Jako tradycjonalista z postacią Dietera Wernera nie zetknąłem się na Jamendo, gdzie dostępna jest jego muzyka, tylko w audycji Jerzego Kordowicza „Tragarze Syntezatorów”. Jakiś fragment mojego umysłu zarejestrował wtedy fakt, że oto na niewielkim poletku rodzimych El – twórców pojawił się kolejny człowiek z dużą wyobraźnią. W końcu postanowiłem poznać bliżej autora trzech bardzo ciekawych płyt. Pytania o konkretne tytuły dotyczą ostatniej z nich pt. „Epoka dywergencji”.
– Imię Dieter to, jak mi wyjaśniłeś pseudonim artystyczny. Czy oddzielenie prywatności od życia zawodowego jest po prostu zdrowym nawykiem, czy obawą przed atakiem internetowych wampirów, ludzi spaczonych, którzy korzystając z anonimowości sieci często nękają innych?
D.W: Na wstępie chciałbym powitać wszystkich czytających ów wywiad ze mną u Ciebie Damianie i serdecznie podziękować za zaproszenie. Śledzę Twoje wywiady i czytam z ogromną ciekawością, tym bardziej miło mi, że mogę się tu wypowiedzieć. Wracając do pytania – nie boję się absolutnie takich ludzi, niech sobie piszą co chcą na mój temat. Myślę, że każdy artysta jest ciekawy, co mają odbiorcy do powiedzenia na jego temat. Osobiście bardzo sobie cenię konstruktywną krytykę, jeśli zaś jest to typowa chęć poniżenia bez żadnych uzasadnień, to trudno – takie postępowanie świadczy tylko o autorze. Na mnie, póki co, nie robi to wrażenia.
– Cechą charakterystyczną Twoich dokonań jest niesamowita, godna podziwu różnorodność. Całe te mnóstwo sampli, ozdobników, fantastycznie wzbogaca każdy utwór. Wszystkie je wyszukujesz w sieci, czy zdarzyło Ci się wykorzystać prywatne, domowe rejestry zdarzeń?
DW: Oczywiście. W moich utworach korzystam czasami z nagrań dokonywanych kilka lat temu z moją byłą żoną wokalistką, mam na jednym z utworów zarejestrowany głos mojego syna jak był mały. Ale ogólnie źródła pochodzenia moich sampli są bardzo różne. Z sieci korzystam raczej rzadko, mam swoje prywatne zbiory, w postaci bibliotek sampli i również sporo nagrywam. Zaopatrzyłem się w tym celu w specjalne urządzenie, dzięki któremu mogę nagrać cokolwiek i gdziekolwiek z bardzo dobrą jakością. Ostatnio stworzyłem sobie coś w rodzaju przenośnego studia nagrań z laptopem, dzięki czemu mogę pojechać do kogoś i np. nagrać wokal do utworu.
– W twojej wcześniejszej muzyce słyszę dużo odwołań do czasów średniowiecza, rycerzy i zakonów, ba, umieszczasz nawet fragmenty obrządków kościelnych. Wiem że nie jest to deklaracja wiary, tylko po prostu dźwiękowe obrazy. Powiedz mi, czy ich obecność wynika może z wcześniejszej lektury, ciekawych filmów lub podobnego źródła inspiracji?
DW: Średniowiecze, jako epoka ma według mnie wyjątkowy klimat. Ale mnie inspiruje dosłownie wszystko. Nie wiem czemu tak się dzieje. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Czy to będzie film, jakieś dawne wspomnienie, czy też codzienne prozaiczne życie, to wszystko wywołuje u mnie jakieś skojarzenia i pomysł gotowy ;). Modlitwy w moich utworach są często pewnym symbolem, ale również jest to kapitalny materiał dźwiękowy wywołujący właśnie, jak wspomniałeś, pewne obrazy w umyśle odbiorcy. A ja widocznie muszę te obrazy wywoływać :). Lubię np. stworzyć w wyobraźni słuchacza wizję mrocznego średniowiecznego zamczyska i nagle wplątać w to obcy pierwiastek odwołujący się do zupełnie innej epoki, albo wręcz do nadprzyrodzonego zjawiska :).
– I znakomicie Ci się to udaje. Bardzo mi się podoba swoboda z jaką łączysz różne gatunki muzyki i klimaty. Wydaje mi się to obecnie najlepszym pomysłem na wzbudzenie zainteresowania. Czy kryje się za tym odbicie Twoich wcześniejszych pasji, czy efekt grania przez kilka lat muzyki popularnej?
