Limited Liability Sounds: „Phaenomena” już niedługo !

JLLSuż wkrótce będziecie mogli posłuchać nowej muzyki Adama Mańkowskiego, która zostanie wydana pod szyldem „Limited Liability Sounds”. Na płycie znajdą się premierowe utwory. Jednym z nich jest utwór „Suppression”. Sama płyta zapowiada się ciekawie, ponieważ po pierwszym przesłuchaniu czuje się, że będzie to całkiem nowy materiał. Serdecznie zapraszam do posłuchania utworu „Suppression”.

Marcin Melka 

Limited Liability Sounds: „Phaenomena”

Od ostatniego albumu Limited Liability Sounds „Megrims” minęło już trochę czasu. Adam Mańkowski, czyli połowa duetu „Insomnia” z Łodzi kończy prace nad nowym albumem „Phaenomena”, który zostanie wydany pod szyldem Limited Liability Sounds już niebawem.

Marcin Melka

 

Limited Liability Sounds & Dao De Noize

LLS_DAO_DE_NOISE

28 maja 2013 roku miała miejsce premiera najnowszego projektu  „Limited Liability Sounds & Dao De Noize”. Pod nazwą „Limited Liability Sounds” kryje się muzyczny pseudonim Adama Mańkowskiego, połowy duetu „Insomnia” z Łodzi. Po udanej premierze płyty „Megrims”, artysta zaprasza nas do kolejnej wędrówki po tajemniczym świecie ambientowych dźwięków.  Najnowsze nagrania, to kolaboracja z ukraińskim eksperymentatorem z kręgu muzyki ambientowej: Dao De Noize.

Wspólne dzieło zostało wydane w czeskim Labelu Rauha Turva w limitowanym nakładzie 23 kaset! Zamówienia można składać bezpośrednio u wydawcy pod adresem mailowym: honzaherbert@centrum.cz

Limited Liability Sounds / Dao De Noize
noise, ambient Poland/Ukraine
limit 23 copy on tracing paper

http://rauhaturva.blogspot.com/2011/01/label.html

Album można pobrać także tutaj:  insomnia.atom-komputery.pl/llsddn.rar

Marcin Melka 

Insomnia: „Shadows and Mists” – premiera 15 maja 2013 r.

insomnia-main-620x350Po wielu miesiącach starań i żmudnej pracy 15 maja 2013 ostatni album duetu INSOMNIA (Adam Mańkowski / Łukasz Modrzejewski) będzie miał swoją premierę w wytwórni Legacy-Records

Główną inspiracją muzycznych pomysłów zawartych na albumie było stare, nieme kino z początków ubiegłego wieku. Obaj jesteśmy fanami kina z tamtego okresu i postanowiliśmy stanąć w opozycji do stereotypowego postrzegania tamtych obrazów. Konkretnie chodzi o to, że w większości widzowie dopasowaliby do filmów Murnaua czy Christensena ambientowe ścieżki dźwiękowe i zamknęliby wszystko w jedno-liniowej, mrocznej formie. My postanowiliśmy oddać hołd Twórcom dawnego kina na własny sposób i zaproponować inną muzyczną ilustrację tamtych obrazów. Dlatego też przygotowaliśmy nietypowy klip do utworu tytułowego:

Tracklista:
01.Shadows and Mists 04:08
02.Hurt This Much 09:46
03.Retirement 06:36
04.Spiky Rays 10:42
05.Empire 06:14
06.Doubt in the Content 05:30

Album ukaże się w postaci digipacka z 12 stronicową książeczką, w nakładzie 500 sztuk.
Zakupu można będzie dokonać pod poniższym adresem:
http://shop.legacy-records.de/en/

„Shadows and Mists” dostępny będzie w dystrybucji zarówno na terenie Polski jak i Niemiec.

www.insomnia.net.pl
www.facebook.com/insomniapl
www.soundcloud.com/insomnia-pl
www.legacy-records-rock.de

Źródło : Facebook

Zapraszam również do posłuchania utworu „Doubt in the Content”.

Marcin Melka

Megrims [2013]

LLS

Tracklista:

[1] Megrims I 3’09”
[2] Megrims II 5’18”
[3] Megrims III 5’09”
[4] Megrims IV 3’33
[5] Megrims V 2’45”
[6] Megrims VI 4’59”
[7] Megrims VII 2’59”
[8] Megrims VIII 4’45”
[9] Megrims IX 3’40”
[10] Megrims X 3’03”

Signum temporis

Dziesięć ambientowych, czarno-białych, dźwiękowych pocztówek  bardzo dobrze przedstawia najnowsza, solowa płyta Adama Mańkowskiego ze znanego, łódzkiego duetu „Insomnia”. Początek „Megrims” jest głośny. Potężny bas rozpoczyna muzyczną wędrówkę po czarno-białym świecie. Brzmienia są modulowane, sprzężane, przerywane i przestrajane. Dynamiczne zmiany w pierwszej części „Megrims” wspaniale ukazują plastyczne podejście do załączonych fotografii. Stanowią idealne tło ilustracyjne oraz są one perfekcyjnym uzupełnieniem muzycznej misji Adama Mańkowskiego. W drugiej części „Megrims” panuje spokój i monotonia. Wybieramy się na krótki spacer po lesie. W muzycznym tle są wilgotne drzewa, słychać szelest kroków człowieka, zwierząt oraz wyczuwa się późno jesienną,  wilgotną atmosferę. Trzecia część „Megrims” zapowiada nieznaczną zmianę klimatu. Przenikliwe, syntetyczne dźwięki próbują zniweczyć dotychczasową, sielską atmosferę spaceru po lesie. Następuje załamanie pogody  i pojawiają się pierwsze krople jesiennego deszczu. W czwartej odsłonie „Megrims” muzyka jest  bardziej surowa i ekspresywna. Artysta zaprezentował jednostajny, dźwiękowy nastrój, okraszony pulsacyjnymi dźwiękami syntezatorów. Trzaski i modulowane szumy powodują, że coraz mocniej  zaczyna padać czarno – biały deszcz oraz wiać silny wiatr. W dalszych utworach Adam Mańkowski przedstawił nie tylko muzyczny obraz budynków, ale także ich burzliwą przez wieki przemianę. W tym miejscu muzyk skupia się na szczegółach elementów architektury: fasady, schodów, okien, dachu, pokoju oraz krajobrazu. Czarno-białe dźwięki skrywają aurę tajemniczości historii tego budynku. Sama muzyka jest coraz bardziej  niepokojąca. W pozostałych częściach „Megrims” panuje klimat refleksji  nad przemijaniem. Bardzo frapujące jest zakończenie tej płyty. Podsumowując płytę  Adama Mańkowskiego, chciałbym zaznaczyć, że artysta w przejrzysty sposób zaprezentował czysty minimalizm oraz potrafił oszczędnie, ale atrakcyjnie przekazać wizję upływu czasu za pomocą dołączonych fotografii.

