Koncert Władysława Komendarka: Space Art Festival 26.04.2014

Wladek

KINO ELEKTOR
26 kwietnia, godz. 19.00 
METROPOLIS

Space Art Festival & Kino ELEKTOR zaprasza serdecznie na pokaz arcydzieła światowego kina- METROPOLIS Fritza Langa z muzyką elektroniczną improwizowaną live przez legendę tego gatunku – Władysława „Gudonis” Komendarka.

Space Art Festival to wyjątkowe przedsięwzięcie artystyczne, to zaproszenie do aktywnego poszukiwania sztuki otaczającej nas na każdym kroku: zawsze i wszędzie, w naturze, w ruchu, w architekturze. Space Art Festival to zachęta do postrzegania świata wszystkimi zmysłami, do łączenia wszelkich przejawów działalności artystycznej w dążeniu do twórczego synkretyzmu. Pierwsza odsłona Festiwalu proponuje szereg wyjątkowych wydarzeń opartych na muzyce, słowie, filmie, fotografii, tańcu, rysunku, ekspozycji. Space Art Festival zaprasza do siebie widzów, słuchaczy, uczestników, ale też sam zapuka do drzwi tych, którzy z różnych przyczyn nie będą w stanie dotrzeć na miejsce artystycznych wydarzeń, bo Sztuka jest wszędzie. Nazywamy to ArTerapią. W trakcie Space Art Festival każdy znajdzie coś dla siebie – czy wśród różnorodnych wydarzeń muzycznych, czy na pokazie filmu Metropolis Fritza Langa z muzyką elektroniczną, czy podczas koncertu generacji JP II w dniu kanonizacji Ojca Świętego… Zapraszamy do zapoznania się z szczegółowym programem.

Space Art Festival

Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki | ul. Elektoralna 12, godzina 19:00
Bilety: 10zł

Zapraszam do polubienia tego unikatowego festiwalu !!!

https://www.facebook.com/SpaceArtFestival

                                   Źródło: [Oficjalny profil Władysława Komendarka & Facebook] 

Władysław Komendarek : wywiad dla Radia Toksyna

wladekZapraszam do posłuchania zarejestrowanego w Radiu Toksyna wywiadu z Władysławem Komendarkiem. Wywiad jest dość długi i został podzielony na kilka części :  pierwszadruga, trzecia oraz czwarta. Zapraszam wszystkich czytelników do odwiedzania i oceniania  mojego kanału na serwisie wrzuta.pl :  http://phaedra.wrzuta.pl

Marcin Melka 

Roksana Vikaluk: „Eksperymentujemy, zaskakujemy samych siebie”

roksanaUrodzona w Tarnopolu (Ukraina) śpiewająca aktorka,  od 1994 roku nagrywająca i koncertująca w Polsce. Otwarta na eksperymenty wokalno-instrumentalne, ostatnio współpracuje z Wolframem Der Spyrą.

