Koncert Vandersona, Cekcyn, 20 lipiec 2013 r.

plakat_cekcynMaciej Wierzchowski „Vanderson” urodził się w 1978 roku  w Grudziądzu. Na przełomie lat 89 – 90  zaczynał poznawać pierwsze nagrania pionierów muzyki elektronicznej (Jarre’a, Vangelisa,  Klausa Schulze, Tangerine Dream). Były one dla niego wielką inspiracją i skłoniły  do nauki gry i kompozycji. Zaczynał od pianina oraz starych dwu-manuałowych organów Eltry, na których przez kilka lat pilnie zdobywał umiejętności gry i podstaw kompozycji. Jak to na po czątku lat 90-tych jego pierwszym „własnym” instrumentem był keyboard Amstrad,  poźniej były to kolejno Casio i rózne modele keyboardów i syntezatorów Yamaha (np kultowe i znane do dziś PSR-400, DX-7 oraz CS 1x) Latem w 1998 roku Vanderson stał się posiadaczem jednego z pierwszych modeli Rolanda MC-505. Wykorzystanie tego sprzętu przyczyniło się znacznie do rozwoju jego muzycznych poczynań.  Muzyka Vandersona pojawiała się w różnych klubach Grudziądza i okolic,  oraz w regionalnym radiu Grudziądz. Vanderson tworzył również dwuosobowy skład „Inexpressive”. Zaowocowało to powstaniem wielu ciekawych nagrań niekomercyjnej muzyki elektronicznej oraz nagraniem w październiku 1998 roku programu w Bydgoskiej Telewizji TVB. Na przełomie lat 2001 – 2003 z różnych przyczyn losowych zainteresowania muzyczne musiały zejść na drugi plan, jednakże Vanderson na drobre nie rozstał się z komponowaniem. Wiosną 2004 roku postanowił wznowić swoją muzyczną przygodę, nagrywając kilka nowych utworów i modyfikując sprzęt. Obecnie Maciej Wierzchowski „Vanderson” bierze udział w projekcie Contemporary Electronic Soundscapes, który skupia artystów tworzących muzykę elektroniczną. Wiosną 2007 roku planowane jest wydanie już 3 części z tej serii. Latem 2006 roku zagrał koncert w pieknym miejscu – w murach Olsztyńskiego zamku z okazji Elektronicznych Pejzaży Muzycznych, gdzie jego muzyka spotkała się ze sporym zainteresowaniem. Jak twierdzi było to dla niego bardzo ciekawe wydarzenie wiążące się z  mobilizacją do dalszego rozwoju twórczości. 8 listopada 2006 roku jego muzyka zabrzmiała również w Grudziądzkim planetarium gdzie miała miejsceprezentacja muzyczna „Cosmosis – The Planetary Suite” Najbliższe plany na przyszłość to rozbudowa studia, częste występy na żywo oraz wydanie płyty

[źródło: mooza.pl]

Zapraszam wszystkich czytelników bloga do obejrzenia i posłuchania koncertu Vandersona, który miał miejsce podczas VIII The Day Of Electronic Music w Cekcynie. Podczas 40 minutowego koncertu Maciej Wierzchowski zaprezentował swoje najnowsze kompozycje w klimacie muzyki tzw. szkoły berlińskiej. Szkoda tylko, że koncert była bardzo krótki. Miejmy nadzieję, że jeszcze Vanderson nie raz zawita do Cekcyna.

Marcin Melka 

Remote Sessions [2013]

remote_sessions

Tracklista:

[1] Journey To The Northern Land 18’06”
[2] Leaving The Earth 07’06’
[3] Far Away From Here 08’19”
[4] Lonely Dot 11’27”
[5] Sound Of Scattered Waves 05’52”

„Meine Kosmiche Musik”