Marcin Melka 

Zapraszam na stronę projektu oraz do posłuchania muzyki tutaj.

Insomnia : „Elektroniczne eksperymenty”

O znanym duecie z Łodzi wspominałem już na blogu phaedra.pl. Poniżej przedstawiam wywiad przeprowadzony przez Marcina Mieszczaka dla portalu psychonda.pl

insomniaMarcin: Adam, jesteś twórcą dwóch projektów tworzących szeroko rozumianą muzykę elektroniczną: Insomnia i Limited Liability Sounds. Przedstaw proszę czytelnikom Psychosondy każdy z nich.

Adam Mańkowski: Oba projekty mocno przez lata ewoluowały i na różnych etapach miały ze sobą sporo wspólnego. Pomimo tego, że z założenia miały to być całkowicie odrębne formy wyrazu oscylujące wokół bardziej lub mniej eksperymentalnej muzyki elektronicznej, to jednak wiele je łączy. Insomnia to duet, mój i Łukasza Modrzejewskiego, który przebył drogę od sterylnych, pozbawionych rytmu ambientowych pasaży, aż do szybkich elektronicznych środków wyrazu. Często spotykam się z opinią, że muzyka Insomnii to produkcja idealna na ścieżkę dźwiękową do tego czy innego filmu. Z pewnością jest w tym sporo racji, bo wśród licznych inspiracji z powodzeniem możemy także wskazać kino i muzykę stricte filmową. Z mojego punktu widzenia nic nie jest jednak interpretowalne jednoznacznie i wprost, dlatego też lepiej gdy muzyka jest czymś w rodzaju otwartej furtki. Podobnie, a może nawet bardziej otwarta jest kwestia dotycząca projektu LLS, tu punktem wyjścia była muzyka noise i dawne eksperymenty futurystów. Wyszedłem od prób ukazania brutalności dźwięku i jego kontrastu z ciszą, próbowałem sił w audiowizualnych formach wyrazu, a dotarłem do punktu w którym wciąż opieram się na kontrastach, ale już nie tak wyraźnych. Poszukuję post-industrialnych inspiracji i łącze je z klasycznymi motywami, podobnie jak w Insomnii sięgam po czyste klawisze i poddaje je nieco innym formą syntezy.

Insomnia to najogólniej rzecz ujmując połączenie elektroniki i ambientu. Jak Twoim zdaniem ma się taka scena w Polsce?

Scena jest mocno rozwinięta i wciąż zaskakują mnie nowo odkryte projekty, jak chociażby bardzo świeżo brzmiący, łódzki Palcolor. Od stycznia zasłuchuję się w ich nową EP-kę Moontrap. Godnych przystawienia ucha dźwięków jest cała masa, tylko że wciąż jest to sfera mocno przesunięta do podziemia. Wyjątkowo rzadko zdarza się, aby w kraju oficjalnie została wydana płyta z muzyką ambientową, czy minimalistyczną elektroniką. Najczęściej artyści poszukują swojej szansy poza granicami Polski, przykładem może być fenomenalny, ambientowy projekt Filipa Szyszkowskiego – 21 Gramms, ostatnia płyta ukazała się nakładem włoskiej wytwórni Greytone. Oczywiście jest kilka pozytywnych wyjątków, jak chociażby Wydawnictwo Generator.pl od lat wspierające muzyczną działalność Przemysława Rudzia i innych el-muzyków.

Macie już dwie płyty na koncie. Ta druga już niedługo pojawi się legalnie w wytwórni LegacyRecords. Opowiedz, czego mogą się spodziewać słuchacze pod tym wydawnictwie?

insomnia-main-620x350Album Shadows and Mists to sześć kompozycji zainspirowanych starym niemym kinem z początku XX wieku, filmami Fritza Langa i Roberta Wiene. Nie jest to jednak typowa ścieżka dźwiękowa, a raczej hołd złożony naszym mistrzom. Płytę wypełniają dynamiczne syntezatorowe dźwięki osadzone na ambientalnych tłach. Najważniejszy jest jednak klimat, staraliśmy się tchnąć w tę muzykę coś z tytułowych cieni i mgieł, opakować inspiracje w mroczną aurę, która pozwoli odciąć się choć na chwilę od rzeczywistości i odnaleźć w naszej muzyce własne historie i obrazy. Znów mógłbym w tym momencie odwołać się do tej ”otwartej furtki”,Shadows and Mists to próba stworzenia dźwięków ponad schematami, które trafiłyby do wrażliwych słuchaczy i pozwalały na wielorakie subiektywne interpretacje. Ponad dwie dekady temu Woody Allen postanowił złożyć swój własny hołd dla niemieckiego ekspresjonizmu i wyreżyserował genialny Shadows and Fog, my także postanowiliśmy podziękować za ogrom wspaniałych inspiracji, jakich dostarczyło nam kino. Aha, ten album był dostępny legalnie cały czas jednak wydany był małym nakładzie i w nieco innej formie. Można było go nabyć bezpośrednio od nas lub w formie cyfrowej płacą tyle ile słuchacz chce. Za kilka tygodni Shadows and Mistsukaże się na nośniku CD w pięknym digipaku, z obszerną książeczką. Za część graficzną jak zawsze odpowiada Łukasz. Marzy nam się jeszcze wersja winylowa tego wydawnictwa.

