Mariusz Wójcik : Na początek pytanie, które dotyczy największej twojej muzycznej pasji czyli: Klaus Schulze i jego obrazy malowane dźwiękiem. Wiem, że jesteś jednym z największych fanów Klausa w Polsce i chciałbym ci utrudnić opowieść o swoim el guru. Marcin opisz album Klausa, który ciągle rozgryzasz, proszę opowiedz o takowym wydawnictwie mistrza Schulze, jeśli taki w ogóle jest ?
Marcin Melka : Muzyka Klausa Schulze zawsze trafiała w mój gust. Lubię taką muzykę, która potrafi być bardzo tajemnicza, abstrakcyjna, nieprzewidywalna oraz jest przede wszystkim wielobarwnym, muzycznym opisem krajobrazów, postaci, obrazów. Nie lubię łatwej muzyki. Wolę, kiedy artysta wymaga od słuchacza wnikliwego przesłuchania swojego dzieła. Dla przeciętnego słuchacza muzyka elektroniczna jest niezrozumiała i dziwna. I taką muzykę prezentuje Klaus Schulze. Jak zacząłem słuchać, to w pierwszych latach bardzo mi się podobała jego muzyka z lat 80. ubiegłego wieku („Audentity”, „Dziekuje Poland”, „Drive Inn”). Późniejszy okres, to była muzyka z lat 70. („Mirage”, „Timewind”, „Blackdance” , „Moondawn”, „Body Love”). Następnie zacząłem słuchać jego kompozycji z pierwszych płyt („Irrlicht”, „Cyborg”) oraz nielubianego przez większości fanów klasycznej muzyki elektronicznej okresu muzyki Schulze’a: lata 1990-1994. I tu się zatrzymam troszeczkę na dłużej. Wychowałem się w duchu muzyki klasycznej oraz opery. Gdybym nie znał tego gatunku muzyki, to nie słuchałbym dzisiaj klasycznej muzyki elektronicznej, ani tym bardziej płyt Klausa Schulze. Na pewno słuchałbym dzisiaj popularnej muzyki, jaka jest emitowana w radiu czy w telewizji. Muzyka tego niemieckiego wykonawcy z lat 1990-1994 kiedyś dla mnie stanowiła trudny orzech do zgryzienia. U mnie najdłużej trwało poznawanie muzyki z takich płyt jak „Royal Hall Festival” , „The Dome Event Live”, box „Silver Edition” – nagrania z lat 1992/1993 (m.in. obydwie części „Picasso geht spazieren”, „The Music Box”. „Machine De Plaisir”, „Narren des Schicksals”) „Totentag”, „Goes Classic”.To trwało mniej więcej rok czasu, kiedy przekonałem się do tej muzyki. Bardzo lubiłem słuchać jego muzyki z lat 70-tych i 80-tych. Kiedy już się jej nasłuchałem, wówczas sięgnąłem po muzykę z lat 1990-1994. W późniejszych latach zrozumiałem, że jest to jeden z najbardziej dojrzałych okresów i najlepsza muzyka po „X”, „Mirage” czy „Timewind” w jego twórczości. Zrozumiałem też, że Schulze chciał przedstawić swoje muzyczne zainteresowania w sposób bardzo ambicjonalny. Wielu jego fanów chwali jego dokonania. Szczególnie lata 70. i 80-te ubiegłego wieku, kiedy nagrał znane płyty, m.in. „Timewind”, „Mirage”, „Moondawn” czy wspomniane już „Dziękuje Poland”. Muzyka z tego czasu stała się jego znakiem rozpoznawczym: rozbudowane kompozycje, sekwencje, perkusja, mellotron, itd. Dla wielu jego fanów było szokiem, kiedy dowiedzieli się o nagraniu muzyki klasycznej i opery („Goes Classic, „Totentag”). Mówili, rozpisywali się, że to już koniec Klausa Schulze’a takiego, jakiego znamy. Okazało się, że bardzo się mylili, kiedy wyszły w następnych latach np. takie albumy jak „Dosburg Online”, „Are You Sequenced?” czy „Moonlake”. Był to powrót do sekwencyjnej muzyki, a nagrania z muzyką klasyczną, czy jak to bardziej precyzyjnie określić, nowoczesną muzyką klasyczną, było odskocznią. I sam artysta też zrozumiał, że raczej ani typowo klasyczna muzyka zagrana na syntezatorach ani elektroniczna opera w takim wykonaniu się nie sprzeda. A szkoda. Jestem zagorzałym fanem muzyki Klausa Schulze’a. Ja się temu