1) Już kilkanaście lat sprawiasz radość melomanom śpiewając swoim pięknym, „białym” głosem. W Internecie można przeczytać o Twojej jazzowej pasji, ludowej muzyce ukraińskiej i żydowskiej którą tak chętnie wykonujesz. Mnie bardzo interesuje Twoje otwarcie na łączenie gatunków, na eksperymenty i obecność w Twoim muzycznym życiu takich postaci jak np. Józef Skrzek czy… ale o tym za chwilę. Józef sam zadzwonił do Ciebie z propozycją współpracy. Co dała Ci przyjaźń ze śląskim wirtuozem syntezatorów?
R.V.: Przede wszystkim, jeśli chodzi o śpiew, zaczynałam od Jazzu… i poświęciłam temu ponad 10 lat. A śpiew ludowy odkryłam dla siebie (w sobie?) stosunkowo nie tak dawno. Co do śpiewu białego, zostałam wtajemniczona w jego technikę i filozofię dopiero około trzech lat temu. Pragnienie eksperymentu, zwłaszcza w łączeniu gatunków towarzyszyło mi od zawsze, a ostatnio wręcz nasiliło się cudownie :).  Z pewnością sprzyjał temu cały klimat, w którym rosłam i dojrzewałam: jazz i muzyka klasyczna, która najpierw była słuchana i grana w domu rodzinnym, pieśni ukraińskie i żydowskie, których uczyli mnie dziadek z babcią… brzmienie mojego kraju… Wszystko to, co działo się w sztuce w latach 70-80 i co samo „wlewało“ się w duszę – wszystko to ma ciągły wpływ na muzykę, którą czuję i która wyłania się ze mnie, aż do teraz. Przyjaźń z Józefem Skrzekiem przyniosła ze sobą wielkie odkrycie zupełnie nowego świata brzmień oraz myślenia twórczego. Józef i jego muzyka pozostaje dla mnie wielką inspiracją do dziś…
2) W filmach umieszczonych na YouTube często widać jak podczas wykonywania tych oszałamiających wokalnych ewolucji grasz na Kurzweilu. To prawdziwa rzadkość widzieć kobietę grającą na syntezatorze. Czy to zasługa Twojego „muzycznego ojca” Józefa Skrzeka, czy już wcześniej miałaś takie zainteresowania?
R.V.: Z pewnością, jest to rezultat wielkiego muzycznego odkrycia siebie innej, którego doświadczyłam współpracując z Józefem Skrzekiem. Józef był pierwszy, który uwierzył i powiedział kiedyś: “Spróbuj…“. I spróbowałam. I zagrałam, akompaniując sobie, odkrywając przestrzenie brzmień elektronicznych… I tak trwa do dziś :).
3) W pewnym wywiadzie wspominasz o znajomości muzyki Klausa Schulze i ogólnie „Szkoły Berlińskiej”. To też ciekawostka, bo oprócz mojej żony, mało znam kobiet które mogą z upodobaniem słuchać takiej muzyki. Masz jakieś swoje ulubione tytuły płyt nagrane przez tych elektroników?
R.V.: Jeśli mówić ogólnie o inspiracji muzyki elektronicznej w moim życiu, to na samym początku, w dzieciństwie był to Jean Michel Jarre… Był również taki zespół w Związku Radzieckim, „Zodiak“ (Łotwa), który zaczął działać w latach 80’ i był ponoć pierwszym zespołem, grającym el-muzykę w Sowietach. Bardzo go lubiłam. Pod koniec 80’ zaczęłam się zachwycać twórczością Alexeya Rybnikova, do dziś ubóstwiam jego dzieło p.t. „Junona i Avos“. Jednak, jak już wspominałam, w domu rodzinnym słuchaliśmy przede wszystkim dużo jazzu, tak zwanego: akustycznego. Ale z czasem zaczęłam interesować się el-jazzem. Otóż, zaczęłam zwracać coraz większą uwagę na Chick Corea El-band, el-muzykę, tworzoną przez Milesa Davisa, Tomasza Stańkę, np. „Freelectronic“… Czesława Niemena odkrywam przez cały czas… zarówno jak i twórczość Władysława Komendarka. Nagrania solo Roberta Frippa, zwłaszcza „Radiophonics“, dalej – pięknie zrealizowany projekt międzynarodowy Boris Feoktistov & Bill Laswell – Russian Chants «Parastas»; eksperymenty Walter, a później jako Wendy Carlos, Isao Tomita, zwłaszcza jego el-wizja „Obrazków z wystawy“ Modesta Musorgskiego… To tak ogółem, jestem ciągle w drodze odkrywania i zgłębiania muzyki elektronicznej. Teraz o Szkole Berlińskiej. Klaus Schulze. Niełatwo mi wyróżnić konkretnie któreś z jego dzieł, można by wymienić nagrania pochodzące z płyt „Cyborg“, która porusza mnie do głębi, „Moondawn“,  „Mirage“, „Miditerranean Pads“ …. Inspiruje mnie przede wszystkim jego muzyka z lat 70-80 oraz niektóre z 90’… Podobnie jest w przypadku Tangerine Dream, z tym że najpierw zwróciłam uwagę na późniejsze nagrania, z lat 80-90, a z wcześniejszych to „Alpha Centauri“, dalej „Rubycon“, „Encore“ … I ciągle odkrywam, i wsłuchuję się w tę magię brzmień… I długa jeszcze droga przede mną ;).
4) Wolfram Spyra, poszukiwacz i eksperymentator, jest od jakiegoś czasu Twoim przyjacielem. Jak doszło do Waszego spotkania? Opowiedz trochę o Waszej znajomości i pomyśle na wspólne granie Moon & Melody.
