– Na swojej stronie piszesz o fascynacjach muzyką Klausa Schulze i Tangerine Dream. Pamiętasz dzisiaj od jakich płyt zaczęło się to oczarowanie?
J.S.: Faktycznie to zaczęło się od Jarre’a kiedy byłem w szkole podstawowej… Trafiłem na audycję Jerzego Jopa na II Programie Polskiego Radia właśnie w poszukiwaniu nagrań Jarre’a i trochę przypadkiem zetknąłem się wtedy z muzyką Philipa Glassa i Tangerine Dream. Pierwsza płyta Tangerine Dream, która mi utkwiła w pamięci to „Near Dark” – usłyszana właśnie w radiu – była bajeczna…, lekko mroczna ale i przebojowa. Później udało mi się ją kupić na kasecie… To były czasy! Na szkolnej wycieczce do Wrocławia, na bazarze, zdobyłem za to „Logos” i do dziś to jest to jeden z moich faworytów. Bardzo ważny wpływ miał na mnie fanzin „Moogazyn”, gdzie artykuły o Tangerine Dream i Klausie Schulze pojawiały się bardzo często. Wtedy sięgnąłem po płyty Schulze’a i na początku było ciężko… Schulze na początku był dla mnie trudniejszy w odbiorze, ale z czasem zacząłem go coraz bardziej doceniać i tak już zostało. A zaczęło się od „Timewind”.
– Umiesz grać na gitarze, basie i perkusji. Udzielałeś się w różnych zespołach rockowych. Ale zdecydowanie w Twoich nagraniach przeważają syntezatory i brzmienia syntetyczne. Z czego to wynika?
J.S.: Gra na gitarze, basie i perkusji to studenckie czasy, gdy z kolegami grałem około-rockowe klimaty. Był to ciekawy okres muzycznych eksperymentów i wiele się nauczyłem. Poza tym, to była świetna zabawa i wyzwanie – grając na klawiszach na żywo się nudziłem. Bas czy perkusja to było nowe wyzwanie i to mi się podobało. Poza tym, wiadomo… Schulze też był perkusistą. Moje zajęcia rytmiki ze szkoły muzycznej bardzo się przydały. W ogóle poczucie rytmu w muzyce to dla mnie podstawa. Nagrywam jednak elektronikę bo w takich brzmieniach czuję się najlepiej i mogę się w pełni wyrazić.
– Jesteś jednym z nielicznych muzyków który udostępnia poprzez Internet swoją muzykę w jakości CD . To bardzo miłe. Czy tak jak ja, traktujesz mp3 jako ostateczność i zło konieczne?
J.S.: Mp3 traktuję jako format dobry do promocji muzyki i słuchania audiobooków. Ma swoje zalety. Muzyki słucham na tym samym systemie komputerowym, na którym nagrywam swoje płyty… i mp3 nie daje rady… Od kiedy zmieniłem zestaw odsłuchowy, w tym lepsze okablowanie, we własnej muzyce dostrzegam niuanse brzmieniowe, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Udostępniam swoje płyty w jakości CD ponieważ doszedłem do wniosku, że jeśli mam promować w ten sposób własną muzykę, to powinna ona być dostępna w najlepszej jakości.
– Twoja muzyka zbiera dobre recenzje od zachodnich krytyków z www.synthtopia.com, www.editionmag.com, www.electroambientspace.com, i innych. Jak tam trafiłeś?
