[1] | Calypso | 8’23” |
[2] | Calypso Part 2 | 7’10” |
[3] | Calypso Part 3 (Fin de siécle) | 6’29″ |
[4] | Waiting For Cousteau | 46’53” |
„Kalipso zakochała się w Odyseuszu, gdy ten znalazł u niej ratunek i gościnę po rozbiciu się okrętu, na którym podróżował. Próbowała go zatrzymać na wyspie, obiecując wieczną młodość i nieśmiertelność. Z nakazu bogów po ośmiu latach prób musiała zrezygnować ze swoich planów, pomóc Odyseuszowi w budowie nowego statku oraz wskazać mu gwiazdy, które pokażą kierunek powrotnej podróży do Itaki.” (za pl.wikipedia)
Pierwotnie album ten miał się nazywać „Cousteau on the Beach”. To jeden z bardzo ważnych albumów studyjnych Jean – Michel Jarre’a, po „Oxygene” i „Zoolook”. Ten album mnie bardzo zaskoczył, kiedy usłyszałem po raz pierwszy. Jarre nagrał płytę w hołdzie dla francuskiego oceanografa, Jacques’a Cousteau i ukazała się w dniu jego 80 Urodzin. Sądząc po tytule, miałem nadzieję, że to będzie muzyczna opowieść, która została nagrana w stylu pierwszej płyty francuskiego artysty. Pierwsze wrażenie, to totalna zmiana brzmienia. Kiedy włączyłem muzykę, usłyszałem szum morza, krzyki ptaków oraz bulgot wody. Od razu mi się to skojarzyło z zamorskim krajobrazem. Płyta zapowiada się bardzo ciekawie. Można ogólnie stwierdzić, że to album eksperymentalny. Wielbiciele muzyki Jarre’a, którzy dotąd byli przyzwyczajeni do dźwięków z albumów „Oxygene”, „Equinoxe” lub „Rendez-Vous” zapewne byli w szoku, kiedy po raz pierwszy przesłuchali w całości ten album. Osobiście mi ten album także nie spodobał mi się. Nie doceniałem go. Dopiero po którymś przesłuchaniu powiedziałem sobie, że ten album jest dobry. Jednak tylko w przypadku tytułowego utworu. Owszem, lubię posłuchać rytmiczną muzykę, lecz utwór „Calypso” raczej mi do gustu nie przypadł. W pierwszej odsłonie utworu słyszymy szum morza. Następne partie utworu to dynamiczne akordy i melodie grane przez Jarre’a, które są wspomagane przez muzyków z „The Amoco Renegades” z Trynidadu grających na bębnach. „Calypso” część pierwsza – jest według mnie za długa. Jednak da się słuchać. Część druga „Calypso” jest dużo lepsza niż pierwsza. To jest muzyka Jarre’a, którą lubię i cenię. Wszystko zaczyna się niespodziewanie, jakby za jednym mocnym szarpnięciem. Wydaje się nam, że jesteśmy w batyskafie i podążamy ku głębinom oceanu. Jest mroczno i bardzo tajemniczo. Mijamy skały, podmorskie, skaliste szczyty, rozpadliny, nieznane gatunki zwierząt oraz roślinność, która nie występuje na lądzie. Momentami wydaje nam się, że zaraz pojawi się morski potwór i zniszczy nasz batyskaf. Pod koniec ponownie słyszymy karaibskie rytmy, bębny oraz piękną melodię graną przez Jarre’a na syntezatorze. Ostatnia, trzecia część, to bardzo ładne zwieńczenie tej krótkiej suity. Utwór rozpoczyna się mocnym uderzeniem elektronicznej perkusji, by za chwilę przejść w nostalgiczną melodię. Pod koniec utworu słyszymy syntezatorową gitarę oraz padający deszcz, który symbolizuje oczekiwanie na kogoś. Końcówka robi piorunujące wrażenie. Ostatni, tytułowy utwór to jeden z moich ulubionych nagrań Jean – Michel Jarre’a. Długi, bo prawie 50-minutowy utwór nagrany w stylu ambient całkowicie mnie zaskoczył. Powiem szczerze, że po pierwszym przesłuchaniu miałem ochotę kasetę zmazać (nagranie zarejestrowałem podczas słuchania audycji radiowej w 1990 roku). Jednak tak się nie stało. Po kilkunastokrotnym przesłuchaniu „Waiting For Cousteau” uznałem, że to jest to. Nowa jakość, nowe brzmienia. Muzyka, którą słyszymy przez ponad trzy kwadranse, to spokojny, pozbawiony jakichkolwiek rytmów, sampli, muzyczny obraz morskiej podróży. Można przy tej muzyce zrelaksować, odpocząć, malować obrazy lub czytać książkę. To działa na wyobraźnię Utwór jest idealnie spięty w harmonijną całość. Słuchacz podróżuje przez muzyczne obrazy głębin oceanu, aby pod koniec wędrówki wypłynąć batyskafem na powierzchnię ku Słońcu. Podsumowując, uważam, że ten album jest wart przesłuchania. Będę polecał go każdemu, a w szczególności „Waiting For Cousteau”. Jako uzupełnienie tej recenzji polecam nagranie DVD z 1990 roku z koncertu w Paryżu. Często można ten utwór wysłuchać podczas koncertów Jarre’a w oczekiwaniu na jego rozpoczęcie.
Marcin Melka