Na polskim rynku muzycznym mieliśmy w poprzednich latach roku premiery udanych kolaboracji artystów grających klasyczną muzykę elektroniczną. Albumy te  nasycone były ambientem oraz stylem Szkoły Berlińskiej.  Można tutaj wymienić m.in. album „Unexplored Secrets Of REM Sleep”, który  spotkał się z dużym zainteresowaniem wśród polskich fanów muzyki elektronicznej ze względu na zimny i mroczny klimat oraz „zderzenie” dwóch znanych polskich wykonawców muzyki elektronicznej w Polsce – Władysławem Komendarkiem i Przemysławem Rudziem. W tym miesiącu będziemy mieć do czynienia z nadejściem, tzw. fali młodszego pokolenia. Idąc za ciosem,  Maciej Wierzchowski stworzył udany projekt „Remote Sessions” we współpracy ze znanym gdańskim  kompozytorem, Przemysławem Rudziem. Ten album można śmiało zadedykować wszystkim, którzy kochają astronomię, Kosmos oraz nieznane, kosmiczne światy.   Na albumie można znaleźć surowe, pulsacyjne dźwięki, dynamiczne sekwencje i finezyjne melodie.  Już od pierwszego utworu „Journey To The Northern Land” duet Vanderson & Rudź przedstawił słuchaczowi interesujący kolaż dźwiękowy. Przez cały okres trwania pierwszego utworu mamy do czynienia z dźwiękową, wznoszącą się falą abstrakcyjnych szumów, sekwencji i melodii, które wzbogacone zostały o wokoderową narrację kapitana statku międzygwiezdnego. W tle usłyszymy  piękną, melancholijną solówkę Rudzia oraz mocne sekwencje grane przez Wierzchowskiego. Drugi utwór „Leaving The Earth” jest mroczniejszy od poprzedniego. Wykorzystano tutaj efekt ucieczki dźwięków, które wraz z początkiem rosną, a potem nagle maleją, by w końcu zaniknąć. W drugiej części tego utworu, aby ten dźwiękowy obraz był bardziej subiektywny, duet Vanderson & Rudź uatrakcyjnił muzyczne tło, o zimne, „metalowe” partie syntezatorów oraz wspomnianą już wyżej narrację kapitana. Mój ulubiony utwór  to właśnie „Far Away From Here”.  Artyści znakomicie wczuli się we frapujący klimat gwiezdnej podróży. Mellotronowe dźwięki, wsparte przez delikatny, perkusyjny beat oraz solówkę a’la Mini Moog graną przez Przemysława Rudzia powodują, że kompozycja ma podniosły charakter. Czwarty utwór – „Lonely Dot” , to fortepianowa i b-mollowa impresja wyrażająca tęsknotę za ojczyzną, czyli za planetą Ziemia. Wspomnienia astronautów o  szumie morza, zielonych krajobrazach, górzystych widokach, kwitnącej przyrodzie zostały barwnie zaaranżowane i zagrane przez muzyków w klimacie znanego greckiego kompozytora. Płytę zamyka udany utwór „Sound Of Scattered Waves”, który utrzymany został w klimacie el-muzyki lat osiemdziesiątych.  Kończąc, chciałbym powiedzieć, że te dzieło  nadaje się jako wyśmienite tło ilustracyjne do opowiadania, lub do filmu poświęconego kosmicznej tematyce. Z pełną satysfakcją polecam ten album wszystkim słuchaczom i fanom, którzy wychowali się na klasycznej muzyce elektronicznej lat osiemdziesiątych. „Remote Sessions” jest pierwszym, udanym albumem duetu Vanderson & Rudź. Jest bardziej barwny i stonowany od poprzednich albumów  Vandersona. Mam nadzieję, że następne produkcje będą równie udane, jak „Remote Sessions”.

Marcin Melka              

Vanderson : „Kocham sequencery”

vandersonInteresujący wywiad z Maciejem Wierzchowskim przeprowadził Damian Koczkodon. Więcej tutaj.

D: Od albumu „Earth” zacząłeś regularnie wydawać, płytę za płytą, jest już ich kilkanaście. Przyznaje że to spora dawka, masz dużo energii, skąd ją czerpiesz?

V: Powiedziałbym z kosmosu 🙂 Ale sam nie wiem dokładnie, to chyba życie. Muzyka to dla mnie taki pamiętnik, w zależności od tego co się dzieje, od nastroju, itp. Siadam  najczęściej wieczorem lub nocą i nagrywam.

D: Komponowanie – sposób na życie?