R.V.: W 2004-2005 roku pewien wydawca z Warszawy wydał płyty każdego z nas z osobna. I właśnie w tamtym czasie zwróciłam uwagę na wyjątkową postać twórczą – Wolframa DER Spyrę…. A do osobistego spotkania pomiędzy nami doszło w 2009 roku podczas festiwalu el-muzyki „Schody do nieba“ na Śląsku, w Chorzowie. Zostaliśmy zaproszeni przez Józefa Skrzeka, który ten festiwal organizował. Wystąpiliśmy z odrębnymi projektami, Wolfram przedstawiał Niemcy, ja – Ukrainę. Wtedy poczuliśmy, że pragniemy stworzyć coś razem. No i tak się stało! :-). Eksperymentujemy, zaskakujemy samych siebie, inspirujemy się, odkrywamy się nawzajem… Melodie ludowe – rosyjskie, żydowskie, lecz z przewagą ukraińskich, dźwięki ulicy, przyrody, pulsujące rytmy, śpiew biały, połączenie wyjątkowego instrumentarium akustycznego z elektronicznym, efekty dźwiękowe – wszystko to można określić jako styl Folk – Electronic – Progressive, w ramach którego tworzymy. Nam, dwóm absolutnie samodzielnym muzykom, wypadło wielkie szczęście w postaci możliwości tworzenia czegoś “trzeciego”…
I to właśnie nazywamy “Moon & Melody”! :).
5) Wolf do gry używa specyficznego instrumentu Stell Cello skonstruowanego przez Boba Rutmana. Można przeczytać o tym w sieci. Ale Ty miałaś możliwość poznania Boba osobiście w Berlinie. Możesz powiedzieć kilka słów o tym spotkaniu i ciekawym człowieku?
R.V.: Bob Rutman… niesamowita postać, pełna światła i pomysłów, o bardzo ciekawym i trudnym losie. Jest to artysta wszechstronny – wynalazca, plastyk, autor rzeźb… Mam wielką przyjemność bywać w jego domu, w Berlinie. Jest to człowiek, który poświęcił się sztuce całkowicie. Koncertuje, odkrywa i tworzy po dziś dzień.
6) Wiem że podobnie jak ja, bardzo kochasz koty, czy praca i koncerty śpiewającej aktorki pozwalają na posiadanie swojego stworzenia?
R.V.: Zdecydowanie nie. Kot potrzebuje twojej regularnej obecności, a w moim przypadku jest to niemożliwe, przynajmniej teraz, kiedy cały czas podróżuję. Oczywiście, były pomysły, by zabierać zwierzątko ze sobą… albo oddawać na czas mojej nieobecności znajomym… Ale tak by się działo zbyt często, kocie było by ciągle zestresowane… Bardzo chcę kota. Ale nie mam moralnego prawa.
7) Płyty: „Barwy”, „Jaskółka” i „Drzewo światów” to twoja autorska muzyka. Dużo w niej brzmień elektronicznych, celebracji, barw podniosłych czy klimatów ambientowych. Ciekawa mieszanka tradycji z nowoczesnością, ludowości ze współczesną technologią. Możesz przybliżyć proces powstawania tej muzyki?
R.V.: Jeszcze dodam, że na początku była płyta „Mizrah“ (2002) – płyta w charakterze multi-kulti ludowym, o brzmieniu zdecydowanie jazzującym, nagrana w typowo jazzowym składzie. Tak szczęśliwie się złożyło, że z moim zespołem zostaliśmy laureatami konkursu „Nowa Tradycja“ (2002, Warszawa), a przewodniczącym komisji wówczas był Czesław Niemen. No i zadecydował, byśmy dostali nagrodę w postaci nagrania płyty. I tak powstał album „Mizrah“.
„Barwy“ (2005) – nagranie mojego pierwszego koncertu solo. Bazowałam głównie na ukraińskich ludowych melodiach. Tu też słychać wpływy jazzu, ale wtedy już zaczęłam eksperymentować z brzmieniami elektronicznymi, wykorzystując sampler Akai S-2300 XL.
„Jaskółka“ – zawiera muzykę teatralną. Jest to muzyka stworzona przeze mnie do spektaklu “Jaskółka” (2008) reż. Ż. Gierasimowa) na podstawie pieśni starosłowiańskich, rosyjskich, białoruskich – głównie obrzędowych. Tu po raz pierwszy jako wykonawczyni zetknęłam się z folkiem rosyjskim, białoruskim – czyli znanym mi, ale teraz odkrywanym w zupełnie innym wymiarze. W trakcie tworzenia tej muzyki, zdobywając nową wiedzę, odkrywałam inne, nieznane dotąd obszary siebie, własnych możliwości. Zostałam wtajemniczona w technikę białego śpiewu.  A spektakl “Jaskółka” gramy w Teatrze Rampa, w Warszawie. Zapraszam!
„Drzewo światów. Opowieść czterech szamanów” – jest to wspaniały zbiór baśni, głównie ludów Syberii (pomysł i opracowanie – Maciej Panabażys).
Projekt został wydany w formie książki z płytą CD z muzyką mojego autorstwa, ilustrującą treść opowieści szamańskich, zawartych w książce. Tutaj spotkałam się z bardzo mało znaną mi kulturą. Proces komponowania muzyki polegał przede wszystkim na wczytywaniu się, wsłuchiwaniu się w historię szamanizmu, zwłaszcza syberyjskiego, na poznawaniu, zrozumieniu i głębokim wewnętrznym przetworzeniu kolorystyki brzmienia tamtego dalekiego świata, by później ująć to po swojemu.
Można jeszcze dodać, że w przypadku “Jaskółki” I “Drzewa Światów”, królują głębokie, ambientowe brzmienia elektroniczne  jak również wykorzystywanie tzw. map dźwiękowych. Eksperyment. Śpiew. A stworzone zostały w ulubiony mój sposób, czyli w formie suity.
 