 Twój drugi projekt to LLS. Nie dość jest Ci eksperymentów w Insomni?

LLSZdecydowanie nie dość, i z całą pewnością LLS będzie się dynamicznie rozwijało w przyszłości. Pierwsze dźwięki pod tym szyldem powstały w roku 2006, a więc niemalże na równi z narodzinami Insomnii. Skłonność do eksperymentu mam wrodzoną chyba naturalnie i gdy z Łukaszem ukierunkowywaliśmy nasze działania w duecie, ja zawsze zbierałem jakieś odrzuty, przebudowywałem kompozycje, które na płyty Insomnii się nie zmieściły itd. Poza tym duży wpływ miały tu moje fascynacje hałasem, narodzinami futuryzmu i wszelkimi elektroakustycznymi eksperymentami, które były genezą współczesnej muzyki elektronicznej. Praca nad tym projektem jest dla mnie czymś całkowicie odmiennym, bowiem w inny sposób te dźwięki powstają, staram się skupić na obróbce brzmienia, na ingerencji w częstotliwość. Docieram do wnętrza dźwięku, wychodzę od najczystszej, najprostszej jego postaci, próbuję manipulować brzmieniem i osiągać rezultaty, które zaskoczą mnie samego.

Opowiedz proszę o Waszych inspiracjach. Wspominacie m.in. Aphex Twina. Na czym się wychowaliście i jaką ścieżkę muzyczną przebyliście do miejsca, w którym się obecnie znajdujecie?

Insomnia2To w naszym przypadku jest temat rzeka… Inspiracji jest cała masa i na przestrzeni lat w różnym stopniu wpływały na to co tworzymy. Generalnie można przyjąć, że wychowaliśmy się na mocnych dźwiękach gitarowych, szeroko rozumiana muzyka rockowa to to, co było nam najbliższe w pierwszych latach świadomego słuchania muzyki. Potem zaczęły się poszukiwania w rejonach jazzowych, elektronicznych i przeróżnych eksperymentalnych brzmieniach. Wyznacznikiem zawsze pozostawała i wciąż pozostaje oryginalność, którą doceniamy i wtórność, którą odrzucamy. Wśród inspiracji z pewnością można wskazać wspomnianego przez Ciebie Aphex Twina, elektroniczny duet ze Szkocji Boards of Canada, norweskiego Biosphere czy pochodzącego z Meksyku Murcofa. Na powstające dźwięki ma również wpływ to czym zajmujemy się na co dzień, czyli dziennikarstwo muzyczne. Średnio rocznie odwiedzamy kilkadziesiąt koncertów i festiwali, uwielbiamy muzykę graną na żywo i pochłaniamy emocje związane z tego typu wydarzeniami. Dużo czasu poświęcamy muzyce jako słuchacze i recenzenci, jest to po prostu bardzo ważna część naszego życia.

Na koniec chciałbym Cię zapytać o przyszłość – tę bliższą i tę dalszą – zarówno Insomnii jak i Twojego solowego projektu?

Najbliższe plany związane z Insomnią to oczywiście premiera naszego drugiego albumu w LegacyRecords i związana z tym promocja. Od tego jak album sobie poradzi zależy bardzo wiele, a między innymi to czy w przyszłości pojawi się jego wersja na czarnym, winylowym krążku. Oczywiście niezależnie od tych wydarzeń jesteśmy w trakcie pracy nad nowym materiałem, który –mamy szczerą nadzieję– także pojawi się w nowej wytwórni pod koniec bieżącego roku. Jeżeli chodzi o Limited Liability Sounds to zamierzam kontynuować doświadczenia zapoczątkowane na ostatniej płycie Megrims, z naciskiem na duży udział nagrań terenowych i eksplorowanie post-industrialnych obszarów. Na przełomie marca i kwietnia pojawi się na taśmie, wspólny materiał LLS i ukraińskiego eksperymentatora Dao De Noiz. Muzyka powstała już w ubiegłym roku, ale długo poszukiwaliśmy sensownego wydawcy dla tej kolaboracji.

Gdzie można Was usłyszeć na żywo w najbliższym czasie?

Nad tą kwestią intensywnie pracujemy i chcielibyśmy zaprezentować materiał z albumu Shadows and Mists na żywo jak już płyta pojawi się w oficjalnej dystrybucji. Z całą pewnością będzie to nasza rodzinna Łódź, a z czasem może i zawędrujemy gdzieś dalej, ale to tak naprawdę zależne od słuchaczy.

 Źródło : psychonda.pl  

 

 

Insomnia na Megatotal

insomniaInsomnia : Przed chwilą wystartował nasz projekt na stronach serwisu MegaTotal.pl Postanowiliśmy zaryzykować i spróbować zebrać trochę środków na realizację i wydanie naszego kolejnego albumu. Na zbiórkę 126000 M₵ (około 5 tys. złotych) mamy dokładnie 150 dni. Potrzebujemy waszego wsparcia!

Rejestracja w portalu jest całkowicie darmowa, a na start dostajecie do rozdysponowania 25M₵, które oczywiście możecie przeznaczyć na Insomnię 😉

Marcin Melka 

Adam Mańkowski: LLS – „Megrims”

LLSZapraszam do odwiedzenia strony poświęconej najnowszemu albumowi projektu Limited Liability Sounds. Płyta „Megrims” ukazała się w styczniu 2013 roku w rosyjskim Labelu CVLMINI – https://www.facebook.com/CVLMINIS

Megrims to zbiór kompozycji opartych o potężnie przesterowane brzmienia syntetyczne poddane obróbce drgań za pomocą tylko jednego oscylatora i filtra rezonatorowego pozwalającego na ingerencję w częstotliwość. Tak ścisłe podejście do syntezy dźwięku pozwoliło wpasować się w zamierzoną stylistykę i uwydatnić kontrasty pomiędzy chłodnym ambientem i drapieżnym hałasem, odbyć podróż inspirowaną post-industrialnym potencjałem i klasycznymi kompozycjami Schuberta – rozpiętymi pomiędzy granicą szeptu i krzyku. Ponure, oszczędne partie klawiszy topią się w gęstej atmosferze syntezy i często nie wynurzają się już na powierzchnię niczym odrzucone koncepcje pozytywnie ustanowionego rozumienia w pracach Theodora Adorna.
Dziesięć odsłon tytułowej, depresyjnej aury to próba uchwycenia duchowego upadku nadziei, fizycznej świadomości utraty zmysłów i swoistego zmierzchu własnej duszy. Portret samotnego artysty decydującego się na podjęcie ostatniego, największego z dotychczasowych wysiłku w obliczu śmierci. Sprzężone, brudne dźwięki symbolizują ograniczenia rodzące się z braku perspektyw, a zaczątki minimalistycznego rytmu reprezentują ideę przezwyciężenia immanentnych barier tkwiących wewnątrz sztywnej logicznej konsekwencji czynów i ich następstw.