DW: Wierz mi, że gdyby chodziło mi jedynie o wzbudzenie zainteresowania, wypiąłbym gołe d… na scenie, albo stanął z syntezatorem na dachu Marriotta i groził, że skoczę. Z pewnością w TVN 24 już by o tym mówili :). Niestety doczekaliśmy się czasów, w których muzyka jest często tylko dodatkiem do kiełbasy i sztucznych ogni podczas festynu, a artystów niedługo będzie więcej niż odbiorców. Dlatego ci, którzy tworzą np. pop, rock czy dance, aby odróżnić się od 15 000 podobnych produkcji muszą wyróżnić się czymś innym, nie samą muzyką. Koncepcja tej mojej eklektycznej muzyki zrodziła się w mojej głowie już bardzo dawno temu, w latach 90. Ale wtedy nie miałem sprzętu by to zrealizować. Jednak może i dobrze się stało, bo granie muzyki pop przez te wszystkie lata nauczyło mnie wielu rzeczy i z pewnością wywarło duży wpływ na to, co w tej chwili słyszysz na moich płytach. Co najbardziej mnie wkurzało w muzyce „popularnej”, jak ją nazwałeś, to ta skłonność do podrabiania jednych przez drugich, np. ktoś wymyślił taką zagrywkę czy efekt który się spodobał szerokiej publiczności, to od razu znalazło się stu innych z identycznymi wstawkami. Tego nie lubię. Ja zdaję sobie sprawę, że w muzyce już wszystko zostało powiedziane. To znaczy: można stworzyć zapewne jeszcze wiele nowych nurtów, lecz każdy z nich będzie brzmiał podobnie do czegoś już istniejącego. Poprzez takie połączenia pomyślałem sobie, może uda się stworzyć choćby jakąś namiastkę czegoś nowego, albo przynajmniej zaskoczyć nieco słuchacza, jednak nie jest to absolutnie głównym celem mojego tworzenia.
– Kompozycja „Szpitalny korytarz” powstała na kanwie rzeczywistych wydarzeń, czy to wytwór Twojej fantazji?
DW: To taka opowieść o życiu widziana z perspektywy osoby będącej już na granicy życia i śmierci. Tu posłużyły mi za inspirację różne wspomnienia z życia, które akurat w tym przypadku są na tyle uniwersalne, że każdy może się z tym utożsamiać. Częściowo też inspiracją były moje niedawne wizyty w instytucjach typu NZOZ, związane z moją „tajemniczą” chorobą, resztę dopisała wyobraźnia :).
– Gdy słyszę rosyjskie dialogi i ludowe przyśpiewki na ”Zmierzchach i świtach” rozumiem że dajesz tym dowód braku uprzedzeń. Jesteś więc pozytywnie nastawiony do całego świata?
DW: Dokładnie tak. Nie mam nic przeciwko żadnym gatunkom muzycznym, szanuję każdą kulturę i cieszę się, że mogę z niej czerpać inspiracje. Fascynują mnie bardzo rożne kultury na świecie i obyczaje, a także minione epoki i wszelkie religie. Ze wszystkiego czerpię i cokolwiek nie usłyszę, jest w stanie mnie zainspirować. Wszystko traktuję jako materiał dźwiękowy, nawet konkretny przekaz werbalny traktuję czasem bardziej jako dźwięk niż treść.
– W utworze „Immunoglobulina” można usłyszeć jazzujące fragmenty. To przypadek czy fascynacja?
DW: Fascynacja oczywiście. I to sprzed wielu lat. Był taki okres w moim życiu, że zaraziłem się mocno jazzowymi klimatami i w tę stronę też część mojej dawnej twórczości podążała. Było to jednak tylko przejściowe zauroczenie, ale czemu mam nie skorzystać z tego w mojej eklektycznej muzyce ? :).
– „Trzynasty wezyr Kalifatu” – gdyby ten utwór trafił do Polskiego Radia i był odpowiednio promowany, mógłby stać się przebojem. Masz czasami takie pragnienie?
DW: Kiedy zajmowałem się muzyką nazwijmy to ”bardziej komercyjną”, było moim marzeniem zrobić takiego hita, który byłby popularny w całym kraju. Chyba każdy zespół, czy też artysta marzy o czymś takim, wstępując na tę, nie usłaną bynajmniej różami drogę. Dzisiaj myślę trochę inaczej. Artysta chce być doceniony przez odbiorców. Mieć przebój – z pewnością jest synonimem tego docenienia. Moim marzeniem jednak jest to, aby być docenionym za muzykę, którą tworzę. A to czy ma się przebój, czy nie, często jest wynikiem innych czynników, tak jak wspominałem – pozamuzycznych. Jak ktoś ma cięty język, lub jest skandalistą, albo jest nastolatkiem z ładną buzią, uwielbianym przez damską część publiczności, ma 100% więcej szans na przebój. Oczywiście ja na to nie narzekam, tak już jest i ok. Tyle, ze w tym kontekście ja nie muszę mieć przeboju. Mnie nie o to chodzi. Każdy musi ustalić sobie swoje priorytety i cele, dzięki którym czuje się spełniony.