8) Podobnie jak Der Spyra chętnie badasz nowe obszary dźwiękowych przestrzeni dodając do niej swoją energię, pomysły i niebanalny trzy oktawowy głos. Czego zwolennicy Twojego talentu mogą spodziewać się w przyszłości?
R.V.: Sama nie wiem, czego po sobie w twórczym planie spodziewać się. Więc niewykluczone, że będziemy zaskoczeni wszyscy ;-). I ja też. I jeszcze – mam taki pomysł, by nagrać płytę “Barwy 2”. Teraz pojawiła się płyta, „Moon & Melody. Overture”.  A właściwie – jest to zapowiedź płyty, którą planujemy wydać z Wolframem Spyrą niebawem. Krążek zawiera fragmenty naszych najnowszych wspólnych odkryć form brzmieniowych…
Dziękuję za udzielenie mi wywiadu.
R.V.: Mnie również było bardzo miło podzielić się tym, co czuję… Życzę wszelkich pomyślności Tobie oraz wszystkim czytelnikom!
Damian Koczkodon 

Już niebawem koncert Władysława Komendarka !

KomendarekZapraszam wszystkich miłośników elektronicznej muzyki Władysława Komendarka na koncert, który odbędzie się w dniu 23 marca 2013 roku o godz. 20.00, w Klubie „Scenografia”, Łódź, ul. Zachodnia 81/83. Więcej informacji poniżej :

Ekskluzywnie, elitarnie, efektownie – po trzykroć!

Trzy unikatowe wydarzenia muzyczne szykuje dla Łodzian Fundacja Art Industry, agencja Fantom Media oraz redakcja portalu muzycznego 3gramy.pl. Podczas trzech koncertów, zaplanowanych na trzy kolejne miesiące tego roku, w klubie Scenografia (Łódź, ul. Zachodnia 81/83) wystąpią trzy niekwestionowane osobistości muzyczne.

Na wyłączność dla stu pierwszych miłośników oryginalnych dźwięków, którzy zaopatrzą się w kosztujące 33 złote bilety, zagrają artyści, których każdy koncert jest emocjonującym, nieprzewidywalnym wydarzeniem, pełnym szalonych, muzycznych niespodzianek.

Ekskluzywności imprezom dodaje fakt, że jeden ze wspomnianej trójki artystów ostatni raz gościł w Łodzi ponad 25 lat temu, a dwaj pozostali goście koncertową premierę na łódzkiej scenie mają dopiero przed sobą.

Muzycznych emocji na najwyższym poziomie, w trzy wybrane soboty, dostarczą łodzianom kolejno:

  • 23 marca, papież polskiej elektroniki – Władysław Komendarek,
  • 13 kwietnia, progresywni „otwieracze” umysłów – Hipgnosis,
  • 25 maja, symfoniczno-metalowi koneserzy synestezji – Victorians.

Wszystkie koncerty odbędą się w klubie Scenografia (Łódź, ul. Zachodnia 81/83).

Początek każdego z wydarzeń o godzinie 20.00. Wejście od 19.00. Wszystkie koncerty odbędą się w soboty, dni ustawowo wolne od pracy najemnej.Bilety do nabycia wyłącznie poprzez sieć ticketpro.pl (czyli również Empiku, Media Markcie, Saturnie i in.). Ilość miejsc ograniczona – przewidziano wyłącznie sto miejsc na każdy z koncertów. To pierwsze trzy imprezy w cyklu koncertów 3gramy. Kolejne w przygotowaniu.

Serdecznie wszystkich zapraszam !

Marcin Melka 

Dieter Werner : „Inspiruje mnie dosłownie wszystko”

