Matzumi: „Musical Diary of My Life”

Matzumi

Zapraszam do wywiadu z Matzumi, który przeprowadziła Ola Przybylska – Kursa :

Also available in English and German  

Kolejna z moich  podróżny w świat muzyki to podróż prawdziwie magiczna… Pozostajemy nadal  w świecie muzyki elektronicznej …. Ale zerkamy na niego z zupełnie innej strony… pięknej… zmysłowej… wrażliwej… kobiecej…. Matzumi… Niemburg … Niemcy…

A.P-K.: Muzyka elektroniczna to raczej gatunek w którym prym wiodą mężczyźni… nie chcę powiedzieć… że nie jest to muzyka  dla kobiet…. Ale rzeczywiście niewiele z nich decyduje się na ekspresję właśnie w ten sposób… Skąd ten pomysł … co spowodowało, że zdecydowałaś się   na ten właśnie gatunek?
 
M: To nie do końca była świadoma decyzja. To  przyszło samo. Od zawsze interesowały mnie  instrumenty klawiszowe – czy to fortepian czy syntezator. Już jako dziecko grałam na różnego rodzaju dziecięcych instrumentach. Było i dziecięce pianino i był dziecięcy akordeon. Takie były moje  początki.

Krótko  po przełomie, a pochodzę z terenów dawnego NRD otrzymałam w prezencie swój pierwszy keyboard  – Hohner PSK 15.  I tak ak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z muzyką elektroniczną, która trwa do dziś. W 2003 roku nabyłam mój pierwszy syntezator i od tego momentu, jak nigdy do tej pory  mogłam, zmaterializować wszystkie swoje pomysły, których nie udało mi się zrealizować przez  lata na dotychczas posiadanych instrumentach.

A.P-K.: Wyczytałam na Twojej stronie, że nigdy nie pobierałaś nauki śpiewu ani gry  na instrumentach … Za to już od małego  dziecka próbowałaś swoich sił na ” klawiszach”…. Skąd ta pasja? Czy pochodzisz z muzykującej rodziny, czy to absolutnie samorodny talent?

M: Nie pochodzę co prawda  z  rodziny muzyków, ale  mój dziadek był muzykalny  a wujek  nawet sam muzykował. Muzykę od zawsze miałam we krwi, przez nią musiałam wyrazić samą siebie, wszystko to co działo się we mnie a czego nie umiałam  wyrazić słowami. Wszystkie moje emocje, doświadczenia życiowe, świat moich myśli.

Będąc dzieckiem bujałam w obłokach. Wiele rozmyślałam,  ale myśli te należały  tylko do mnie, nie  były czymś czym chciałam się dzielić . Zawsze żyłam w swoim własnym świecie  i znalazł  on swoje odbicie w mojej muzyce. Właśnie dlatego   brzmi ona , właśnie tak jak brzmi.  To było i jest pasją i inspiracją mojej muzyki.

Wszystkiego co dziś potrafię nauczyłam się sama. Nie znam nut i nie wiem nic o teorii muzyki, ale dla mnie nigdy nie stanowiło to problemu. Z tym musisz się po prostu  urodzić 🙂

A. P-K.: Częstym powodem tego, że dany artysta tworzy taki a nie inny rodzaj muzyki są jego  muzyczne fascynacje z  dzieciństwa czy wczesnej młodości … Czy był taki artysta lub tacy artyści, którzy przez swą twórczość wpłynęli na to co sama dziś  tworzysz …  Skąd czerpiesz inspirację?

M: Moje inspiracje czerpię  głównie  doświadczeń życiowych i jest powód dla którego, nazywam swoją muzykę Muzycznym Pamiętnikiem Mojego Życia. Moja twórczość jest  odzwierciedleniem  mojej osobowości. Odbija jak w lustrze  migawki świata myśli i uczuć.

