Przemysław Rudź : „Jestem wielkim piewcą wolności człowieka”

ruuudWarto czasem spenetrować pozornie hermetyczne zakamarki niszowych gatunków muzyki, w których natknąć można się na interesujących twórców. Jednym z nich jest Przemysław Rudź  – utalentowany kompozytor z Gdańska, którego dokonania mają coraz więcej wielbicieli na wąskim rynku polskiej klasycznej elektroniki ale również poza granicami kraju.  Regularnie nagrywa nowe płyty, a kolejna premiera już na jesieni. Postanowiłem przybliżyć jego postać Czytelnikom i zadałem artyście kilka pytań:

DK: Prowadzisz bardzo aktywne życie: nagrywasz płyty, napisałeś kilka książek, wygłaszasz prelekcje i wykłady, bierzesz udział w zlotach astronomicznych, pracujesz jako freelancer, bawisz się, znajdujesz także czas dla swoich najbliższych. Jak udaje Ci się pogodzić tyle spraw?
PR: Dobre pytanie! Tym bardziej, że generalnie nie jestem człowiekiem, który jest jakoś specjalnie uporządkowany, zdyscyplinowany, którego życie ma z góry założony harmonogram. Większość z tego, co udało mi się dokonać wyłoniło się z chaosu. Pracuję zrywami przedzielonymi okresami błogiego lenistwa. Natchnienie to dobre słowo, choć prawdziwy  sens jego realizacji przypisuję większym i bardziej zasłużonym ode mnie.  Tak czy siak, takie okresy pozornej bezczynności pozwalają ładować moje mózgowe baterie potencjałem inspiracji, a ciało siłami fizycznymi niezbędnymi do podtrzymania aktu tworzenia.
DK: Kiedyś powiedziałeś  że dużo ludzi prowadzi „życie ograniczone do jedzenia i wydalania, pracy i spania, kopulacji…”.  Jako artysta masz coś własnego do przekazania, ponad przyziemne sprawy. Co Cię inspiruje, jakie masz przesłanie dla świata?
PR: Dowodem na takie życiowe credo wielu jest wielomilionowa publiczność różnego rodzaju sitcomów, telewizyjnych show i seriali, lektury brukowców oraz temu podobnych rozrywek.  Rzuca się więc łatwo w oczy brak dążeń, aspiracji, czy elementarnej chęci spełniania indywidualnych marzeń. Ludzie ci znajdują substytut własnego szczęścia w postaci ekranowej papki i sukcesów podobnych sobie przedstawicieli tzw. przeciętnego zjadacza chleba. Jeżeli dodamy do tego modną w  cywilizacji Zachodu postawę, że najważniejsze to być i mieć, „vox populi” z jego stosunkiem roszczeniowym (to i to mi się należy), zawiść, brak życzliwości, obraz naszego świata nie napawa optymizmem. Jestem wielkim piewcą wolności człowieka. Niezbywalnego prawa do realizacji swoich planów, kreowania przedsięwzięć często daleko wykraczających poza aktualne możliwości. Chciałbym, żeby planeta ta była domem dla takich właśnie istot, które w rozumnym indywidualizmie potrafią współdziałać w imię wyższych idei. Postęp nauki i medycyny, sięganie ku krańcom Wszechświata, czynienie świata lepszym dla nas i przyszłych pokoleń. Być może to utopia, ale zawsze jest ku czemu zmierzać… Nie ufam zarazem wszelakim instytucjom, które tą wolność ograniczają, a sens swojego istnienia tłumaczą tzw. czynieniem dobra. Jeżeli np. patrzę na obrady naszego parlamentu, to aż nadto przekonuję się, że wielki czterdziestomilionowy naród skazany jest na działalność legislacyjną intelektualnych miernot, których horyzont myślenia nie wykracza poza termin następnych wyborów. Zresztą w Parlamencie Europejskim sytuacja niewiele się różni…
DK: Zauważyłeś pewnie, że miłośnicy muzyki elektronicznej to często czytelnicy fantastyki, miłośnicy astronomii, pasjonaci świata nauki. Jak byś wytłumaczył tę szczególną zależność?
PR: To ludzie, którzy poza codzienną egzystencją posiadają drugi, o wiele głębszy świat przeżyć wewnętrznych. To osoby wrażliwe, czasem niepozorne, schowane gdzieś za niewidzialną ale szczelną kurtyną. Niektórzy z nich może nawet czują się zaszczuci przez rzeczywistość, stłamszeni przez system. Lektura opowieści o lotach kosmicznych, przygodach bohaterów zdobywających nieznane pozaziemskie światy, a do tego regularne studium nowinek naukowych, odkryć i temu podobnych kwestii, skutecznie pomijanych w wiodących środkach masowego przekazu, sprawia, że to oni daleko bardziej i pełniej rozumieją otaczający nas świat niż przeciętny człowiek. Ich nie obchodzi, czy w tysięcznym odcinku telenoweli Irenka rozwiedzie się ze Staszkiem. Ile osób zastanawiało się dlaczego ptak potrafi latać, albo w jaki sposób powstaje obraz w ludzkim oku, czy dlaczego nagle urywa się Lacrimosa w Requiem Mozarta? Pytań jest całe mnóstwo i właśnie tego typu ludzie łakną na nie odpowiedzi. Są przy tym uodpornieni na demagogię, krytycznie przyjmują polityczną propagandę, potrafią uzasadnić swój punkt widzenia, czy godzinami rozprawiać o swoich pasjach…
DK: Któregoś razu wspomniałeś mi: „Każde przelanie ludzkiej myśli na papier, ubranie w słowa  powoduje,  że ona się materializuje, inaczej by jej nie było, zostałaby niezauważona w kosmicznym chaosie. To jedna z cech człowieka, która odróżnia go od zwierząt, że poza wrodzonymi instynktami potrafi coś stworzyć” Czy będziesz dalej pisał książki?