dieterJako tradycjonalista z postacią Dietera Wernera nie zetknąłem się na Jamendo, gdzie dostępna jest jego muzyka, tylko w audycji Jerzego Kordowicza „Tragarze Syntezatorów”. Jakiś fragment mojego umysłu zarejestrował wtedy fakt, że oto na niewielkim poletku rodzimych El – twórców pojawił się kolejny człowiek z dużą wyobraźnią. W końcu postanowiłem poznać bliżej autora trzech bardzo ciekawych płyt. Pytania o konkretne tytuły dotyczą ostatniej z nich pt. „Epoka dywergencji”.
 – Imię Dieter to, jak mi wyjaśniłeś pseudonim artystyczny. Czy oddzielenie prywatności od życia zawodowego jest po prostu zdrowym nawykiem, czy obawą przed atakiem internetowych wampirów, ludzi spaczonych, którzy korzystając z anonimowości sieci często nękają innych?
D.W: Na wstępie chciałbym powitać wszystkich czytających ów wywiad ze mną u Ciebie Damianie i serdecznie podziękować za zaproszenie. Śledzę Twoje wywiady i czytam z ogromną ciekawością, tym bardziej miło mi, że mogę się tu wypowiedzieć. Wracając do pytania – nie boję się absolutnie takich ludzi, niech sobie piszą co chcą na mój temat. Myślę, że każdy artysta jest ciekawy, co mają odbiorcy do powiedzenia na jego temat. Osobiście bardzo sobie cenię konstruktywną krytykę, jeśli zaś jest to typowa chęć poniżenia bez żadnych uzasadnień, to trudno – takie postępowanie świadczy tylko o autorze. Na mnie, póki co, nie robi to wrażenia.
 – Cechą charakterystyczną Twoich dokonań jest niesamowita, godna podziwu różnorodność. Całe te mnóstwo sampli, ozdobników, fantastycznie wzbogaca każdy utwór. Wszystkie je wyszukujesz w sieci, czy zdarzyło Ci się wykorzystać prywatne, domowe rejestry zdarzeń?
DW: Oczywiście. W moich utworach korzystam czasami z nagrań dokonywanych kilka lat temu z moją byłą żoną wokalistką, mam na jednym z utworów zarejestrowany głos mojego syna jak był mały. Ale ogólnie źródła pochodzenia moich sampli są bardzo różne. Z sieci korzystam raczej rzadko, mam swoje prywatne zbiory, w postaci bibliotek sampli i również sporo nagrywam. Zaopatrzyłem się w tym celu w specjalne urządzenie, dzięki któremu mogę nagrać cokolwiek i gdziekolwiek z bardzo dobrą jakością. Ostatnio stworzyłem sobie coś w rodzaju przenośnego studia nagrań z laptopem, dzięki czemu mogę pojechać do kogoś i np. nagrać wokal do utworu.
 – W twojej wcześniejszej muzyce słyszę dużo odwołań do czasów średniowiecza, rycerzy i zakonów, ba, umieszczasz nawet fragmenty obrządków kościelnych. Wiem że nie jest to deklaracja wiary, tylko po prostu dźwiękowe obrazy. Powiedz mi, czy ich obecność wynika może z wcześniejszej lektury, ciekawych filmów lub podobnego źródła inspiracji?
DW: Średniowiecze, jako epoka ma według mnie wyjątkowy klimat. Ale mnie inspiruje dosłownie wszystko. Nie wiem czemu tak się dzieje. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Czy to będzie film, jakieś dawne wspomnienie, czy też codzienne prozaiczne życie, to wszystko wywołuje u mnie jakieś skojarzenia i pomysł gotowy ;). Modlitwy w moich utworach są często pewnym symbolem, ale również jest to kapitalny materiał dźwiękowy wywołujący właśnie, jak wspomniałeś, pewne obrazy w umyśle odbiorcy. A ja widocznie muszę te obrazy wywoływać :). Lubię np. stworzyć w wyobraźni słuchacza wizję mrocznego średniowiecznego zamczyska i nagle wplątać w to obcy pierwiastek odwołujący się do zupełnie innej epoki, albo wręcz do nadprzyrodzonego zjawiska :).
 – I znakomicie Ci się to udaje. Bardzo mi się podoba swoboda z jaką łączysz różne gatunki muzyki i klimaty. Wydaje mi się to obecnie najlepszym pomysłem na wzbudzenie zainteresowania. Czy kryje się za tym odbicie Twoich wcześniejszych pasji, czy efekt grania przez kilka lat muzyki popularnej?
DW: Wierz mi, że gdyby chodziło mi jedynie o wzbudzenie zainteresowania, wypiąłbym gołe d… na scenie, albo stanął z syntezatorem na dachu Marriotta i groził, że skoczę. Z pewnością w TVN 24 już by o tym mówili :). Niestety doczekaliśmy się czasów, w których muzyka jest często tylko dodatkiem do kiełbasy i sztucznych ogni podczas festynu, a artystów niedługo będzie więcej niż odbiorców. Dlatego ci, którzy tworzą np. pop, rock czy dance, aby odróżnić się od 15 000 podobnych produkcji muszą wyróżnić się czymś innym, nie samą muzyką. Koncepcja tej mojej eklektycznej muzyki zrodziła się w mojej głowie już bardzo dawno temu, w latach 90. Ale wtedy nie miałem sprzętu by to zrealizować. Jednak może i dobrze się stało, bo granie muzyki pop przez te wszystkie lata nauczyło mnie wielu rzeczy i z pewnością wywarło duży wpływ na to, co w tej chwili słyszysz na moich płytach. Co najbardziej mnie wkurzało w muzyce „popularnej”, jak ją nazwałeś, to ta skłonność do podrabiania jednych przez drugich, np. ktoś wymyślił taką zagrywkę czy efekt który się spodobał szerokiej publiczności, to od razu znalazło się stu innych z identycznymi wstawkami. Tego nie lubię. Ja zdaję sobie sprawę, że w muzyce już wszystko zostało powiedziane. To znaczy: można stworzyć zapewne jeszcze wiele nowych nurtów, lecz każdy z nich będzie brzmiał podobnie do czegoś już istniejącego. Poprzez takie połączenia pomyślałem sobie, może uda się stworzyć choćby jakąś namiastkę czegoś nowego, albo przynajmniej zaskoczyć nieco słuchacza, jednak nie jest to absolutnie głównym celem mojego tworzenia.
 – Kompozycja „Szpitalny korytarz” powstała na kanwie rzeczywistych wydarzeń, czy to wytwór Twojej fantazji?
DW: To taka opowieść o życiu widziana z perspektywy osoby będącej już na granicy życia i śmierci. Tu posłużyły mi za inspirację różne wspomnienia z życia, które akurat w tym przypadku są na tyle uniwersalne, że każdy może się z tym utożsamiać. Częściowo też inspiracją były moje niedawne wizyty w instytucjach typu NZOZ, związane z moją „tajemniczą” chorobą, resztę dopisała wyobraźnia :).