J.S.: Dzięki wytrwałości. Od zawsze promowałem swoje muzyczne działania na ile pozwalał mi na to czas wolny. Stąd takie rezultaty. Muzyka sama się nie wypromuje, więc z czasem odkrywałem coraz więcej sposobów na to by dotrzeć do jak najszerszego grona słuchaczy. Jak tam trafić? Między innymi takimi działaniami zajmuje się moja firma Prime Sound http://www.primesound.pl/– Dotychczasowy Twój materiał to przeważnie elektronika sekwencyjna, czyli coś w czym czujesz się najlepiej, planujesz poszerzyć repertuar o pochodne gatunku?J.S.: Uwielbiam sekwencje i pulsujące dźwięki. To mnie zawsze najbardziej urzekało w muzyce Schulze’a czy Tangerine Dream. Chris Franke, czyli Mr. Sequencer, jest pod tym względem geniuszem. W większości moich nagrań pojawiają się sekwencje i rytmiczne pulsacje. Faktycznie to poszerzyłem swój repertuar – nagrywam materiał pod nazwą Dream Project – tutaj sięgnąłem po mikrofon – nagrywam piosenki w klimatach synth-pop / electro. Trochę to jeszcze zajmie, ale na razie udostępniam wersje demo:
http://www.lastfm.pl/music/The+Dream+Project/demo– Jakie masz podejście do instrumentów, czy któryś z twoich syntezatorów zatrzymasz na zawsze, czy to tylko narzędzia do osiągnięcia celu?
J.S.: Jest kilka modeli syntezatorów, które chętnie bym zobaczył w moim studio… Na dzień dzisiejszy zależy mi jednak na wygodzie, oszczędności miejsca i efektywności, więc syntezatory sprzętowe, które posiadałem już dawno zamieniłem na niezłą klawiaturę sterującą i syntezatory wirtualne. Takie rozwiązanie mi w zupełności wystarcza. Myślę, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia. Sprzęt to tylko narzędzie. Moim ulubionym syntezatorem wirtualnym jest Novation V-Station.
– Twoja muzyka nadaje się dobrze jako tło do lektury książek SF. Przeczytałeś coś ostatnio, co by Cię szczególnie zainspirowało?
J.S.: „Maksimum osiągnięć” Briana Tracy. Obecnie słucham dużo audiobooków związanych z biznesem, motywacją i realizacją celów… To w związku z moimi obecnymi przedsięwzięciami… Jeśli chodzi o SF, zaczytywałem się i bardzo cenię Philipa K. Dick’a. Łowca Androidów na podstawie jego opowiadania to klasyka, do tego z muzyką Vangelisa…
– Ja też kocham książki Dicka. Jakbyś określił muzykę nagraną z Markiem Ashby’m z płyty The Gate? Mocno różni się od Twoich solowych nagrań?
J.S.: Gdy poznałem Marka, był już doświadczonym muzykiem. Ja wtedy byłem jeszcze w liceum i marzyłem o własnym sprzęcie do nagrywania muzyki. Więc była to dla mnie znakomita okazja… W ciągu kilku dni powstały pomysły na płytę. Myślę, że „The Gate” znacznie różni się od nagrań E=motion – moje sekwencje zapowiadały wtedy w jakim kierunku będę się rozwijał, natomiast w solówkach i budowaniu konstrukcji utworów przede wszystkim słychać umiejętności Marka. Polecam jego płytę „Dance of Shadows”. Po jej wysłuchaniu łatwo rozróżnić co kto gra na „The Gate”.
– Nic nie wiem o Twojej działalności koncertowej, jak sobie radzisz na tym poletku?
J.S.: Nie koncertuję. Na dzień dzisiejszy nie mam wystarczająco dużo wolnego czasu, aby tym się profesjonalnie zająć. Ale zobaczymy co czas pokaże…
– Jakie masz plany na przyszłość?
J.S.: Muzyka towarzyszy mi zawsze i to się nie zmieni. Jeśli o nią chodzi, niczego nie planuję, wszystko odbywa się w naturalnym tempie. Natomiast ogólnie w życiu zaczynam wybiegać coraz bardziej w przyszłość i pracuję nad tym, aby mieć więcej czasu na nagrywanie muzyki oraz spędzanie czasu z rodziną i znajomymi.
– Dziękuję za rozmowę.
J.S.: Ja również dziękuję.
Damian Koczkodon