W muzyce też już nie odkryjesz Ameryki na na nowo,  nie można więc wykluczyć podobieństwa do twórczości innych artystów. Niektórzy mówią, że moja muzyka brzmi jak Kitaro, inni, że jak Vangelis a jeszcze inni, że mój śpiew przypomina wokal Lisy Gerrard, jednak długi czas nie znałam ani twórczości  Kitaro ani Lisy Gerrard. Tylko  Vangelis był tym, którego muzykę zawsze kochałam.

Od zawsze podobała mi się  specyficzna muzyka, muzyka nie dla każdego.  Ta z list przebojów imponuje mi rzadko lub nigdy. Wszystko to brzmi dla mnie tak samo. Pamiętam, gdy jako dziecko analizowałam muzykę, słuchałam uważnie co, gdzie i kiedy zostanie zagrane. Wsłuchiwałam się w szczegóły zawsze zafascynowana słysząc jakieś wyrafinowane i wyszukane kompozycje. Tak mi zostało do dziś.

A.P-K.: Jak sama nazwałabyś  gatunek muzyki który tworzysz… czy jesteś artystą poszukującym, czy już znalazłaś formułę tego co chciałabyś tworzyć… swoją własną   koncepcję na muzykę? Może jest jeszcze coś czego chciałabyś spróbować  na tym poletku? 

M: Jeśli mam być szczera nigdy nie zastanawiało mnie to, jaki dokładnie  gatunek muzyki tworzę. Oznacza to tyle, że   dla mnie nigdy nie miało to większego znaczenia. Nie działam według harmonogramu, nie mówię sobie: teraz robisz muzykę New Age albo muzykę orkiestrową, muzykę pop czy cokolwiek innego. Nie jestem sama pewna w jakiej kategorii mnie zaszufladkować.  Zawsze mówię o sobie, że tworzę symfoniczną muzykę elektroniczną. I  myślę, że pozostanę przy  tak osobistym  sposobie  wyrażania siebie poprzez muzykę,  uzewnętrznianiu tego wszystkiego co we mnie. Wszystko, co stworzę będzie tylko kontynuacją, kolejnym etapem mojego rozwoju, przez który przejdę. Na przykład aktualnie, pracuję  by  pewnego dnia  zagrać z orkiestrą symfoniczną, co jest moim wielkim marzeniem już od dawna.

Myślę, że mam już swój własny wypracowany  styl. Mogę go już  tyko modyfikować czy rozbudowywać,  i nie ma  znaczenia   w  jakim kierunku zdecyduję się rozwijać.

A. P-K.: Debiutowałaś w 2009 roku EP-ką dla wytwórni Candy Rush – music „Cryin’Soul”…  i w tym samym roku wydałaś „Sometimes” dla Wolf Entertainment  …. Od tego momentu Twoja kariera rozwija się lawinowo… „Ad infinitium” „In mutatio tempora” „Bravura Apasionada”… to kolejne z Twoich płyt…. Ale nagrywasz także wspólne projekty z innymi artystami… np. Gertem Emmensem  czy z Nattefrost …. Z kim jeszcze  współpracowałaś…lub może masz taką współpracę w planach?  Czekamy na  jakiś nowy  projekt?

M: Tak 2009 rok, to rok w którym  po raz pierwszy oficjalnie publicznie wystąpiłam pod szyldem  wytwórni Candy Rush.

Od czasów” Cryin’ Soul”  i „Sometimes” wiele się zdarzyło, co gdy oglądam się wstecz samą mnie zadziwia. Mimo to, wszystko czego dokonałam w tym czasie dostarcza tylko powodów do zadowolenia. 🙂 Jednak gdy nadchodzą poważne i formalne wydarzenia nadal nie mogę uwierzyć w tak pozytywny odbiór mojej muzyki.