 – Gdy słyszę rosyjskie dialogi i ludowe przyśpiewki na ”Zmierzchach i świtach” rozumiem że dajesz tym dowód braku uprzedzeń. Jesteś więc pozytywnie nastawiony do całego świata?
DW: Dokładnie tak. Nie mam nic przeciwko żadnym gatunkom muzycznym, szanuję każdą kulturę i cieszę się, że mogę z niej czerpać inspiracje. Fascynują mnie bardzo rożne kultury na świecie i obyczaje, a także minione epoki i wszelkie religie. Ze wszystkiego czerpię i cokolwiek nie usłyszę, jest w stanie mnie zainspirować. Wszystko traktuję jako materiał dźwiękowy, nawet konkretny przekaz werbalny traktuję czasem bardziej jako dźwięk niż treść.
 – W utworze „Immunoglobulina” można usłyszeć jazzujące fragmenty. To przypadek czy fascynacja?
DW: Fascynacja oczywiście. I to sprzed wielu lat. Był taki okres w moim życiu, że zaraziłem się mocno jazzowymi klimatami i w tę stronę też część mojej dawnej twórczości podążała. Było to jednak tylko przejściowe zauroczenie, ale czemu mam nie skorzystać z tego w mojej eklektycznej muzyce ? :).
 – „Trzynasty wezyr Kalifatu” – gdyby ten utwór trafił do Polskiego Radia i był odpowiednio promowany, mógłby stać się przebojem. Masz czasami takie pragnienie?
DW: Kiedy zajmowałem się muzyką nazwijmy to ”bardziej komercyjną”, było moim marzeniem zrobić takiego hita, który byłby popularny w całym kraju. Chyba każdy zespół, czy też artysta marzy o czymś takim, wstępując na tę, nie usłaną bynajmniej różami drogę. Dzisiaj myślę trochę inaczej. Artysta chce być doceniony przez odbiorców. Mieć przebój – z pewnością jest synonimem tego docenienia. Moim marzeniem jednak jest to, aby być docenionym za muzykę, którą tworzę. A to czy ma się przebój, czy nie, często jest wynikiem innych czynników, tak jak wspominałem – pozamuzycznych. Jak ktoś ma cięty język, lub jest skandalistą, albo jest nastolatkiem z ładną buzią, uwielbianym przez damską część publiczności, ma 100% więcej szans na przebój. Oczywiście ja na to nie narzekam, tak już jest i ok. Tyle, ze w tym kontekście ja nie muszę mieć przeboju. Mnie nie o to chodzi. Każdy musi ustalić sobie swoje priorytety i cele, dzięki którym czuje się spełniony.
 – Utwór z płyty Rtęć i limfa pt. „Bóg i szatan” – przewrotny, dowcipny i odwołujący się do popularnych skojarzeń – ma jakąś ciekawą historię?
DW: Historię taką jak większość moich utworów, czyli w pewnym momencie zrodził się taki a nie inny pomysł i przelałem go na dźwięki. Ale utwór ten ma jeszcze dla mnie pewne inne znaczenie. Mianowicie był dla mnie lekcją, gdzie mogę przekroczyć pewną granicę eklektyzmu, poza którą te zlepki przestają być spójne i zaczynają być w pewien sposób komiczne. Ja cały czas się uczę i wyciągam wnioski ze swoich produkcji… czy trafne? To już ocenią odbiorcy po kolejnych płytach 🙂
 – Czy taką muzykę jak Twoja da się zagrać na koncercie tak, aby nie była ona tylko odtworzeniem programu? Grałeś już jakieś koncerty?
DW: Jak oglądam fragmenty występów Władysława Komendarka to szczęka mi spada i nie wiem czy uda mi się chociaż w 50% dorównać mistrzowi. Ale odpowiadając konkretnie na pytanie – tak. Jak najbardziej. Właśnie nad tym pracuję: teraz układam repertuar i tworzę wersje koncertowe, bym mógł grać w nich żywe partie. Najbliżej mam w planach koncert inauguracyjny i akurat tak się stało, że chyba obok mnie wystąpią na nim jeszcze inni muzycy z Łodzi i mam nadzieję, że do tego wkrótce dojdzie, ale nie zapeszajmy.
 – Dobrze by było zarejestrować taki koncert na dobrej jakości sprzęcie. Gdybyś otrzymał propozycję współpracy od innego muzyka zgodziłbyś się nagrać z nim płytę, czy tworzysz tylko sam?
DW: Taka współpraca byłaby myślę, bardzo trudna dla drugiej strony… Odwrotnie bowiem niż w codziennym życiu, gdzie jestem niezwykle ugodowy i potrafię się dogadać z każdym, to w przypadku tworzenia i nagrywania muzyki wychodzi jakaś moja druga natura, zupełnie odmienna, jestem bezwzględnym tyranem i uzurpatorem, nie akceptuję niczyich pomysłów, wszystko musi być tak jak ja chcę i dlatego nie podejmuję się na razie współpracy, co pewnie jest złe i głupie. Pamiętam jak Roger Subirana zaproponował mi, abyśmy coś wspólnie nagrali, a ja nic nie odpowiedziałem i drugi raz pytał, a ja nic i nic… Choć to dla mnie byłby zaszczyt, bo Rogera niezwykle cenię, ale niestety. Może kiedyś się przełamię. Na razie nie potrafię. Przepraszam.
 – Jestem pod wrażeniem Twoich nagrań, kiedy nowa płyta, oraz czy wydasz je wszystkie na CD? Koniecznie powinieneś to zrobić.
DW: Dziękuję za miłe słowa. Na razie publikuję swoje utwory w Internecie, najczęściej na Jamendo. Nie planuję wydawnictwa na CD, chyba, że ktoś, w domyśle jakiś wydawca, zapragnie mieć je w swoim katalogu, wtedy się ukażą ;). Nie chciałbym jednak z tego powodu rezygnować z możliwości dotarcia do odbiorców przez Internet, bo chcę się przynajmniej na razie, dzielić swoją muzyką z innymi właśnie w takiej formie. Nowa płyta oczywiście się robi, ale jeszcze sporo czasu zajmie zanim ją opublikuję.
 – Jeśli pozwolisz spytam się Ziemowita Poniatowskiego, szefa Generatora czy nie byłby tym zainteresowany, oraz właścicieli dwóch zagranicznych labeli, bo sprawa jest warta zachodu. Jesteś dla mnie prywatnie, obok Przemka Rudzia, najciekawszym muzycznym odkryciem tego roku, chociaż oczywiście gracie znacznie dłużej. Twoje nagrania reprezentują wysoki poziom techniczny i są świadectwem niebanalnej wyobraźni. Życzę Ci więc coraz liczniejszego grona słuchaczy.
DW: Ja również bardzo Ci dziękuję.
Damian Koczkodon 