dziwię, ponieważ ja sam odkryłem kilka lat temu, że Klaus Schulze już w latach 70. i 80. wielokrotnie zaznaczał, że muzyka klasyczna inspirowana muzyką Ryszarda Wagnera jest w jego utworach (m.in. „Timewind”), muzyka z orkiestrą symfoniczną : „X”, „Irrlicht”, „Cyborg”, oraz uwaga: „Stahlsinfonie”, klasyczny chór (np. „Thor (Thunder)”, „Synthasy”, „Mindphaser”, „Dune”). Nie rozumiem innych fanów muzyki Klausa Schulze, że tego nie spostrzegli. Muzyka klasyczna czy opera była w muzyce Schulze od zawsze!. Należy także pamiętać, że muzyka w twórczości Klausa Schulze przeżywała swoją ewolucję. Niby odczuwa się, że jest ten sam styl, podobne początki utworów, pady, ale jednak to nie zawsze jest to samo. Za każdym razem, kiedy odtwarzam jego płytę staram się coś wychwycić, lecz nie zawsze mi się to udaje. Myślę, że już chyba wszystko odkryłem. Mam praktycznie wszystko, co wydał na płytach winylowych, oraz na płytach kompaktowych. Na swoim blogu, w niedalekiej przyszłości zaprezentuję moim czytelnikom kolekcję płyt popularnych wykonawców klasycznej muzyki elektronicznej.
——————————————————————————————————————–
MW.: Twój blog „Phaedra” i jego angielska wersja „Klaustrophony” cieszą się ostatnio dużą popularnością. Bardzo się cieszę, ale powiedz mi, co sądzisz o takich publikacjach recenzji czy innych artykułów dotyczących muzyki raczej dla elity, czy w tych konsumpcyjnych czasach jest szansa na to, aby zwłaszcza te młode pokolenia poznały tą wyjątkowo uduchowioną muzykę?
MM: Recenzje płyt z klasyczną muzyką elektroniczną są doskonałą reklamą tego gatunku muzyki. Już w czerwcu tego roku wpadłem na pomysł, aby założyć bloga. Nie było to podyktowane tym, że jest to teraz modne. Moje pierwotne zamierzenie było takie, że chciałem mieć coś swojego w Internecie. Myślałem o własnej stronie Internetowej, na której będę prezentował kolekcję płyt moich ulubionych wykonawców. Pamiętam, że pewnego czerwcowego dnia, podczas budowania wizji nakreśliłem sobie strukturę strony. Wówczas narodził się pomysł, który jest aktualnie realizowany. Chciałem połączyć moje pierwotne zamierzenia, tj. zaprezentować swoją kolekcję płyt winylowych, kompaktowych wraz z recenzjami oraz wywiadami ze znanymi wykonawcami polskiej i zagranicznej muzyki elektronicznej. Na jednym z forum poświęconym muzyce elektronicznej kilka lat temu zamieszczałem recenzje niektórych płyt zagranicznych artystów, o czym czytelnicy się niedawno przekonali. Przesłuchałem je jeszcze raz oraz nieznacznie zmieniłem brzmienie pierwszych wersji recenzji. Do recenzji zamieszczanych na blogach „Phaedra” oraz „Klaustrophony” dołączam zawsze spis utworów, zdjęcie okładki oraz cytat, który stanowi słowo-klucz do zrozumienia muzyki. Jest to trudne, ponieważ jak wiadomo, każdy z nas ma różne gusta lub preferencje. Jedni lubią nowoczesną odmianę muzyki elektronicznej, np. trance, techno, house, rave, dark ambient, elektro-jazz, a inni lubią wyłącznie klasyczną muzykę w wykonaniu takich klasyków jak Klaus Schulze, Tangerine Dream, Jean-Michel Jarre, Vangelis, Kitaro czy Kraftwerk, a z polskich wykonawców, których jest bardzo wielu np. Władysław Komendarek, Marek Biliński. Ja zaliczam się do tych drugich, chociaż staram się słuchać i poznawać to, co tworzą młodsi wykonawcy. Moje blogi są skierowane przede wszystkim do młodszych słuchaczy, którzy jeszcze nie znają, lub są w trakcie poznawania klasycznych utworów popularnych wykonawców. Swoje recenzje oraz artykuły kieruję także do starszych czytelników, którzy już doskonale znają tę muzykę i orientują