PR: Oczywiście! Jesienią tego roku ukaże się kolejny przewodnik astronomiczny, który jednak wyczerpuje formułę tego typu wydawnictw mojego autorstwa. Nie chcę popełniać z każdym nowym tytułem swoistego autoplagiatu. Poza tym przy aktualnym poziomie czytelnictwa, zwrot finansowy z tego typu przedsięwzięcia w najlepszym razie jest daleko odłożony w czasie, choć generalnie i tak nie jest w stanie godnie zrekompensować poniesionych wyrzeczeń i ogromnego nakładu pracy. Pewne jednak jest, że coś w przyszłości jeszcze popełnię, może zwrócę uwagę i skoncentruję się na popularnych ostatnio e-bookach z ich bezpośrednim dostępem do Czytelnika, bez pośrednictwa żadnego wydawnictwa.
 DK: Tworzysz muzykę dla ludzi lubiących rozmyślać, penetrujących swoje ego. Na swojej stronie piszesz: „Kontrola nad każdym aspektem brzmienia, tworzenie nowych barw i modyfikowanie już istniejących (…), daje poczucie pełnej wolności”. A  jednak niedawno postanowiłeś to rozszerzyć i nawiązać współpracę z Władysławem Komendarkiem „geniuszem egzystującym w podziemiu”. Jak do tego doszło?
PR: Zacytuję tu fragment tekstu, jaki pojawi się we wkładce do naszego albumu, a który doskonale w moim odczuciu odda atmosferę, w jakiej doszło tej współpracy:
„Kulisy powstania tego albumu są niezwykłe. Wystarczyło jedno spotkanie i krótka wymiana zdań z okazji koncertu Władka, aby po jakimś czasie pomysł wspólnej płyty nabrał realnych kształtów. Znając i ceniąc muzyczny dorobek Gudonisa wiedziałem, że im bardziej progresywny materiał przygotuję, tym chętniej weźmie On udział w przedsięwzięciu. Gdy miałem już wstępnie zmiksowane utwory, to choć brzmiące świetnie i pełne rozmachu, oczywiste było, że sporo w nich jeszcze brakuje, aby mogły ujrzeć światło dzienne. Gdy odebrałem wreszcie długo wyczekiwaną płytę DVD ze ścieżkami nagranymi przez Władka, po wstępnym miksie niemal nie spadłem z krzesła. To było to, o co chodziło! Internet pokazał tu swe jasne oblicze. Płyta duetu Komendarek & Rudź to efekt ciężkiej i sumiennej pracy, dyscypliny czasowej i, co niezwykle istotne, wymiany ponad setki e-maili, bez których trudno byłoby nam przekazać jeden drugiemu uwagi, osobiste życzenia i sugestie.”
 D.K: Przesłuchałem fragment Waszych nowych wspólnych dokonań. Kapitalna muzyka. Wiem, że ta płyta będzie dużym wydarzeniem w naszym małym światku fanów muzyki elektronicznej. To ciekawe połączenie: nieujarzmiony sceniczny szaman Komendarek i skupiony na swojej pracy, „okresowo” dyscyplinujący się Przemysław Rudź.  Łączy Was jednak kilka spraw: obaj dysponujecie dużym potencjałem i rewelacyjnie miksujecie różne brzmienia. Co powstaje z takiego zderzenia jasno świecących komet?
PR: Jak na razie powstała płyta „Unexplored Secrets Of REM Sleep”, która jest muzyczną ilustracją tego, co chyba każdemu z nas przytrafia się podczas marzeń sennych. Cudowna byłaby świadomość, że nasi Słuchacze, ciepło odebrali zawartość krążka i włączyli do swego żelaznego kanonu ulubionych el-muzycznych albumów. Osobiście uważam, że płyta jest godna większej uwagi nie tylko ze względu na udział legendarnego Władka Komendarka, ale może też dlatego, że rzadko w naszych czasach można spotkać tak eklektyczne i świeże podejście do tematu. Może to brzmi nieskromnie, ale gdybym nie czuł, że to może być coś naprawdę dobrego, nigdy nie zdecydowałbym się na publikację materiału. Czy kiedyś jeszcze zrobimy coś wespół z Gudonisem? Czas pokaże, choć frajda ze współpracy z nim prędzej czy później przypomni mi ten niesamowity projekt. Muzyczne przyjaźnie zawiązywane są wszak na lata!
DK: Bardzo jestem ciekaw w jakim kierunku rozwinie się Twoja kariera. Życzę Ci, abyś siłą swojego talentu przebił dla tej muzyki mury ludzkiej ignorancji i pozyskał jej wielu nowych wielbicieli.
PR: Kolejny album solowy, o roboczym tytule „Back To The Labyrinth” to mój powrót do odległych czasów szkolnego zespołu, który miał aspiracje aby grać rocka progresywnego i dzięki któremu w ogóle zacząłem myśleć poważnie o muzykowaniu. Będzie to próba uchronienia od zapomnienia części tamtych kompozycji, oczywiście w kompletnie zmienionej formie, nowoczesnej aranżacji i instrumentacji. Szkielet kompozycji już jest gotowy, a ostateczny efekt powinien udowodnić, że album duetu Komendarek & Rudź, to nie był przypadek. Bardzo dziękuję za miłe słowa o mojej muzyce oraz możliwość udzielenia odpowiedzi na powyższe pytania. Zainteresowanych moja twórczością zapraszam do kontaktu za pomocą poczty elektronicznej, śledzenia mojej strony internetowej, profilu na Facebooku.
Damian Koczkodon