Linki do stron związanych z muzykiem :

 

Władysław Komendarek : „Aby świat się rozwijał wraz z muzyką”

D. K:  Melomani dobrze znają Twoje wcześniejsze dokonania. Masz nazwisko, które jest swoistą marką wartościowej muzyki, ale nie stoisz w miejscu. Fani z niecierpliwością oczekują płyty „Unexplored Secrets Of REM Sleep”. Materiał ten nagrany został z dużo młodszym Przemkiem Rudziem. Możesz przybliżyć kulisy tej współpracy?

W.K: Tak. Przemek napisał do mnie gdzieś około pół roku temu. Dał taki pomysł czy nie można by było nagrać wspólnie jakiegoś materiału. Ja odpisałem i zgodziłem się na to. Ciekawe, że wcześniej kompletnie Przemka nie znałem, nawet od strony muzycznej, a poznałem go dopiero jak grałem swój koncert w gdyńskim klubie „Ucho” w 2010 r. Jeszcze nie mieliśmy wtedy wydawcy, ale po zrobieniu jednego utworu znalazł się – jest nim firma Generator z Izabelina. Miałem w tym czasie dużo pracy nad moimi płytami, ale tak sobie pomyślałem – dlaczego nie? Zawsze we dwoje można materiał zrobić szybciej i na dużym luzie, a założenie było jedno, zresztą takie tylko wchodziło w rachubę, że się nie spotykamy, tylko cały materiał tworzymy przez Internet przesyłając pliki wave itd. I tak to wszystko zostało stworzone. W tej chwili mastering materiału jest już prawie na ukończeniu i płyta na pewno ukaże się w tym roku. Cały czas moim marzeniem było to, że gdyby kiedykolwiek doszło do współpracy z innym artystą na odległość, to taki artysta musiałby być do tego przygotowany technicznie, itd. I tego się obawiałem. Ale muszę powiedzieć, że praca była szybka, bardzo sprawna i skuteczna. Ja wiedziałem, co do mnie należy. Od razu miałem wizję, co chcę zrobić, a Przemek tak samo wiedział, co do niego należy bez żadnych wcześniejszych ustaleń. To jest przykład na to, że na odległość można zrobić materiał muzyczny w szybkim tempie i skutecznie w dobie 21-wieku, nie spotykając się fizycznie w ogóle, ale muszą być odpowiedni ludzie. Tacy, którzy czują temat i pracują, jak ja to mówię w przenośni „na podobnych falach”.