V: Tak, dokładnie, czasem tworzę tylko taką „zajawkę” kilka taktów 8 – 16 i później z tego „rodzi” się cały utwór. Lubię improwizować, bawić się barwami, sekwencjami. Wrzuciłem dziś właśnie nowy „mini album” na Jamendo, możesz posłuchać w wolnej chwili. Aha, tym razem to nie „Berlin” 🙂

D: Czyli eksperymentujesz, rozwijasz się, ale „Aero” to też było już coś ciut innego, prawda? Uśmiech w stronę Francuza?

V: Tak, nagrania te powstały wiosną/latem w ubiegłym roku. Ale Jean Michel Jarre ?  Zupełnie o nim nie myślałem

D: Czym były  albumy  as X-Vire/Vanderson’s Groove Project?

V: Jak mówię czasem to „pozostałości naleciałości z młodości” 🙂 Od dziecka słuchałem mnóstwo muzyki, nie tylko elektronicznej; alternatywy, techno, trance, minimal, rave, itp. I pierwsze moje kroki muzyczne to było granie właśnie techno, nie elektroniki.

D: Czyli płyty X-Vire zawierają  utwory techno?

V: Tak, miksowałem w klubach jako live-act ze sprzętu i grałem takie różne tam mocne klimaty. Te płytki powstały zdecydowanie później, ale jakby wracają klimatem do tamtych czasów. Zresztą do dziś lubię sobie pograć coś bardziej z bitem  :).

D: Dajesz sporo koncertów,  jesteś już chyba bardzo znany w swoim mieście?

V: No, to dobre pytanie 🙂  W moim mieście jestem bardzo mało znany, to raczej małe miasto, dosyć kiepsko podążające kulturalnie, grudziądzcy artyści nie mają łatwo, ostatnio grałem tu  w 2007 roku i dopiero teraz we wrześniu będę, więc raczej kiepsko. Gdyby to była łatwiejsza muzyka to na pewno coś więcej by się podziałało. Niestety z elektroniką jest słabo.

D: Dużo publikujesz na Jamendo. Jest tam jakiś ranking pobrań, popularności?

V: Tak, są prowadzone takie statystyki.

D: Obecnie zmieniasz sprzęt, sprzedajesz stary, kupujesz nowy. Czy uważasz, że z dotychczasowego wycisnąłeś wszystko, co chciałeś i szukasz nowych brzmień?

V: Tak dokładnie, dzieje się to też z przyczyn finansowych i objętościowych 🙂 Chętnie bym sobie powrócił do niektórych starych syntezatorów, ale dla 2 – 3 barw nie jestem w stanie ich trzymać w mieszkaniu no i zawsze wolę zainwestować w coś nowego (innego). Często jest tak że z udziałem jakiegoś sprzętu powstaje kilka nagrań lub nawet cała płyta. Ale później nie da się już dłużej go wykorzystywać bo brzmienie  już tak nie zaskakuje i nie inspiruje.

D: Twoja muzyka jest dostępna w zagranicznych labelach, to pewnego rodzaju nobilitacja, jak ci się to udało?

V: Przygoda z SynGate to w sumie przypadek. We wrześniu 2007 roku skończyłem album „Echoes Of Darkness”. Było kilka podchodów do naszych „rodzimych wydawców” nie będę lepiej cytował jak to wyszło i czy w ogóle dostałem jakieś konkretne odpowiedzi. Pomyślałem, że może warto spróbować gdzieś za polską granicą.

D: I udało się – ktoś, kto przesłuchał tam Twój materiał, wydał pozytywną opinię.