się w tym temacie. To coś w rodzaju takiego przypomnienia. Każdą płytę staram się ocenić inaczej. Do każdej oceny podchodzę rzetelnie i nieraz zdarza się, że tę muzykę czuję i opisuję inaczej niż inni moi znajomi recenzenci. Mojego bloga kieruję też do przyjaciół, aby przybliżyć namiastkę moich muzycznych zainteresowań. Oficjalnie swoją przygodę z klasyczną muzyką elektroniczną zacząłem latem 1986 roku, kiedy rodzice kupili mi kasety „Dziękuję Poland” Klausa Schulze i Rainera Blossa. Mam je do dziś. Wcześniej jeszcze był Czesław Niemen – („Dziwny jest ten świat”), Marek Biliński („Ucieczka z Tropiku”) oraz Kraftwerk („The Model”). Miałem około 6-7 lat i nie znałem jeszcze konkretnych nazwisk wykonawców. Dopiero później skojarzyłem sobie, że kiedyś to już słyszałem! Jeszcze wcześniej była muzyka klasyczna oraz opera. Muzyka z płyty „Dziękuje Poland” – to było dla mnie wielkie muzyczne przeżycie i odkrycie ! Powiedziałem: „To jest muzyka, którą chcę słuchać!” Miałem wówczas niecałe 11 lat, a dla moich rówieśników był to szok i niedowierzanie, że słucham w tym wieku tak dojrzałej i uduchowionej muzyki. Pamiętam, jak moje koleżanki i moi koledzy dziwili się: „Co to jest ? Czego Ty słuchasz? To jest dno kompletne do kwadratu”. Przyznam się, że kilku osobom z mojego kręgu znajomych spodobała się moja muzyka. Moi rówieśnicy około 25 lat temu słuchali popularnej muzyki dyskotekowej: m.in. Sandra, Modern Talking. Były to całkiem inne czasy: inna muzyka, niż ta która jest obecnie tworzona komercyjnie. Około 30-40 lat temu jeszcze ludzie byli nastawieni na emocjonalne przeżywanie muzyki. Wtedy nagrywano naprawdę piękną muzykę, nie tylko związanych z muzyką elektroniczną, ale też innych gatunków. Muzyka musi pobudzać zmysły, wyobraźnię słuchaczy oraz przedstawiać inne spojrzenie na świat, na refleksję tego, co nas otacza. Zawsze jest to jakiś zamysł artysty, ale przede wszystkim ważne jest to, co odczuwa słuchacz. I na tym polega piękno i siła klasycznej muzyki elektronicznej, która jest częścią progresywnego rocka. Czy jest szansa na dalszy rozwój muzyki elektronicznej w klasycznym jej wykonaniu ? Myślę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że za niedługi czas tak będzie. Obecnie w muzyce rockowej obserwuje się wielkie powroty zespołów, które kiedyś dominowały na scenie, np. Led Zeppellin. Sygnałem do powrotu dobrej muzyki są ponadto reedycje płyt innych zespołów, np. Pink Floyd, King Crimson oraz reedycje płyt Klausa Schulze lub reedycje pierwszych płyt niemieckiego zespołu Tangerine Dream. Instrumenty muzyczne, które są wykorzystywane podczas tworzenia muzyki są w obecnym stopniu mocno skomputeryzowane. Technika poszła naprzód, lecz nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. W poprzednich latach trzeba było się mocno napracować, aby stworzyć unikalne dzieło. Obserwuje się w obecnych czasach powrót do analogowych syntezatorów. Owszem, będą laptopy, komputery, ale to tylko przez pewien czas. Moim zdaniem kiedyś skończy się etap tworzenia i lansowania taniej, komercyjnej muzyki. Młodsi słuchacze zaczną poszukiwać innej drogi w muzycznym świecie i zainteresują się klasyczną muzyką elektroniczną oraz rockiem progresywnym. Być może ten proces już się zaczął, a właściwie następuje jego odnowienie.
——————————————————————————————————————–
MW.Wiem, że nie są ci obce inne style muzyczne choćby rock progresywny. Opowiedz coś więcej, jak to młody Marcin wchodził w świat muzyki rockowej czy progresywnej. Co tak naprawdę w tej muzyce jest ujmującego według ciebie ?