I tak, zawsze uwielbiałam współpracować z innymi artystami. Nawet wcześniej kiedy byłam tylko profilem na muzycznej platformie internetowej, a już wtedy posługiwałam się nazwą Matzumi,  mimo, że pseudonim ten nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Właśnie w  tym czasie zrealizowałam kilka projektów, takich dla frajdy. To były pojedyncze utwory , nigdy całe albumy.

Z Gertem Emmensem pracowałam nad dwoma utworami, ale z powodu awarii twardego dysku wszystkie pliki zostały bezpowrotnie utracone i w rezultacie nic nie zostało opublikowane. Tylko jeden z utworów zachował się jako skrypt w formacie MP3.

Współpraca z Nattefrost zaowocowała  wydaniem albumu „From distant times”. Następnie zaprosiłam Franka Dorttike do współpracy przy „In Mutatio tenses” na którym to  w jednym z utworów użyczył  cudownego brzmienia swojej gitary.

Najnowszym  projektem, który nagrałam przy udziale innego artysty jest album  z października ubiegłego roku „Bravura Apasionada”.   Nagrałam go z Emilsam Velazquez,, który w tym czasie stał się  moim   bliskim przyjacielem.  Wiele mu zawdzięczam.   Również na „Symphony of Silence and Humility”, albumie który wkrótce wydam pojawi się trójka gości, a między nimi Hellmut Wolf z mojej wytwórni Wolf Entertainment. Gra on na flecie w mojej symfonii. W tym momencie należy wspomnieć jeszcze o Seanie  O’Brian Smith, basiście z USA i utalentowanym gitarzyście  Franku Steffenie  Mueller.

A. P-K.: A jakie  Matzumi ma  plany na ten rok ? …  Te najbliższe znam –  koncert w lutym w Ebersbach… Gdzie i kiedy będzie można Cię jeszcze usłyszeć na żywo?  Może planowane są jakieś koncerty w Polsce?

M: Chciałabym w tym roku pojechać w  trasę koncertową po całych Niemczech.  Moje Symfoniczne Tournee. Zobaczymy, na ile będzie to możliwe. Poprzedzi ono publikację  mojego największego i najważniejszego projektu muzycznego „Symphonie of Silence and Humility”, nad którym pracowałam ponad dwa lata.

Koncerty w Polsce są całkiem wysoko na mojej liście życzeń. Od dłuższego czasu chciałabym  móc zagrać  w Polsce i jestem pewna, że któregoś dnia to nastąpi. „Matzumi Live” w Polsce 🙂

A.P-K.: Mam nadzieję już wkrótce  Cię i usłyszeć i zobaczyć …. Dziękuję za rozmowę…. Tobie życzę powodzenia na elektronicznej scenie i nie tylko tam …. Twoim słuchaczom niezapomnianych wrażeń…
 
Bardzo proszę i dziękuję bardzo za Twoje miłe słowa i wszystkie życzenia.

Źródło: strona bloga Oli Przybylskiej-Kursa

Gert Emmens : sylwetka muzyka z Holandii

gertDzisiaj Urodziny obchodzi jeden z najbardziej znanych muzyków klasycznej muzyki elektronicznej w Holandii : Gert Emmens. Emmens rozpoczął przygodę z muzyką  w 1978 roku w wieku 21 lat. Na początku grał w małym zespole jako perkusista i wkrótce jako klawiszowiec i perkusista w różnych zespołach. W 1984 roku grał w zespole jako Leo van de Ketterij  (ex-Shocking Blue) jako gitarzysta.W 1995 roku wydał swój pierwszy solowy CD: Light the Light. Potem jego kariera muzyczna skierowała się w stronę muzyki elektronicznej W jego muzyce można usłyszeć wpływy Szkoły Berlińskiej oraz   Klausa Schulze i Tangerine Dream. Poniżej prezentuję czytelnikom dyskografię Gerta Emmensa:

Albumy solowe : 

Z Ruud Heij

Z Cadenced Haven

KOMPILACJE ORAZ WSPÓŁPRACA Z INNYMI ARTYSTAMI  

  • 1997, Movements
  • 1998, Transient Moves
  • 2000, Confusion – Decade
  • 2000, Sequences #27
  • 2004, To The Sky and Beyond The Stars
  • 2005, Kinections – The Progday Support
  • 2005, VA – Analogy
  • 2006, VA – Analogy II
  • 2007, VA – Analogy 3
  • 2009, VA – E-Day 2009
  • 2011, VA – Dutch masters

Jubilatowi życzymy sto lat oraz samych muzycznych sukcesów ! 