„Wydaje nam się, że możemy dotrzeć do siebie, ale możemy tylko się do siebie zbliżyć i przejść obok. Co za męka dla tego, kto to zrozumie.”
Franz Schubert

http://www.megrims.dl.pl/
http://www.llsnoise.com/

Marcin Melka [za : facebook.com]

Insomnia : „Można czasem złamać schematy”

insomnia1) „Insomnia” to dwóch przyjaciół z Łodzi: Adam Mańkowski i Łukasz Modrzejewski. W 2005 roku postanowiliście dać upust swojej kompozytorskiej pasji tworząc muzyczny duet. Nad czytaniem, słuchaniem i oglądaniem wzięła górę chęć tworzenia swoich projekcji  otaczającego świata.  Jak do tego doszło?

A: Gdy wspominam rok 2005, to odnoszę wrażenie, że narodziny Insomnii były bardzo naturalnym procesem – ilość muzyki, którą odkrywaliśmy w tamtym czasie, była naprawdę ogromna. Pamiętam, że kilka miesięcy wcześniej poznałem solowy, poboczny projekt lidera Porcupine Tree – Bass Communion. Ambientowe pejzaże zawarte na albumach Stevena Wilsona tak bardzo mnie oczarowały, że postanowiłem sam spróbować swoich sił w tworzeniu mrocznych, długich konstrukcji dźwiękowych. Tak właśnie wyglądała nasza muzyka na początku, właściwie pozbawiona rytmu czy jakichkolwiek beatów, była po prostu muzyką tła.

Ł: Dodajmy, że na początku dość dziwnie patrzyłeś na moje fascynacje na przykład „Ghosts on Magnetic Tape” (śmiech). Znamy się i tak znacznie dłużej, słuchaliśmy podobnej muzyki, w niektórych kwestiach mamy bardzo podobne gusta, choć w innych radykalnie się różnimy. Dla mnie muzyka, w ogóle dźwięk był od dziecka czymś najważniejszym. Zawsze miałem też dość zróżnicowany gust i choć lubię, cenię artystów z różnych muzycznych półek, to twórczo chciałem tworzyć coś z pogranicza takich grup, jak Nurse With Wound, Hafler Trio czy Throbbing Gristle.

2) Nazwa projektu „Insomnia”. Czy inspirowaliście się książką Lema, Kinga, lub tytułem filmu Christophera Nolana? A może to po prostu wyraz niepokoju jaki towarzyszy zaburzeniom snu?

Ł: Insomnia, znaczy „bezsenność”. Generalnie, niczym wprost się nie inspirowaliśmy, przynajmniej w sposób jawny, świadomy. Niemniej bardzo lubimy książki Kinga czy Lema, podobnie jak filmy Nolana. Chociaż jego „Bezsenność” widziałem dopiero dwa albo trzy lata temu. Bardzo podobała mi się jego „Incepcja”.

A: Zazwyczaj nazwy muzycznych projektów powstają dość przypadkowo i spontanicznie, w naszym przypadku też nie było inaczej. W bardzo upalny, czerwcowy dzień 2005 roku pracowaliśmy nad muzyką i zdecydowaliśmy, że w końcu wypadałoby jakoś sformalizować nasze poczynania. Wybrać nazwę, założyć stronę internetową itd. Nazwa nie jest szczególnie oryginalna czy też unikatowa, nie była też zaczerpnięta z konkretnej książki czy filmu (chyba, że podświadomie). Chcieliśmy aby zawierała w sobie ludzki pierwiastek, aby kojarzyła się bądź opisywała ludzkie zachowania, procesy życiowe, a że obaj prowadziliśmy i do dziś raczej preferujemy nocny tryb życia, to bezsenność okazała się najbardziej trafna. Z jednej strony jest źródłem cierpienia i jednym z objawów depresji, a z drugiej strony nocna bezsenność może być twórczym okresem w pracy nad muzyką – tak właśnie często jest w naszym przypadku.

3) Wydaliście do tej pory dwie płyty: „Places” w 2010 i ” Shadows and Mists” w 2011. Czy przez poprzednie klika lat szlifowaliście warsztat, szukaliście swojej formy wyrazu?

A: Tak, de facto to płyt bądź też kompilacji powstało już znacznie więcej, jednak dopiero od „Places” postanowiliśmy wyjść z naszą muzyką do szerszego grona odbiorców. Praca nad dźwiękami stanowi dla nas ogromną radość i początkowo zgrywaliśmy kompozycje jedynie dla siebie i grona najbliższych przyjaciół. Spływające do nas pozytywne sygnały i reakcje na muzykę Insomnii zachęciły nas do tego, aby zainwestować i własnym nakładem przygotować trochę płyt w wersji fizycznej. Po raz pierwszy zrobiliśmy tak przy okazji naszego innego projektu, Extreme Agony – „Grains” w lutym 2010 roku, później przy okazji „Places”, a teraz krążków „Shadows and Mists” było już znacznie więcej i – co jest bardzo miłe – większość już się rozeszła.

Ł: W okresie przed „Places” Insomnia była projektem bardziej Adama. Można powiedzieć, że byłem kimś na zasadzie patrona czy ojca chrzestnego projektu. W 2006 roku założyłem niezależny label Larch Records, w którym wydajemy swoje albumy, do większości z nich robiłem także projekty graficzne. Dopiero przy okazji wspomnianego „Grains” rozpoczęliśmy muzyczną współpracę.