D.K. Byłem widzem i słuchaczem kilku Twoich koncertów. Ciekawie łączysz odległe motywy, skrajne emocje, grając przed publicznością dajesz z siebie wszystko. Deklarujesz całkowitą spontaniczność w czasie rzeczywistym. A jednocześnie słychać wyraźnie, że bardzo dobrze wiesz, co chcesz zagrać i robisz to z pasją. Jak do tego dochodzi?
W.K: Nie wiem jak do tego dochodzi, taki się urodziłem i nie mam żadnych trudności, żeby w czasie rzeczywistym stworzyć na scenie coś nowego w danej chwili i nawet w różnej stylistyce. Wiem jak to się robi, ale wiadomo, nie wszyscy do tego się nadają, bo muszą godzinami i dniami pracować, żeby coś stworzyć i wystawić utwór na koncercie.
D.K. Wiem, że nie lubisz oglądać telewizji, drażni Cię świat polityki. Na świetnej płycie „Zeta Reticuli IV” wydanej w 2000 r. przemyślnie miksujesz wypowiedzi znanego polityka. To genialne połączenie nowoczesnych rytmów, klimatów techno i satyry na skrzywiony świat. Czy ta muzyka to był głos protestu zmęczonego absurdami człowieka?
W.K: Tak, masz rację. Ta muzyka to głos protestu, ale i wyśmiewanie się z naszej prymitywnej cywilizacji, która uważam – jest bardzo uboga i chaotyczna. Nie rozwija się w odpowiednim tempie i kierunku.
D.K : Niedawno wydałeś nową płytę „Chronovizor”. Zawiera nowy materiał?
W.K: Tak. 5 maja 2011 roku wyszła nowa płyta Chronovizor. Wydana w brytyjskiej firmie Noecho Records, jest utrzymana w różnej stylistyce, ale o inklinacjach w stronę experymentów dźwiękowych. Ta płyta ukazała się tylko na rynku brytyjskim, nigdzie więcej.
D.K. : Zdarza się, że grasz koncert akustyczny. Czego można się po nim spodziewać, jaki masz wtedy repertuar?
W.K: Jeśli chodzi o koncert akustyczny, to jest to prawie zawsze materiał tworzony w czasie rzeczywistym, tylko na danym koncercie, czasami zagram jakiś cover, różnie to bywa. Czasami wrócę do 19-wieku i sposobu grania w tamtych latach.
D.K. : Jesteś bardzo elastyczny, lubisz grać dla różnej publiczności. Który koncert wspominasz do dziś najmilej?
W.K: Do dzisiaj najmilej wspominam takie koncerty, które są grane dla większej masy odbiorców, tak jak było w Szczecinie dwa lata temu. Ponad 100 000 ludzi – to był festiwal!
D.K: Czy masz chęci i czas na słuchanie innej muzyki niż Twoja, a jeśli tak, to czego słuchasz?
W.K: Słucham głównie muzyki obcej tylko z anteny radiowej Trójki i wybrane audycje prezentujące progresywny rock i elektronikę, ale też i jazz. Słuchając programuję swoje lasery na inne figury, itd.
D.K: Aktywnie działasz: wydajesz płyty, bierzesz udział w koncertach, podejmujesz współpracę z innymi. Czy masz jakieś niespełnione marzenia?
W.K: Moim wielkim marzeniem jest żeby świat był inny: bardziej szczery, normalny a nie fałszywy i szybko się cywilizacyjnie rozwijał wraz z muzyką, która w tym czasie powstaje.
D.K. Jesteś doświadczonym, życzliwym i otwartym dla innych ludzi człowiekiem. Co mógłbyś doradzić młodszym kolegom, pragnącym tworzenie muzyki uczynić swoją główną życiową pasją?
W.K: Trochę takich listów mailowych dostaję od ludzi, którzy wysyłają swoje produkcje. Mówię im wtedy jak ja to widzę i doradzam im, co mają zrobić, żeby było jeszcze lepiej. Ale uważam też, że ludzie powinni dużo razem grać żeby nauczyć się dyscypliny pracy w zespole i grać dużo, jak tylko można w czasie rzeczywistym na scenie – to naprawdę pomaga, a nie utrudnia.
D.K. Jestem świeżo po wysłuchaniu Twojej nowej płyty „Chronovizor”. To dobry materiał – dowód że jesteś w  znakomitej formie. Wiele też obiecuję sobie po wspólnej płycie z Przemkiem. Życzę Ci, aby wena twórcza nigdy Cię nie opuściła i abyś dalej komponował dużo dobrej muzyki.
Damian Koczkodon

Władysław Komendarek : „Śmietnikowy Ptak”

Władysław Komendarek – Śmietnikowy Ptak (Trashy Bird) 

1. Trashy Bird original version
2. Envee remix
3. Futurospekcja remix
4. Giro Arana remix
5. Marcin Cichy remix
6. Teielte remix

A&R: Marcin Rogalewicz (sofarunknown.net)
Mastering: Marcin Cichy (plugaudiomastering.com)

Photo: Piotr „Millennium” Sułkowski (piotrsulkowski.pl)
Design: Bartek Rogalewicz (hellywood.net/ re.publik.pl)

„Śmietnikowy Ptak” to singiel promujący kolejny studyjny album Władysława Komendarka pt. „Transcedencja”.

Na singlu oprócz tytułowego utworu znajdziemy także 5 remiksów w wykonaniu Igora Czerniawskiego (Giro Arana), producenta i klawiszowca związanego m.in. z grupą Aya RL czy Ramoną Rey. Marcina Cichego, czyli połowę kultowego już duetu Skalpel. Envee’go (produkował m.in. dla Marii Peszek, Noviki, Natu, Marysi Sadowskiej, Moniki Brodki, Reni Jusis czy Fisz’a) oraz dwóch zankomicie zapowiadających się producentów młodego pokolenia – Teielte (U Know Me Records) i Futurospekcji.

Władysław Komendarek – wirtuoz instrumentów klawiszowych, legendarna postać rodzimej muzyki elektronicznej. Ma na swoim koncie ponad 20 albumów. W latach ’70 współtworzył zespół Exodus. Od początku lat ’80 działa solo. Występował w kraju jak i za granicą. Stworzył muzykę do wielu spektakli teatralnych i filmów TV.

INNE INFORMACJE:

**Ukazał się już album Komendarek – Chopin. Więcej informacji TUTAJ

*** Komendarek na SOUNDEDIT 2012! – 27 października zapraszamy na wykład Władysława Komendarka do Toya Studios Kawiarnia w Łodzi. Start: 13:15. Więcej informacji TUTAJ

Źródło : www.sofarunknown.net

Marcin Melka