Marcin Melka  [za : http://nl.wikipedia.org]

 

Gert Emmens : wywiad

gert– Gdy pewnego razu w moje ręce trafił album “Waves od Dreams”, zawierający bardzo wzniosłą i przyjemną muzykę, wiedziałem, że od tego momentu polubię jej autora. W Twojej muzyce można dostrzec wyjątkowy klimat i piękno, czy jesteś romantykiem?

G.E.:  Tak, cóż więcej powiedzieć, Tak !

– Twoja muzyka niesie dużą dawkę optymizmu, energii i jest bardzo sugestywna. Moim zdaniem byłaby idealna, jako tło muzyczne w filmach. Czy byłbyś zainteresowany napisaniem muzyki dla filmu? Miałeś już takie propozycje?

 G.E.: Słuchacze często mówią mi, że moja muzyka doskonale pasowałaby, jako ścieżka dźwiękowa do filmu. Gdybym miał możliwość, na pewno bym spróbował, choć jak na razie nikt mnie o to nie poprosił. Niewątpliwie komponowanie ścieżki dźwiękowej jest czymś zupełnie odmiennym od „zwykłego” skomponowania muzyki. W przypadku ścieżki dźwiękowej najpierw musisz dysponować filmem, dla którego ją skomponujesz. To właśnie sceny z filmu stanowią inspirację i wszystko to, co w nich się dzieje, choć postrzegam to także jako pewne ograniczenie w swobodzie kompozycji.

 – Wiele zostało powiedziane odnośnie pozytywnej roli jaką odgrywa muzyka w zwalczaniu stresu i złych emocji. Myślę, że Twoja muzyka również może pełnić taką rolę. Czy zdarzało ci się, że komuś Twoja muzyka właśnie w ten sposób pomogła?

G.E.: Tak, wiele razy słyszałem, że moja muzyka pozwoliła komuś zmienić swój nastrój na lepszy, bardziej pozytywny. Osobiście uważam to za największy komplement.  Podejrzewam, że takie działanie jest efektem tego, iż pozwalam, aby moje kompozycje były odzwierciedleniem wewnętrznych przeżyć, emocji, duszy.

– Podobał mi się Twój pierwszy album „Electra”. Czy to prawda, że któregoś razu powiedziałeś, iż nie jest on dokładnie tym, co chciałeś osiągnąć, choć ma on swój urok? Zawierał on między innymi nagranie zniekształconego głosu ludzkiego. Planujesz w przyszłości używać vocodera?

G.E.: Prawdę mówiąc, nie wiem. Kilka z moich syntezatorów posiada wbudowane niezłe vocodery, w tym najprostszy w użyciu moduł w Korgu MS2000.  Ale przyznam, że rzadko go używam. Nie potrafię powiedzieć dokładnie dlaczego, choć przecież bardzo lubię vocodery. Na marginesie, vocodery były często używane w ostatniej części trylogii „Nearest Faraway Place” – jako efekt dla nagrań wierszy recytowanych po hiszpańsku. Nagrania te pierwotnie miały być wykorzystane w moim projekcie z dziedziny rocka progresywnego, ale ostatecznie nie zostały użyte. Kiedy kończyłem „Nearest Faraway Place”, przyszło mi niespodziewanie do głowy, że mogę przecież przepuścić je przez vocoder i wykorzystać. Z kolei na płycie „Wanderer of Time” wykorzystałem przetworzony głos mojego syna, Franka, deklamującego “Voyager One it the most distant human made object in the universe” (Voyager One jest najdalej wysuniętym we wszechświecie obiektem pochodzenia ziemskiego). Album „Electra” zawiera bardziej „zrobotyzowany” dźwięk vocodera, być może właśnie to masz na myśli kiedy o to pytałeś.