4) Waszą muzykę można różnie określić: elektronika, trochę ambientu, minimalizm, szczypta popu.  Ale domyślam się, że bardziej niż poddawanie się definicjom interesuje Was kreowanie pewnych wizji…

A: Tak, masz absolutną rację. Nasza muzyka ewoluowała przez lata i ocierała się zarówno o ambient, chłodniejsze dronowe brzmienia czy też przeróżne formy elektronicznego wyrazu. Dużo zależy od tego, co akurat w danym momencie nas inspiruje muzycznie, a ostatnio także filmowo, czego wyrazem jest właśnie „Shadows and Mists”. Te inspiracje często są zawiłe i zupełnie nie interpretowalne wprost, są po prostu naszym specyficznym systemem odbierania emocji i ich przetwarzania.

Ł: Bo my bardzo nie lubimy definicji, zawsze miałem z tym problem. Z jednej strony wszelkie gatunki to w dużej mierze wymysł krytyków. Z drugiej strony można powiedzieć, że przecież pewne rzeczy musiałyby zostać jakoś semantycznie określone. Jakby nie patrzeć, my skupiamy się na muzyce, jej słuchaniu, tworzeniu, poznawaniu, a nie na dopasowywaniu się do jakiegoś konkretnego gatunku.

A: Nie każdy wyraziłby nieme kino właśnie w taki sposób, jak my. Uważamy, że nie wszystko należy zamykać w ścisłych ramach, a wręcz przeciwnie – można czasem złamać schematy i zachęcić słuchaczy bądź też widzów do poszerzenia horyzontów odbioru. Być może właśnie takie podejście i te dźwięki będą inspiracją dla kogoś innego…

5) Słuchając „Shadows and Mists”, płyty ciekawej i przemyślanej, odnoszę wrażenie, że jest tam  gradacja: pierwsze utwory mają w sobie odrobinę optymizmu, im dalej, tym więcej chłodnych klimatów. Jakby zanurzyć się  jeszcze bardziej we mgle…  Czy był to zamierzony efekt?  

A: Utwory na ten album powstawały w długim okresie czasu i zanim jeszcze przystąpiliśmy do wybierania i składania tracklisty wydawało mi się, że każdy z nich to odrębna, skończona forma. Na pewno jest w tym trochę racji i można o tej płycie powiedzieć, że jest mniej spójna niż poprzedniczka. Gdy zdecydowaliśmy się już na 6 kompozycji i ułożyliśmy je w całość, wówczas zacząłem odbierać tę muzykę trochę inaczej i faktycznie jest w tym coś z procesu, w którym zachodzą stopniowe zmiany. W utworze „Empire” jest dużo przestrzeni – motyw przewodni snuje się delikatnie w tle, a kompozycja kończąca to wręcz swoisty epilog swą formą skłaniający do przemyśleń i podsumowań. Określenie epilog nie jest przerysowane, bo tę kompozycję dograliśmy w ostatnim etapie prac nad „Shadows and Mists”.

6) W Waszej muzyce podoba mi się jej „drugie dno”, czyli taka konstrukcja, która pozwala na wielokrotne słuchanie i odkrywanie  jej dodatkowych atrybutów. Macie zamiar trzymać się takiego podejścia do materiału?

A: To bardzo miłe spostrzeżenie, które daje wiele sił do dalszej pracy, bo jeśli słuchacze przy kolejnych odsłuchach potrafią odczytać w naszej muzyce inne, nowe emocje, to oznacza to, że struktura tych kompozycji nie jest jedno-linijna. Docierają do nas różne opinie i recenzje, ale wiem też, że każdy odbiera dźwięki subiektywnie, dla jednego będzie to jedynie zbiór kilku niezwiązanych ze sobą elektronicznych dźwięków, a dla kogoś innego te trzy kwadranse będą oznaczać interesującą muzyczną opowieść, być może dźwiękową ilustrację filmowych obrazów albo coś jeszcze innego. Jako słuchacz, poznając nowe płyty, zawsze doszukuję się w nich kilku płaszczyzn, im jest ich więcej, tym lepiej. To samo odczucie staram się przelać na dźwięki powstające pod szyldem Insomnia.

Ł: Widzisz, to w muzyce jest najpiękniejsze, że niczego słuchaczowi nie podpowiada, każdy interpretuje ją na swój sposób. Jeśli odkrywasz drugie, trzecie dno, to tym lepiej. My na co dzień też słuchamy dużo muzyki innych artystów i w bardzo podobny sposób ją postrzegamy. Każdy odbiera dźwięki na swój subiektywny sposób, a im bardziej coś mnie zaskoczy, tym lepiej. To chyba najlepszy komplement dla artysty, więc dziękujemy.

7) Na Waszej stronie internetowej dajecie wyraz fascynacji geniuszami czarnobiałego kina. Ja również lubię czasami do tego wracać. To ciekawe, że ta – patrząc okiem współczesnego odbiorcy – prymitywna technika potrafi do siebie przyciągnąć. Co jest w niej takiego intrygującego Waszym zdaniem?  

Ł: Nie zgadzam się, że kino nieme cechowało się prymitywną techniką. Niektóre rozwiązania i dzisiaj wydają się bardzo nowatorskie. Wystarczy spojrzeć na przykład na „Metropolis” Langa, „Pancernik Potiomkin” czy dokumentalne filmy Wiertowa, Audena, Griersona. Z krótszych form warto wspomnieć o rewelacyjnym, surrealistycznym „Psie andaluzyjskim” Luisa Buñuela i Salvadora Dali. Z rzeczy fabularnych, ale mniej znanych, bardzo lubię „Nietolerancję”. Filmy te są interesujące także od strony emocji. Widzisz, dzisiaj często, choć na szczęście nie zawsze efekty, estetyka idą w parze z emocjami, jakie powinien przekazywać film. Często dostajemy bardzo ładny obraz i na tym się kończy, bo fabuła jest tak płytka, że zmieściłaby się w dwóch, trzech zdaniach.

