Tworzy i wykonuje Pan niezwykle różnorodną muzykę. Wydaje się, że zamiast gotowych rozwiązań woli Pan ciągle poszukiwać. Czy tak jest rzeczywiście?
Tak, wszystko się zgadza. W błędzie jest ta osoba, która mówi, że w muzyce już wszystko powiedziano i nic się nie da zrobić. Da się zrobić wiele, a tym bardziej w elektronice, która niesie ze sobą miliardowe możliwości… Oczywiście, przy otwartych na eksperymenty głowach.
Ciężko sobie wyobrazić współcześnie muzykę bez wsparcia elektroniki. Nie zawsze jednak to wsparcie przynosi właściwy efekt. W Pana przypadku elektronika nie jest sztuką dla sztuki, ale niezwykle pomocnym instrumentarium, dzięki któremu powstaje muzyka z duszą. Czy to kwestia umiejętności wykorzystania instrumentów, czy tworzenia samych kompozycji?
Uważam, że i to, i to. W moim przypadku najważniejszą czynnością przed przystąpieniem do tworzenia jest oprogramowanie poszczególnych instrumentów, tak żebym był z tego zadowolony… No i bardzo ważne jest oryginalne brzmienie. Dopiero później myślę o tworzeniu na podstawie tego brzmienia wcześniej stworzonego. Toteż może powiem krótko: barwy i oprogramowanie unikalne inspirują mnie do stworzenia czegoś. Tak to we mnie gra i działa.
Kiedyś był Pan mocno kojarzony ze sceną rockową, ma Pan na koncie występy w Jarocinie – czy nadal ma Pan ambicje wykorzystywać elektronikę w służbie rocka?
Z tym nie ma najmniejszego problemu, bo mam korzenie rocka progresywnego! Ale, przyznać trzeba, że głównie wiąże się to z kosztami dla innych artystów, którzy ze mną współpracują. No i wiadomo, rośnie trzy-czterokrotnie wynagrodzenie. Głównie dla gitarzystów lub perkusistów.
Słyszałem, że ma Pan w domu mnóstwo instrumentów elektronicznych najwyższej światowej klasy. Czy to kosztowna sprawa? Jak Pan zdobywa te instrumenty?
Na pewno jest to kosztowna inwestycja. Ale jak coś mnie pasjonuje, to nie mam zahamowań. Takie coś muszę mieć wcześniej czy później. Wcale nie gardzę instrumentami wyprodukowanymi w latach 60., jak ograny Hammonda – model m-143 z głośnikami wirującymi Leslie, który to zestaw posiadam. To są instrumenty z duszą analogową i nadające się dla artystów emocjonalnych.
Czy istnieje coś takiego jak polska scena muzyki elektronicznej?
Tak, scena muzyki elektronicznej w tym kraju stoi nawet nieźle. Biorę jednak pod uwagę tylko podziemie i oryginalne tworzywa. Góra mnie w ogóle nie interesuje, bo jest konserwatywna i nierozwojowa.
A czego słucha Władysław Komendarek?
Przede wszystkim słucham progresywnego rocka i muzyki ludowej z całego Świata, również muzyki obrzędów religijnych.
Jak brzmiałby Komendarek akustycznie?
Kilka koncertów akustycznych już zaliczyłem. Jedno jest ciekawe, że ja do takich koncertów zupełnie się nie przygotowuję. Dlaczego? Ponieważ myślę tylko o muzyce, nie mam kabli elektronicznych i nie mam żadnych niespodzianek technicznych. To jest duży plus. Jest istotne, żeby fortepian był dobrej marki, np. Steinway, a muzyka jest tworzona cały czas. Non stop. W czasie rzeczywistym.
No tak, ale z tego co słyszałem, nie tylko do koncertów akustycznych nie przygotowuje się Pan specjalnie. Również tradycyjne koncerty przebiegają spontanicznie. Jednocześnie spędza Pan mnóstwo czasu na programowaniu i komponowaniu w domu. Jak porównać te dwa tryby pracy?
Taaaak, to są dwa różne tryby pracy. Jeden tryb to studio, tworzenie i przygotowywanie materiału na płytę i tym podobne. Drugi tryb, to tworzenie świeżej muzyki w czasie rzeczywistym na koncercie i to jest niepowtarzalne. W studiu nigdy się nie osiągnie takiego rozwiązania emocjonalnego, bo energia słuchaczy z sali koncertowej współpracuje z moją energią. To jest siła takich pomysłów. W studiu jest to niemożliwe. Na koncertach nigdy nie gram płyt w całości „od a do z”, bo mnie to męczy.
Jakie ma Pan skojarzenia z Łodzią, zarówno te koncertowe, jak i zupełnie nie związane z muzyką?
Bardzo trudne pytanie, ale tak sobie pomyślałem, że wypadałoby w Łodzi zagrać po tylu latach. Jest tu też ciekawe środowisko twórców i organizatorów koncertów. W ubiegłym roku byłem na festiwalu producentów muzycznych Soundedit, który organizuje Werk, kiedyś z Hedone. (…) Dużo młodzieży, dobra organizacja, ciekawe występy. Łódź może nie jest z Kosmosu, ale zawsze coś się tu może wydarzyć.
Wobec tego jakie oblicze Władysława Komendarka usłyszymy na koncercie w Łodzi? Czy będzie to eksperymentarium elektroniczne, czy bardziej transowe dźwięki.
Będzie to, co zawsze staram się zaprezentować. Od rocka progresywnego, czyli przypomnienie historii, w małej części fragmentów Exodusu. I będzie również moja twórczość z różnych okresów. A jeśli chodzi o trans – też będzie.
Rozmawiał Adam Żeberkiewicz [źródło]
Pingback: Komendarek po 25 latach w Łodzi | phaedra