– Albumy z cyklu „The Nearest Faraway Place” okazały się być bardzo udaną serią, z uroczą atmosferą i pięknymi motywami muzycznymi. Skąd wziął się pomysł na taką serię?

 G.E.: Po pierwsze tytuł – od zawsze byłem fanem The Beach Boys, szczególnie ich twórczości z okresu 1964-1973. Nazwa „The Nearest Faraway Place” pochodzi z ich instrumentalnego utworu, o ile dobrze pamiętam, z roku 1968 (*przyp. tłum: prawie dobrze, płyta „20/20” zawierająca ten utwór wydana została w roku 1969). To raczej melancholijny utwór i zawsze gdy go słuchałem, rozmyślałem o tym, skąd taki tytuł. Gdzie może być to „najbliższe odległe miejsce”? Na Ziemi? Gdzieś w kosmosie? Czy to dobre miejsce? A może bardziej mistyczne? I wiele innych tego typu przemyśleń. Chciałem coś zrobić z tym tytułem, jakoś go wykorzystać. Po drugie, koncepcja trylogii: zrobienia jednego dużego utworu – prawie czterogodzinnego – podzielonego na trzy albumy. Część druga rozpoczyna się z tam, gdzie zakończyła pierwsza a część trzecia tam, gdzie zakończyła druga. Początkowo chciałem wydać podwójny, lub potrójny album, ale z punktu widzenia sprzedaży to nie jest dobry pomysł, gdyż dwa oddzielne albumy sprzedają się lepiej, niż jedno wydawnictwo dwupłytowe (teraz cytuję mojego wydawcę 🙂 ). Tak więc trylogia musiała być wydana jako trzy albumy. Całość rozpoczyna się muzyką, którą skomponowałem w roku 2007 z okazji koncertu na festiwalu Gasometer w Oberhausen w Niemczech. To było wspaniałe, bardzo inspirujące miejsce i znakomicie nadawało się jako pierwsze „najbliższe odległe miejsce”. Drugi album został zainspirowany obrazem rosyjskiego malarza Yurija Pugachova, który przedstawia domy i ogrody w Tuluzie we Francji a w jednym z okien widać siedzącą kobietę. Okładka trzeciego albumu przedstawia krajobraz raczej pochodzący z innej planety, niż z Ziemi. To trzecie „najbliższe odległe miejsce”.

– „The Sculpture Garden” jest nowym albumem wydanym w kooperacji z Ruud Heij. Po raz kolejny w procesie tworzenia uczestniczy Twój przyjaciel. Czy możesz powiedzieć kilka słów o tym albumie?