A: Należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rozwój technicznych możliwości jest wyznacznikiem dobrego kina? Moim zdaniem absolutnie nie, najcenniejszą wartością jest pomysł sam w sobie, sposób w jaki ukazane są sceny, emocje. Z łatwością można wskazać współczesne, wykorzystujące najwspanialsze efekty specjalne i techniczne rozwiązania – obrazy, które jednak nie zachwycają, ponieważ ich przekaz emocjonalny jest zatarty. Stare, w szczególności nieme kino jest urzekające, bo, choć pozbawione możliwości wyrazu za pomocą dialogów, wielokrotnie przyprawia mnie o dreszcze i podwyższony puls – tak silne są w swym wyrazie te sceny. Myślę, że już na stałe pozostanie mi sentyment do kultowego obrazu Murnau’a i scen ukazujących przerażenie w oczach Grety Schröder, czy też spojrzenie owładniętego głodem krwi wampira.

Ł: Oczywiście to nie znaczy, że obecnie nie kręci się dobrych, przesiąkniętych emocjami filmów.

8) Koniecznie zapytam o instrumenty. Czy preferujecie symulatory, laptopy czy korzystacie  również z tradycyjnego sprzętu?

Ł: Owszem, aczkolwiek na najnowszej płycie nie ma tradycyjnych instrumentów, za to na „Places” były na przykład klawisze. Natomiast pierwszy album Extreme Agony opiera się w dużej mierze na dźwiękach przetworzonych gitar, klawiszy oraz krzyków, szeptów, przeróżnych modyfikacjach mojego głosu.

A: Na chwilę obecną korzystamy z dwóch laptopów, samplera, kilku różnorodnych generatorów brzmieniowych i klawiatury sterującej. A z tradycyjnego instrumentarium, tak jak Łukasz wspomniał – wykorzystujemy czasami  gitarę akustyczną i elektryczną – wciąż szlifujemy warsztat w tym kierunku i być może z czasem brzmienie żywych instrumentów stanie się stałym elementem na naszych płytach.

9) Mając tak zwarty i dobrze przygotowany materiał realizujecie się na koncertach?

A: Do koncertów przygotowujemy się intensywnie od jakiegoś czasu. Wciąż jeszcze nie mamy pełnego kompletu sprzętu, aby móc zagrać naszą muzykę na żywo bez uciekania się do odgrywania pewnych fragmentów z gotowych plików. Tu ograniczeniem są niestety finanse, ale całą energię wkładamy teraz w to, aby tę sytuację zmienić i mamy nadzieję, że latem bądź jesienią tego roku uda się stanąć na scenie i zaprezentować „Shadows and Mists” w wersji live.

Ł: Przygotowanie koncertu nie jest wcale takie łatwe. Poza tymi wszystkimi kwestiami ekonomicznymi i technicznymi, graniem fragmentów z pada, co w przypadku elektroniki w mniejszym lub większym stopniu jest nieuniknione, zostaje jeszcze problem miejsca. Jeśli znajdzie się jakiś klub i organizator to jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje.

10) Muzyk ma w sobie wenę, która go napędza do ciągłej kreacji. Domyślam się, że pracujecie nad trzecią płytą?

A: Mamy już pewne pomysły na to, co dalej. Temat starych filmów wciąż pozostanie na pierwszym planie, a nawet zostanie potraktowany znacznie poważniej. Chcemy przygotować ścieżkę dźwiękową do pełnometrażowego niemego filmu. Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji, ale chcemy wybrać ważny dla nas obraz, taki, który nie doczekał się dotychczas dźwiękowej ilustracji.

Ł: Chcemy znaleźć też coś w miarę oryginalnego. Poza tym aktualnie pracujemy, a raczej dopracowujemy drugi album naszego projektu Extreme Agony. Adam ma jeszcze inne projekty, więc będzie też pochłonięty nimi.

Życzę zatem sukcesów i dziękuję za wywiad!

Damian Koczkodon 

Linki do stron związanych z zespołem:

http://shadowsandmists.wordpress.com/
http://www.facebook.com/insomniapl
http://insomnia-pl.bandcamp.com/

 

 

Insomnia: „Places”

placesCo jakiś czas wracam do słuchania płyty „Places” łódzkiego duetu Insomnia. Zamiast standardowej recenzji, poprosiłem muzyków o trochę szczegółów na temat powstania i zawartości tej płyty. Na pytania w imieniu tandemu odpowiedział Łukasz Modrzejewski, obok Adama Mańkowskiego, współautor wszystkich nagrań grupy.

D.K: Zanim pojawił się projekt Insomnia – „Shadows and Mists”, wspólnie skomponowaliście album „Places”. To muzyka trudniejsza w odbiorze od następującej po niej płyty i kto wie, może przez to trafia do innej grupy odbiorców? W każdym bądź razie mam wrażenie, że napracowaliście się nad nią dużo. Jak to wyglądało w rzeczywistości?

Ł.M.: Miło nam słyszeć, że jest trudniejsza w odbiorze w stosunku do swojej młodszej siostry – „Shadows and Mists”, ale zapewniamy Cię, że i tak jest dużo łagodniejsza i przyswajalna, niż to co zrobiliśmy na debiucie Extreme Agony. Czy skierowana jest do innej grupy słuchaczy? Tego nie wiem, nigdy nie targetujemy naszej grupy docelowej. Jest przede wszystkim skierowana do ludzi mających otwarte uszy, dusze i serca na muzykę. W przypadku „Places” jak i do tego co było wcześniej, a także później i do tego co będzie kiedyś w przyszłości, mamy taki stosunek, że zawsze wkładamy w to co robimy siebie i cieszymy się, że możemy podzielić się cząstką siebie z kimś innym. Cieszymy się jeszcze bardziej gdy komuś to się podoba i jest to dla nas największa nagroda.  A wracając jeszcze do Twojego pytania, ten krążek jest inny i poniekąd wynika to z tego, że w tamtym czasie jakoś bardziej byliśmy przesiąknięci noisem, nieco chłodniejszymi obliczami elektroniki itd. Poza tym ten materiał powstawał trochę dłużej, dużo się przez ten czas wydarzyło różnych rzeczy – niekoniecznie dobrych i przyjemnych. Współpracowało nam się jak zawsze dobrze, Insomnia istniała wtedy już dobrych parę lat, ja Adama znam ponad dekadę więc była to niezwykła frajda, że mogliśmy nad „Places” pracować razem.