V: SynGate miał w ofercie jeden mój kawałek „Ticket To Mars”, pomyślałem że nie jestem już aż taki anonimowy i spróbowałem. Wysłałem na początku mp3 do Lothara Lubitz’a, po kilku dniach odpisał, że muzyka jest dobra, podoba mu się i są zainteresowani wydaniem, więc bardzo mnie to ucieszyło. Następne CD „Music In My Mind” oraz „Fluorescentix” były na początku tylko do pobrania w Music Zeit, po kilku tygodniach Lothar sam zaproponował mi ich wydanie. Ponoć były dosyć dużo razy pobierane i słuchacze sami dopytywali się o materiał na CD no i tak jakoś potoczyło się to dalej. Bardzo pomogła mi „promocja” na Youtube, którą sobie sam zafundowałem 🙂

D: To krzepiące wieści 😉

V: Myślę że przez to sporo osób miało dostęp do mojej muzyki i możliwość poznania Vandersona. Zaczęło się to od takiej zabawy z filmikami video, a teraz już nieźle się „rozrosło” 🙂

D: Najnowsza płyta: Two Worlds –  jakbyś określił tę muzykę, w którą stronę zmierzasz obecnie?

V: Ten tytuł chodził mi po głowie już jakiś czas, to takie moje dwa światy – dwa oblicza, może to też wynik ostatnich wydarzeń, itp. Zdecydowanie krótsze utwory, więcej rytmu, więcej życia na planecie niż kosmosu 😉 A dokładnie w którą stronę zmierzam obecnie to Ci nie odpowiem 😉

D: Obserwując Ciebie na koncercie, zauważyłem, że jesteś bardzo spokojny, wyluzowany, a muzyka jaką grasz jest dość dynamiczna. Taka projekcja żywiołowego ego?

V: Może na koncercie jestem zbyt skupiony na muzyce i „siedzę” w jej wnętrzu.

D: Dużo u Ciebie muzyki sekwencyjnej, to wynik wcześniejszych fascynacji  muzycznych? Czy masz zamiar spróbował sił w muzyce bardziej refleksyjnej, medytacyjnej?

V: Tak, to zdecydowanie fascynacje muzyczne, kocham sekwencery, podążające sekwencje, siarczyste solówki i całą tą otoczkę, to bardzo ekspresyjna muzyka, napędzająca, dająca mi przysłowiowego kopa. Z typowym ambientem nie daję rady – to jest dla mnie zbyt nużące, nie wytrzymałbym grać typowego ambientu 🙂

D: Zobaczysz koło 50. Może zmienisz zdanie 🙂 (to do tematu  ambientu)

V: Nigdy nie negowałem też wpływów starego dobrego TD na moją osobę 😉 Nie chodzi o totalne wzornictwo, ale na pewno jest to duża inspiracja dla mnie ogólnie lata 75 – 83. Jedyny ambient dla mnie to Brian Eno – „The Shutov Assembly”, ta płyta jest wspaniała i do tej pory nic mi się tak nie podobało.

D: Wolisz grę solo, czy przyjmiesz ofertę gry zespołowej?

V: Bardzo lubię współpracować z innymi muzykami, chociaż niewielu jest chętnych, ale kilka małych projektów już było np. remix utworu Andymiana albo współpraca z artystą z USA Obeelektro i jego siostrą.

Na „Anything Can Happen” gra też mój znajomy –  gitarzysta Steve Tudruj w kawałku „Supernova”. Jak się tylko daje chętnie współpracuję z innymi artystami, ostatnio namawiałem holenderskiego artystę Haulshoven’a (Eppie E.Hulshof)

D: Tak, znam go, to taki holenderski Vanderson 😉

V: Czy by nie wspomógł mnie właśnie swoją gitarą na albumie oraz dodatkami na syntezatorach. Na początku się zgodził, ale później odmówił, nie wiem czemu. Napisał że przeprasza i na pewno nie są to sprawy osobiste (w stosunku do mnie) po prostu nie może. Szkoda że się nie udało, bo mogło by fajnie to zabrzmieć –  robiliśmy już pierwsze przymiarki i zapowiadało się ciekawie.

D: Powiedz jeszcze mi coś o sobie osobistego np. Czy lubisz zwierzęta, kwiaty, lub blondynki…

V: Lubię brunetki :). Jestem żonaty od 10 lat i mam jednego syna 🙂 Poza tym jestem zwykłym gościem, który tak jak wszyscy zmaga się z codziennością naszego kochanego życia, może trochę zakręconym,  ale to pewnie przez tę muzykę 🙂

 D: Życzę Ci więc jeszcze więcej sukcesów na muzycznej niwie!

Damian Koczkodon