G.E.: Nasz ostatni, wspólny album pochodzi z roku 2008. Po jego wydaniu (“Silent Witnesses of Industrial Landscapes”), nadal organizowaliśmy co jakiś czas wspólne sesje muzyczne. W efekcie, przez trzy lata zgromadziliśmy ogromną ilość zapisów. Wiosną i latem 2011 dokończyłem, zmiksowałem i dokonałem masteringu 16 z nich. Z tych 16 utworów wybraliśmy 6, z czego mogły powstać przynajmniej dwa, albo nawet trzy albumy. Generalnie muzyka na „The Sculpure Garden” ma więcej naleciałości rocka progresywnego, niż kiedykolwiek wcześniej, i to ja jestem temu winien. Jak zawsze większość akordów i wszystkie sekwencje są dziełem Ruuda, natomiast część basowa jest moim. Sesję nagraniową rozpoczyna zazwyczaj Ruud, przygotowując sekwencje na swoim systemie modułowym i sekwencerze. Ponieważ słyszę już tonację i tempo, mogę komponować akordy do tego, co on tworzy. To samo w sobie jest już całkiem inspirujące. Kiedy Ruud zakończy tworzenie sekwencji, naciskamy przycisk zapisu i rozpoczynamy grać. Ruud operuje na swoich sekwencjach, ja gram linię akordów i basu. Przeważnie jest to po prostu czysta improwizacja, nagrywamy 2-3 wersje i wybieramy jedną na później do dokończenia. Inspiracją do muzyki zawartej na „The Sculpture Garden” była nasza wizyta w ogromnym parku „Sculpture Garden” w Holandii w 2008. Ten park, a w zasadzie kombinacja lasu i parku, stanowi bardzo inspirujące otoczenie. Każdy z sześciu utworów na płycie został zainspirowany jedną z rzeźb i w wyniku tego ten album można potraktować jako album koncepcyjny. Cadenced Haven, moja narzeczona, zmontowała zwiastun wideo, na którym można zobaczyć każdą z sześciu rzeźb, a który jest dostępny na YouTube.

– Kiedyś wspomniałeś, że chciałbyś nagrać wspólny album z twórcami takimi, jak Frank Van Bogaert, Ian Boddy, Mark Shreeve, Remy, Lambert Ringlage. Czy jest szansa abyśmy kiedyś usłyszeli efekty takiej współpracy.

 G.E.: Może z Remym, gdyż mamy zamiar spotkać się tej jesieni i sprawdzić, czy znajdziemy inspirację we wspólnym graniu. A poza tym, to w tej chwili nie ma innych planów na tego typu kolaboracje. Być może będą okazyjne nagrania z innymi muzykami teraz lub później. Niemniej jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Ruud Heij i Cadenced Haven. Jest to dla mnie o tyle istotne, że oboje odgrywają ważną rolę w moim życiu. Ruud jest moim wieloletnim przyjacielem, a Cadenced Haven (Laila Quraishi) jest moją narzeczoną. W moim przypadku jest to znakomite źródło inspiracji. W tym okresie odkryłem, że poczucie duchowej jedności z artystą, z którym współpracuję jest bardzo ważne. Jeżeli nie ma pomiędzy mną a nią/nim takiego połączenia, wtedy współpraca nie przynosi efektów. Co oznacza, że jestem bardzo ostrożny jeżeli chodzi o kolaboracje i staram się unikać rozczarowania z obu stron.

– Co robisz na co dzień poza tworzeniem muzyki.

G.E.: Pracuję od poniedziałku do czwartku, mam 32 godzinny tydzień pracy. Ponieważ nie wyżyję wyłącznie z komponowania muzyki, muszę pracować ;). A poza pracą: spędzam czas z dwoma milusińskimi, moim synem Frankiem i córką Lailą, moją miłością. Dwa razy w tygodniu biegam. Oglądam filmy, przeważnie kino ambitne (jestem wielkim fanem Krzysztofa Kieślowskiego). Odwiedzam się z przyjaciółmi. Fotografuję.

Pytania od Mariusza, fana i propagatora Twojej muzyki w Polsce:

Pytanie 1: Gert, jak to się dzieje, że zarówno fani muzyki elektronicznej, jak i fani rocka progresywnego kochają twoją muzykę? Zaskakujące jest zainteresowanie twoją muzyką ze strony szerokiej publiczności. Co w niej jest takiego przyciągającego, co powoduje, że wrażliwy słuchacz może zatonąć w magicznych krajobrazach Twojej muzyki?