D.K.: Wyjątkowo mroczna,  czarno-biała okładka  skojarzy mi się destrukcyjnie, coś typu upadek wież WTC  z wyeksponowanym,  odpychającym wizerunkiem jakby demonicznej twarzy. Czy o takie asocjacje Wam chodziło?

Ł.M.: Nie do końca z WTC. Stockhausen swojego czasu określił zamach na WTC mianem największego dzieła sztuki wszechczasów. Niezmiernie cenię jego kompozycje, jego podejście do muzyki, ale niekoniecznie lubię, co więcej zgadzam się z jego opiniami – takimi jak ta wyżej. Zdecydowanie wolę cytować Franka Zappę. Jeśli ktoś świadomie i z premedytacją celuje kilkoma tonami stali w wieżowiec zabijając przy tym tysiące ludzi, a setki raniąc jest opętanym szaleńcem i kimś kogo bez niewybrednych epitetów nie jest łatwo nazwać. Oczywiście Zachód i Ameryka nie są niewinnymi barankami bez skazy, ale to temat na osobny wywiad, toteż wróćmy do naszego albumu. Jak już wspomniałem nie ma tam kontekstów związanych z zamachami 11 września, nie ma bezpośrednich inspiracji Ameryką, chociaż Stany są niewątpliwie inspirującym miejscem. Nigdy tam nie byłem, ale chętnie bym je zwiedził i zrewidował to co sądzi o nich na przykład Jean Baudrillard. W latach 2008-2010 dość dużo podróżowałem po Polsce, po dużych miastach, miasteczkach, a często trafiałem na wsie składające się z pięciu, sześciu gospodarstw. To było niesamowite doświadczenie, spotkałem wielu ludzi i poznałem ich historie. Zafascynowały mnie te miejsca, stąd właśnie taki tytuł. Ale nie chodziło nam o jakieś konkretne miejsca, które są tu i teraz, które znamy. Każdy ma też jakieś miejsca szczególne dla siebie, miejsca w których był, jest, chciałby być, a często nawet takie w których nigdy nie będzie. Podczas tych wspomnianych podróży wykonałem mnóstwo zdjęć. To, które znalazło się na okładce zrobiłem w Krakowie i przedstawia ono tzw. „szkieletora” – nigdy nieukończony biurowiec NOT. Jego budowę rozpoczęto w 1975 roku i przez cztery lata budowy postawiono jedynie żelbetonową konstrukcję. Potem pomysłów na jego ukończenie było wiele, kilka razy chciano go zburzyć, przebudowywać, podwyższać itd. Gdy byłem ostatni raz w Krakowie był dalej w takim stanie, będę tam za dwa tygodnie na koncercie No-Man, to zobaczę co się z nim dzieje, ale nie spodziewam się, że zobaczę tam piękny i ukończony wieżowiec. Ponieważ w Krakowie praktycznie na ma żadnych wysokościowców, nie licząc wież kościołów „szkieletor” dość szczególnie wybija się ponad horyzont czym doprowadza do szału wielu mieszkańców Grodu Kraka. Co ciekawe, to udało mi się go uchwycić w szczególnym momencie, ponieważ zazwyczaj jego konstrukcja oblepiona jest masą banerów reklamowych i ciężko jest go zastać w takiej formie jaką widać na okładce. Gdy pokazałem Adamowi to zdjęcie i zaproponowałem tytuł „Places”, bez wahania przystał na moją propozycję. Ponadto naszym zdaniem on świetnie oddaje formę tego krążka… mroczny, oddarty, tajemniczy… Poza tym „Places” towarzyszył multimedialny album, w którym znalazły się moje inne zdjęcia różnych miejsc. Pierwotnie chcieliśmy dołączyć te zdjęcia w formie książeczki do całego albumu, ale niestety to znacznie podnosiło koszta. Jeśli kiedyś będziemy mieli odpowiedni budżet, myślę, że wrócimy do tego pomysłu.

D.K.: track 1 Strange Beginnings of a Travelling – smutna to muzyka, ale nie do końca. Na pewno prowokuje do powstawania skojarzeń, różnych emocji. Jak w przypadku większości Waszych utworów, ciężko ją jednoznacznie zdefiniować. Domyślam się, że jest to zabieg celowy?

Ł.M.: Tak, stąd też taki nieco przekorny tytuł. Od samego początku wiedzieliśmy, że od tego utworu będzie zaczynała się podróż po naszych miejscach.

D.K.: track 2  Back to the Places from our Childhood – sporo kontrastów, niektóre fragmenty mają charakter  ilustracyjny… Czy tytuł jest abstrakcyjny, czy ma odniesienia do konkretnych wspomnień?

Ł.M.: I tak i nie jeśli chodzi o wspomnienia. Po prostu chcieliśmy jakoś wrócić do tego co było kiedyś. Stąd ten ilustracyjny charakter. A kontrasty są stąd, że po prostu jest takie dzieciństwo, które ma swoje plusy, ale ma minusy. Zrobiłem sobie kiedyś bilans i zestawiłem teraźniejszość z dzieciństwem. Ono miało niewątpliwie swój urok, ale zbyt wiele było tego przykrego, chwil których chciałoby się nie pamiętać, a nie jest łatwo je wymazać z pamięci.

D.K.: track 3 Unspoken Secrets – najbardziej niekonwencjonalny fragment płyty. Dużo modyfikacji, manipulowania przy tkance i wysiłku, aby sprowadzić tę muzykę do innego poziomu. Kojarzy mi się to z eksperymentami właściwymi dla elektroakustycznych badan dźwięku tak promowanych przez Artemiy’a Artemieva. 