MM: Rock progresywny nie jest mi obcy. Moja przygoda z tym gatunkiem muzyki zaczęła się ponad 30 lat temu. Miałem wtedy wówczas 7 lat. Na taśmach szpulowych miałem nagrane same różne rzeczy, piosenki, bajki oraz nawet nagrania z ówczesnych seriali filmowych. Mój ojciec nagrał kiedyś na magnetofonie szpulowym piosenkę Pink Floyd „Another Brick in The Wall”. Już mi wtedy mówił, że Pink Floyd to świetny zespół i wspominał, że najlepsza ich płyta to „Ciemniejsza Strona Księżyca”. W 1987 roku, czyli pięć lat później, ojciec nagrał na magnetofonie „Kasprzak” wszystkie utwory z koncertu w Pompejach z 1972 roku. Jakość nagrania była taka sobie, ale przeżycia bardzo wielkie. To było moje kolejne muzyczne odkrycie, ponieważ muzyka brytyjskiego zespołu bardzo mi do gustu przypadła. Bardzo polubiłem ten koncert, a w szczególności utwór „Echoes”. Moje zainteresowanie muzyką Pink Floyd wzrosło bardzo w latach 1988-1994. Miałem muzykę wydaną na kasetach, które kupiłem podczas wakacji w Świnoujściu w latach 1988-1990. Były to zachodnie wydania, które kosztowały wówczas bardzo drogo. Przez cały rok zbierałem na to fundusze: zbiórka szkła, makulatury oraz kieszonkowe od rodziców. W tamtym czasie zainteresowałem się też muzyką Yes, King Crimson, Genesis, Emerson Lake and Palmer, Ricka Wakemana oraz Electric Light Orchestra. Z polskich wykonawców: SBB, Józef Skrzek, Czesław Niemen, Z tych wszystkich wymienionych wykonawców najbardziej lubię Pink Floyd. Z tego powodu też się cieszę, że w przyszłym roku odbędzie się koncert Australian Pink Floyd Show, który wystąpi w rocznicę nagrania wielkiego albumu „The Dark Side Of The Moon”. Bardzo mi się podoba podejście artystów, którzy grają rocka progresywnego. Piosenki tych zespołów zawierają bardzo poważne utwory o problematycznych aspektach życia, przemijaniu, miłości, niepewności w życiu, złym kulcie pieniądza, złych charakterach ludzi. I mnie to bardzo ujmuje. Nie lubię banalnych tekstów w muzyce. Cechą charakterystyczną progresywnego rocka, która lubię są długie, bardzo rozbudowane kompozycje. To jest zdecydowany plus tego gatunku muzyki. Nie bardzo przepadam w muzyce rockowej za krótkimi 2-3 minutowymi utworami, które bardzo szybko się zaczynają i kończą. Mam też swoje ulubione zespoły w muzyce rockowej, np. Boston, Led Zeppelin, Black Sabbath, AC/DC. Lubię czasami sięgać po inne gatunki muzyki: po bluesa (np. Mayall, Waters, Clapton), jazz (np. Davis, Hancock) new romantic (np. Depeche Mode, Visage, Midge Ure, Ultravox) czy po takich wykonawców jak Bryan Adams, Tina Turner, ZZ TOP. Jest wiele zespołów, ale to już jest inny temat.
——————————————————————————————————————–
MW. Wiesz, że mam słabość do Tangerine Dream .Opowiedz o swoich ukochanych płytach Edgara Froese i kolegów. Jak ty odbierasz ten muzyczny mandarynkowy świat?