– Utwór z płyty Rtęć i limfa pt. „Bóg i szatan” – przewrotny, dowcipny i odwołujący się do popularnych skojarzeń – ma jakąś ciekawą historię?
DW: Historię taką jak większość moich utworów, czyli w pewnym momencie zrodził się taki a nie inny pomysł i przelałem go na dźwięki. Ale utwór ten ma jeszcze dla mnie pewne inne znaczenie. Mianowicie był dla mnie lekcją, gdzie mogę przekroczyć pewną granicę eklektyzmu, poza którą te zlepki przestają być spójne i zaczynają być w pewien sposób komiczne. Ja cały czas się uczę i wyciągam wnioski ze swoich produkcji… czy trafne? To już ocenią odbiorcy po kolejnych płytach 🙂
– Czy taką muzykę jak Twoja da się zagrać na koncercie tak, aby nie była ona tylko odtworzeniem programu? Grałeś już jakieś koncerty?
DW: Jak oglądam fragmenty występów Władysława Komendarka to szczęka mi spada i nie wiem czy uda mi się chociaż w 50% dorównać mistrzowi. Ale odpowiadając konkretnie na pytanie – tak. Jak najbardziej. Właśnie nad tym pracuję: teraz układam repertuar i tworzę wersje koncertowe, bym mógł grać w nich żywe partie. Najbliżej mam w planach koncert inauguracyjny i akurat tak się stało, że chyba obok mnie wystąpią na nim jeszcze inni muzycy z Łodzi i mam nadzieję, że do tego wkrótce dojdzie, ale nie zapeszajmy.
– Dobrze by było zarejestrować taki koncert na dobrej jakości sprzęcie. Gdybyś otrzymał propozycję współpracy od innego muzyka zgodziłbyś się nagrać z nim płytę, czy tworzysz tylko sam?
DW: Taka współpraca byłaby myślę, bardzo trudna dla drugiej strony… Odwrotnie bowiem niż w codziennym życiu, gdzie jestem niezwykle ugodowy i potrafię się dogadać z każdym, to w przypadku tworzenia i nagrywania muzyki wychodzi jakaś moja druga natura, zupełnie odmienna, jestem bezwzględnym tyranem i uzurpatorem, nie akceptuję niczyich pomysłów, wszystko musi być tak jak ja chcę i dlatego nie podejmuję się na razie współpracy, co pewnie jest złe i głupie. Pamiętam jak Roger Subirana zaproponował mi, abyśmy coś wspólnie nagrali, a ja nic nie odpowiedziałem i drugi raz pytał, a ja nic i nic… Choć to dla mnie byłby zaszczyt, bo Rogera niezwykle cenię, ale niestety. Może kiedyś się przełamię. Na razie nie potrafię. Przepraszam.
– Jestem pod wrażeniem Twoich nagrań, kiedy nowa płyta, oraz czy wydasz je wszystkie na CD? Koniecznie powinieneś to zrobić.
DW: Dziękuję za miłe słowa. Na razie publikuję swoje utwory w Internecie, najczęściej na Jamendo. Nie planuję wydawnictwa na CD, chyba, że ktoś, w domyśle jakiś wydawca, zapragnie mieć je w swoim katalogu, wtedy się ukażą ;). Nie chciałbym jednak z tego powodu rezygnować z możliwości dotarcia do odbiorców przez Internet, bo chcę się przynajmniej na razie, dzielić swoją muzyką z innymi właśnie w takiej formie. Nowa płyta oczywiście się robi, ale jeszcze sporo czasu zajmie zanim ją opublikuję.
– Jeśli pozwolisz spytam się Ziemowita Poniatowskiego, szefa Generatora czy nie byłby tym zainteresowany, oraz właścicieli dwóch zagranicznych labeli, bo sprawa jest warta zachodu. Jesteś dla mnie prywatnie, obok Przemka Rudzia, najciekawszym muzycznym odkryciem tego roku, chociaż oczywiście gracie znacznie dłużej. Twoje nagrania reprezentują wysoki poziom techniczny i są świadectwem niebanalnej wyobraźni. Życzę Ci więc coraz liczniejszego grona słuchaczy.
DW: Ja również bardzo Ci dziękuję.
Damian Koczkodon
Linki do stron związanych z muzykiem :