Ł.M.: Zgadzam się z Tobą, jest to zdecydowanie najbardziej odbiegająca stylem kompozycja na całym wydawnictwie. Nie powstała jednak przypadkowo i nie bez znaczenia jest jej umiejscowienie w porządku tracklisty – jest to centralny punkt całego albumu. To wszystko są nasze wspomnienia z okresu dzieciństwa, emocje przywoływane z przeszłości dotyczą zarówno tych pięknych jak i przykrych chwil czy zdarzeń, o czym po trosze już była mowa powyżej. Ta kompozycja to wyraz lęku, niepokoju i próba przeniesienia tego na skomplikowaną muzyczną formułę. Kiedy te dźwięki powstawały, nie myśleliśmy akurat o Artemievie, a bardziej o połamanych strukturach, które można znaleźć w twórczości Kanadyjczyka Aarona Funka (Venetian Snares). Fakt, że zwróciłeś uwagę na tego typu podobieństwo może tylko cieszyć i świadczy o tym, że indywidualne podejście do tej muzyki pozwala interpretować ją na różne sposoby.

D.K.: track 4 Unnamed Space of our Imagination. Jak słucham tej kompozycji, to przed oczami stają mi grafiki Michała Karcza. Może nadajecie na podobnych falach? Utwór jest trochę straszny…

Ł.M.: Jeśli chodzi o grafiki, to coś w tym jest. Chociaż zdecydowanie są mi bliższe prace mistrza Beksińskiego. Zarówno w pracach jednego jak i drugiego artysty można znaleźć dużo mrocznych, niepokojących przestrzeni. To samo wyczuwalne jest w eterycznym tle tej kompozycji, są tu także pierwszoplanowe klawisze wnoszące nieco światła i pozytywnych emocji. Dokładnie tak jak bywało to za dawnych lat, wszystkie niepowodzenia i porażki wydawały się końcem świata, by już po chwili stać się mało istotnym drobiazgiem przykrytym solidną warstwą radości i uśmiechu. Wszystko było o wiele prostsze i zmieniało się jak w kalejdoskopie, dziś jest zupełnie inaczej..

D.K.: track 5 A House That Does Not Really Exist:  tu wprowadziliście sporo rytmu, który co jakiś czas powraca, inspiracją do stworzenia tej kompozycji był jakiś thriller?  

Ł.M.: Pomysł z dodaniem rytmu zaproponował Adam. Jest to najdłuższa kompozycja na płycie, trwa ponad trzynaście minut. Chcieliśmy, aby to było coś na zasadzie takiej elektronicznej i różnorodnej brzmieniowo suity z motywem przewodnim, którym jest pulsujący i powracający rykoszetem rytm.

D.K.: track 6 A Moment of Life – faktycznie jest jak chwila i szybko się kończy… trochę mnie to zaskoczyło. Właściwie to są same efekty i odgłosy burzy. Taka puenta spinająca dzieło?

Ł.M.: Tak. Gdy mieliśmy zarejestrowany już cały materiał czuliśmy, że przydałaby się jakaś jakaś pointa, kropka nad „i”, ale niekoniecznie w formie stricte muzycznej. Burza wydała nam się bardzo wymowna, wielu z ludzi pociąga, fascynuje, a jeszcze więcej jej się boi i odbiera jakoś negatywnie. Najważniejsze, że nikt wobec niej nie pozostaje obojętny, jest siłą natury, elementem potężnego żywiołu. No i sam tytuł…moment życia, kilka chwil w których coś się dzieje, coś zaczyna. Obcujemy z jakąś nienazwaną materią. Rodzimy się, wychowujemy, trwa to lata i cieszymy się żeby w szczęściu i zdrowiu żyć jak najdłużej. Każdego dnia, w każdej chwili przeżywamy takie momenty, kogoś spotykamy, ktoś się rodzi, umiera, aż my sami w jednym momencie odejdziemy z tego świata. Nasze życie składa się z momentów, podczas zarejestrowanej burzy też zapewne „coś” się wydarzyło. Słuchacz, po przesłuchaniu całej płyty może oddać się refleksji, po zatrzymaniu płyty przemyśleć różne sprawy i tak dalej. Nie chcemy tutaj niczego narzucać, jak zawsze dajemy pełną dowolność interpretacji.

D.K.; Dalej podoba mi się w Waszej muzyce, na co już wcześniej zwracałem uwagę: jest to muzyka do wielokrotnego odsłuchania. To, że jest raczej mroczna, nie przeszkadza mi. Słodki pop pragnę jak najszybciej zapomnieć, a muzyka która wierci dziurę w duszy, pozostawia po sobie ślad…

Ł.M.: Bardzo nam jest miło i dziękujemy. Nigdy nie zależało nam na robieniu czegoś efemerycznego, cieszymy się, że nasze kompozycje trafiają do ludzi, że znalazłeś w nich coś dla siebie, radość, smutek, niepokój…

D.K.: Co warto jeszcze wiedzieć o tym okresie pracy Insomnii?

Ł.M.: Jak wiesz, jest to tak naprawdę nasza pierwsza wspólna płyta nagrana jako Insomnia. Wtedy ten projekt przeistoczył się w duet. Z Adamem świetnie się pracuje i mam nadzieję, że ma o mnie takie samo zdanie. Nigdy niczego sobie nie narzucaliśmy. Tutaj nie ma czegoś takiego, że „ty robisz to i to, a ja to i to” i ma być 50% udziałów dla każdego. Nie tędy droga, zawsze szukamy jakiś inspiracji, dzielimy się pomysłami i staramy się wyłowić najlepsze jakie w danej chwili przychodzą nam do głowy, to daje nam największą frajdę, radość tworzenia. Jakkolwiek to zabrzmi – Insomnia, ale i Extreme Agony jest jak rodzina, jak związek w którym trzeba się uzupełniać. Niejednokrotnie wydaje się, że coś jest już skończone, ale brakuje jakiegoś drobiazgu, jednego dźwięku, który trzeba naleźć, a samemu nie jest to takie łatwe. To trochę tak jakbyś miał super auto, nawet z silnikiem, ale nie miał opon i kierownicy. Daleko tym nie pojedziesz.

D.K.: Dziękuję za odpowiedzi.

Ł.M.: Cała przyjemność po mojej jak i Adama stronie. Wszystkiego dobrego!

Damian  Koczkodon