MM: Twórczość zespołu Tangerine Dream poznałem gdzieś pod koniec lat 80. Była to muzyka z singla „Warsaw in the Sun” oraz z filmu „Firestarter”. Singla kupiłem w kiosku za dosłownie parę groszy, a muzykę filmową nagrałem z audycji radiowej Jerzego Kordowicza. Bardzo lubię słuchać utworów z okresu „Pink Years”, „Virgin Years” i „Blue Years”. Według mnie to najlepsze okresy w twórczości tego zespołu. Wspaniała muzyka, wspaniałe płyty oraz składy. W pewnym momencie było tak, że przez okres 2-3 lat szukałem tylko i wyłącznie nagrań tego zespołu. Bywało tak, że kupowałem wszystko, co było związane z tym zespołem. Uważam, że w latach 1970-1984 zespół nagrał znakomite płyty. Moje ulubione płyty, to m.in.: „Ricochet”, „Rubycon”, „Encore”, „Logos”, „Livemiles”. Jest ich wiele. Już w mniejszym stopniu nagrania z drugiej połowy lat 80., z lat 90. oraz obecne (poza nielicznymi wyjątkami). Wspomniałem na początku, że Klaus Schulze tworzy obrazy malowane dźwiękiem. Ta sama sytuacja była w początkowych latach działalności zespołu. Przykładów jest wiele i mógłbym je wymienić. Okresy Pink Years – nagrania inspirowane filozofią, narodzinami świata, muzyczny opis pozaziemskiego układu słonecznego, czy barwny opis organizmu człowieka, okres Virgin Years : „Ricochet” – muzyka z Kosmosu, „Rubycon” – bitwa w starożytnych czasach, czy „Stratosfear” – o Ziemi, „Poland” – Polska podczas stanu wojennego, „Underwater Sunlight” – oceany, wieloryby oraz „Tyger” – metafizyczna muzyka z niesamowitą recytacją wierszy Wiliama Blake’a. Lata 1970-1988 to właściwe lata świetności tego zespołu. Szkoda, że to tak wszystko się źle skończyło – odejście Chrisa Franke, zmiana stylu muzyki zespołu na lekki, przyjemniejszy. Z drugiej strony rozumiem intencje lidera zespołu Edgara Froese, że chciał zmienić muzykę oraz że nie chciał grać ciągle tego samego. Po latach okazuje się, że fani są bezlitośni i źle oceniają dzisiejsze nagrania. Powiem tak: są nagrania, które są bardzo udane. Np. w okresie „Melrose Years” najlepszymi płytami tego zespołu są „Melrose” oraz „Optical Race”, w okresie „The Seattle Years” : „Canyon Dreams”,”Quinoa”, następny okres „TDI Years” : „Goblins Club”, „Oasis”, „Mars Polaris”, „Great Wall Of China”, „Seven Letters From Tibet”, „Jeanne D’Arc oraz okres „Eastgate Years”: „Springtime in Nagasaki”, „Purple Diluvial”, „Bells Of Accra”.
——————————————————————————————————————–
MW: Muzyka elektroniczna dość mocno zakorzeniła się w rożnych filmach dokumentalnych czy tez fabularnych, masz swoje ukochane filmy z tego typu muzyką? A może inspiruje ciebie inne kino niekoniecznie z tą muzyka?
MM: Tak, mocno się zakorzeniła. Świetnym przykładem jest tutaj muzyka Vangelisa. Bardzo mi się podoba podejście tego artysty do tworzenia muzyki filmowej. Na pewno czytelnicy domyślają się, że chodzi tu o takie filmy jak „Łowca Androidów” czy „Rydwany Ognia” Vangelis nie popełnia błędów przy produkcji takich projektów. Większość muzyków tworzy najpierw tło, a potem dopiero ta muzyka jest dodawana do motywu z filmu. Vangelis podszedł całkiem inaczej, otóż artysta nakazywał wręcz, aby aktorzy poruszali się w rytm muzyki. To bardzo trudne, ale proszę zauważyć, że wówczas i muzyka oraz aktorzy współgrają na planie filmowym. Stanowią, jedną, zharmonizowaną całość, jeden monolit. Przykład: motyw pocałunku w filmie „Łowca Androidów”, czy bieg sportowców przygotowujących się do Olimpiady w filmie „Rydwany Ognia”. Bardzo udanie zaprezentowała się także muzyka Tangerine Dream: muzyka do filmu „Sorcerer”, „Thief”, „Legend”, „Near Dark” czy Klausa Schulze: „Body Love”, „Angst”, „Le Moulin De Daudet”. Raczej nie lubię innej muzyki do filmów niż instrumentalną. Klasyczna muzyka elektroniczna jest doskonałym tłem do różnego rodzaju filmów, słuchowisk, audycji, spektakli teatralnych, baletu. Należy tylko odpowiednio ją wykorzystać.
——————————————————————————————————————–
MW: Dziękuję za odpowiedzi. Ja Ci życzę zdrowia i dalszego trwania w swojej muzycznej pasji.
MM: Ja również życzę Tobie wszystkiego dobrego. Dziękuję bardzo i do usłyszenia.
Mariusz Wójcik