poza pracą: spędzam czas z dwoma milusińskimi, moim synem Frankiem i córką Lailą, moją miłością. Dwa razy w tygodniu biegam. Oglądam filmy, przeważnie kino ambitne (jestem wielkim fanem Krzysztofa Kieślowskiego). Odwiedzam się z przyjaciółmi. Fotografuję.
Pytania od Mariusza, fana i propagatora Twojej muzyki w Polsce:
Pytanie 1: Gert, jak to się dzieje, że zarówno fani muzyki elektronicznej, jak i fani rocka progresywnego kochają twoją muzykę? Zaskakujące jest zainteresowanie twoją muzyką ze strony szerokiej publiczności. Co w niej jest takiego przyciągającego, co powoduje, że wrażliwy słuchacz może zatonąć w magicznych krajobrazach Twojej muzyki?
Myślę, że w porównaniu do większości kompozytorów muzyki elektronicznej, moja muzyka jest bardziej symfoniczną, nie jest wyłącznie muzyką elektroniczną. Można w niej odnaleźć wpływy wielu kompozytorów niezwiązanych z el-muzyką, wliczając w to kompozytorów klasycznych. W niektórych, bardziej melancholijnych utworach można usłyszeć wpływy Ennio Morricone, mojego ulubionego kompozytora. Ale najwięcej wpływów pochodzi z rocka progresywnego i z upływem czasu pojawia się go w moich kompozycjach coraz więcej. Posłuchaj przykładowo czwartego utworu – Jarding d’email, a zaraz po tym fragmentu zaczynającego się od 7:22 na naszym nowym albumie, Ruuda i moim. Jest to czysty rock progresywny i tylko sekwencje nawiązują do muzyki elektronicznej. Obecnie rock progresywny jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, a mój pierwszy album z tego gatunku jest niemal ukończony. Zasadniczo już jest ukończony, ale zdecydowałem się w ostatniej chwili zamienić syntetyzatorową ścieżkę perkusyjną na autentyczną perkusję. Obecnie próbuję w ten sposób odtworzyć ścieżkę perkusji i jak tylko będę z tego usatysfakcjonowany, rozpocznę nagrywanie.
Pytanie 2: Masz w Polsce sporą liczbę fanów. Jak to jest, że Gert Emmens, mało znany kompozytor muzyki elektronicznej z Holandii jest tak popularny i słuchany w Polsce, kraju, w którym twoja muzyka nie jest nawet promowana przez radio? Na całym świecie twoje albumy są słuchane przez fanów, czy myślisz, że stoją za tym autentyczne emocje zawarte w Twojej muzyce?
Odnośnie Polski – nie mam pojęcia jak to wygląda w Polsce, być jest tak za przyczyną internetu? Może Polska ma szerokie tradycje w dziedzinie el-muzyki? Naprawdę jestem tak popularny w Polsce? Być może najwyższy czas zatem u was zagrać! Co więcej, korzystając z okazji, muszę Tobie bardzo podziękować, gdyż nie ma nikogo innego, kto bardziej promowałby moją muzykę, niż Ty Mariusz. Bardzo to doceniam. Odnośnie fanów na całym świecie: co ich przyciąga do mojej muzyki? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, być może dlatego, że jest ona dosyć melodyjna. Ale o to powinniśmy zapytać właśnie fanów ;
Pytanie 3: Gert, czym dla ciebie jest muzyka ?
Dla mnie muzyka to emocje. Odzwierciedlenie nastroju, osobowości. Tworzenie jest sposobem na wyrażenie tego, co czuję, co się ze mną dzieje, przeniesieniem uczuć na muzykę. Słuchanie muzyki może zmienić nastrój, muzyka może być dla duszy uzdrawiająca. Duchowym lekarstwem.
Pytanie 4: Czy w naszych dosyć bezdusznych czasach, nadal istnieje miejsce dla muzyki, która wyostrza zmysły, czy muzyka relaksująca, medytacyjna jest nadal ważna? Mam wrażenie, że dla nas, słuchaczy, muzyka Gerta Emmensa jest formą niezwykłej terapii, czymś trudnym do określenia. Podzielasz mój pogląd?
Rozumiem twój punkt widzenia. Moja odpowiedź na to jest mniej lub bardziej zbliżona do poprzedniego pytania. Dotyczy muzyki i czym ona dla odbiorcy jest. Muzyka może towarzyszyć, może pomagać w jakimkolwiek nastroju. W umysłach ludzi zawsze będzie miejsce na muzykę, bez względu na czasy. Myślę nawet, że im trudniej się żyje, tym bardziej muzyka staje się ważniejszą, gdyż jest to znakomity sposób na oderwanie się od problemów, choć na chwilę
Dziękuję ci bardzo za ten wywiad i życzę wielu nowych albumów oraz coraz większe ilości fanów Twojej muzyki.
Damian Koczkodon & Mariusz Wójcik
(całość możecie przeczytać tutaj).
Sprostowanie 😉 Połowę pytań wymyślił i zadał Mariusz Wójcik 😉
Poprawione 🙂