Myślę, że w porównaniu do większości kompozytorów muzyki elektronicznej, moja muzyka jest bardziej symfoniczną, nie jest wyłącznie muzyką elektroniczną. Można w niej odnaleźć wpływy wielu kompozytorów niezwiązanych z el-muzyką, wliczając w to kompozytorów klasycznych. W niektórych, bardziej melancholijnych utworach można usłyszeć wpływy Ennio Morricone, mojego ulubionego kompozytora. Ale najwięcej wpływów pochodzi z rocka progresywnego i z upływem czasu pojawia się go w moich kompozycjach coraz więcej. Posłuchaj przykładowo czwartego utworu – Jarding d’email, a zaraz po tym fragmentu zaczynającego się od 7:22 na naszym nowym albumie, Ruuda i moim. Jest to czysty rock progresywny i tylko sekwencje nawiązują do muzyki elektronicznej. Obecnie rock progresywny jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, a mój pierwszy album z tego gatunku jest niemal ukończony. Zasadniczo już jest ukończony, ale zdecydowałem się w ostatniej chwili zamienić syntetyzatorową ścieżkę perkusyjną na autentyczną perkusję. Obecnie próbuję w ten sposób odtworzyć ścieżkę perkusji i jak tylko będę z tego usatysfakcjonowany, rozpocznę nagrywanie.

Pytanie 2: Masz w Polsce sporą liczbę fanów. Jak to jest, że Gert Emmens, mało znany kompozytor muzyki elektronicznej z Holandii jest tak popularny i słuchany w Polsce, kraju, w którym twoja muzyka nie jest nawet promowana przez radio? Na całym świecie twoje albumy są słuchane przez fanów, czy myślisz, że stoją za tym autentyczne emocje zawarte w Twojej muzyce?

Odnośnie Polski – nie mam pojęcia jak to wygląda w Polsce, być jest tak za przyczyną internetu? Może Polska ma szerokie tradycje w dziedzinie el-muzyki? Naprawdę jestem tak popularny w Polsce? Być może najwyższy czas zatem u was zagrać! Co więcej, korzystając z okazji, muszę Tobie bardzo podziękować, gdyż nie ma nikogo innego, kto bardziej promowałby moją muzykę, niż Ty Mariusz. Bardzo to doceniam. Odnośnie fanów na całym świecie: co ich przyciąga do mojej muzyki? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, być może dlatego, że jest ona dosyć melodyjna. Ale o to powinniśmy zapytać właśnie fanów ;

Pytanie 3: Gert, czym dla ciebie jest muzyka ?

Dla mnie muzyka to emocje. Odzwierciedlenie nastroju, osobowości. Tworzenie jest sposobem na wyrażenie tego, co czuję, co się ze mną dzieje, przeniesieniem uczuć na muzykę. Słuchanie muzyki może zmienić nastrój, muzyka może być dla duszy uzdrawiająca. Duchowym lekarstwem.

Pytanie 4: Czy w naszych dosyć bezdusznych czasach, nadal istnieje miejsce dla muzyki, która wyostrza zmysły, czy muzyka relaksująca, medytacyjna jest nadal ważna? Mam wrażenie, że dla nas, słuchaczy, muzyka Gerta Emmensa jest formą niezwykłej terapii, czymś trudnym do określenia. Podzielasz mój pogląd?

Rozumiem twój punkt widzenia. Moja odpowiedź na to jest mniej lub bardziej zbliżona do poprzedniego pytania. Dotyczy muzyki i czym ona dla odbiorcy jest. Muzyka może towarzyszyć, może pomagać w jakimkolwiek nastroju.  W umysłach ludzi zawsze będzie miejsce na muzykę, bez względu na czasy. Myślę nawet, że im trudniej się żyje, tym bardziej muzyka staje się ważniejszą, gdyż jest to znakomity sposób na oderwanie się od problemów, choć na chwilę

Dziękuję ci bardzo za ten wywiad i życzę wielu nowych albumów oraz coraz większe ilości fanów Twojej muzyki.

                                                                             Damian Koczkodon & Mariusz Wójcik

(całość  możecie przeczytać tutaj).