Aphrica [1984]

Lista utworów :

[1] Aphrodite 19’40”
[2] Brothers And Sisters 12’20”
[3] Aphrica 06’50”

„Nic nie jest piękne ani brzydkie. Piękno i brzydota jest w oczach patrzącego, nawet, gdy patrzący i ten, na którego się patrzy, to jedna i ta sama osoba.”  Sophia Loren


Ernst FuchsKilka słów na temat płyty „Aphrica” – tria Fuchs/Schulze/Bloss. Miałem przyjemność posłuchać po raz pierwszy tej płyty kilka temu. Zanim przesłuchałem tę płytę, pozwoliłem sobie na przejrzenie recenzji, jakie były zamieszczone w Internecie. Większość osób wypowiadało się na temat tej płyty negatywnie. Wśród komentarzy panowała opinia, że to jedna wielka ściema, brzydota i okropność jednym słowem. Po przesłuchaniu jej po raz pierwszy miałem te same odczucia i chciałem już tę płytę wystawić na jednym z portali aukcyjnych.  Po ponownym przesłuchaniu zmieniłem zdanie. Płyta ta została uznana za kontrowersyjną, ze względu nie tylko na solowe partie wokalne malarza, rzeźbiarza i mecenasa (?) kultury pochodzącego z Austrii Ernsta Fuchsa. Muzyka do tej płyty została wydana w 1984 roku i w tym samym roku z powodu sporów sądowych  Schulze’a oraz Fuchsa została wycofana z rynku….Szkoda, że została wycofana. Na kilku płytach Klausa Schulze’a można usłyszeć wiele partii wokalnych. W muzyce Schulze’a partie wokalne nie występują bowiem  tak często jak w muzyce Vangelisa, Jarre’a, Mike’a Oldfielda czy Schillera. Jak powszechnie wiadomo, partie wokalnym są dodatkiem do muzyki. Według mnie kilka partii wokalnych na płytach Schulze’a jest bardzo dobrych. Mogę tu wymienić wokale Arthura Browna, Michaela Garvensa, Iana Wilkinsona oraz  Waltera Siemona.  Ku mojemu zdumieniu ten chropowaty, niewyraźny głos Fuchsa idealnie pasuje do tej muzyki. Warunek jest jeden. Do wysłuchania tej muzyki należy mieć  odpowiedni nastrój. Głos Fuchsa przypomina mi miejscami głos Siemona z „Blackdance” To głos, Który pochodzi z jakiejś odległej, mrocznej krainy. I niech to będzie tytułowa „Aphrica”. „Aphrica” to obraz zagubionego raju. Raju lub mitu który wcześniej został zburzony. Swą wypowiedź sugeruję artystyczną wizją okładki tej płyty, którą namalował Ernst Fuchs – główny wokalista na tej płycie. Artysta pokazał w swoich obrazach biblijne motywy, estetykę oraz brzydotę ludzkiego życia, bo w końcu jedna z teorii głosi, że człowiek pochodzi z Czarnego Lądu i stamtąd zaczęła się jego ewolucja. Ile w tym prawdy, tak do końca nie dowiemy się w najbliższej przyszłości. I być może muzycy chcieli słuchaczom to przekazać. Wracając do muzyki całość przypomina muzykę wypracowaną już na „Audentity”. Najbardziej dynamicznym utworem jest oczywiście „Aphrodite”, który mi się najbardziej podoba na całej płycie. Bardzo ładnie rozpoczął partię a’la piano  na instrumentach klawiszowych Rainer Bloss. W tle muzyki słyszymy beat z syntezatorów Klausa Schulze’a i ten niesamowity wokal Fuchsa.  Dwa następne utwory to całkiem inna muzyka. Tytułowa „Aphrica”, to  podkład muzyczny do przyszłego utworu  „Surrender”, który ukazał się w tym samym roku na płycie  „Angst” do ścieżki filmowej austriackiego filmu sensacyjnego pod tym samym tytułem. Klimat muzyki w tym utworze przypomina mi jakieś wydarzenie. Może to być widowisko, igrzyska lub jakaś walka. „Brothers & Sisters” przypomina mi jakieś zwołanie ludu miejscowej, zapomnianej wioski na Czarnym Lądzie. To najsłabszy punkt tej płyty. Schulze używa zarówno podkładu muzycznego z tej sesji oraz z podkładów innych utworów z wcześniejszych płyt. Ogólnie całość oceniam średnio. Jednakże ta płyta nie powinna pójść do kosza ani w zapomnienie. Ciekawe, czy Klaus Schulze chciał się zrewanżować słuchaczom nagrywając „Klaustrophony” z Wilkinsonem na płycie „Dreams”, tylko dlatego, że wycofał „Aphricę” z rynku ? Ja takie skojarzenia mam. Brzydkie jest piękne ! Polecam stronę Internetową Ernsta Fuchsa.

Marcin Melka

 

Czar wspomnień ….

Z muzyką Klausa Schulze  zetknąłem się po raz pierwszy w 1986 roku.  To było kasetowe wydanie „Dziękuję Poland”. Kasety te mam do dzisiaj, oryginalne, wydane przez Polskie Nagrania „Muza” z charakterystycznym nadrukiem dla tej wytwórni. Na okładce widnieje cena 1 kasety magnetofonowej 500 zł. To były jasno brązowe banknoty  z Tadeuszem Kościuszko J.  Kasety miały  numer katalogowy z serii CK (jak CK-dezerterzy) . Nie odtwarzam już tych kaset, ponieważ mają już historyczną wartość, lecz są dla mnie bardzo cenne. Obecnie nagrania z pamiętnego tournee w Polsce w 1983 roku słucham już tylko na płytach kompaktowych. Jak to się wszystko zaczęło ?  Wszystko przez mojego ojca. Pamiętam ten dzień, to była chyba sobota albo niedziela, koniec roku szkolnego. To był  czerwiec  1986 roku. Wybrałem się wtedy na spacer z rodzicami i młodszą siostrą po mieście.  Była piękna, słoneczna pogoda. Mieszkałem wtedy gdzie indziej, w Więcborku, w dawniejszym województwie bydgoskim. Szliśmy przez miasto w kierunku kawiarni Pana Gładkowskiego. Akurat przechodziliśmy koło księgarni. Kiedy byłem w tym miejscu to zawsze zatrzymywałem się, aby popatrzeć, co jest na wystawie. Patrzyłem, czy są jakieś „czyste” kasety magnetofonowe  do nagrania.  To były takie czasy, że nawet byle jakie kasety trudno było dostać, a porządne były w punktach sprzedaży  „Pewex”. Jak się nie miało znajomości ze sprzedawcą, to nie kupiło się „czystych” kaset magnetofonowych”.  A księgarnia w centrum Więcborka była jedynym wtedy miejscem, gdzie można było kupić jakiekolwiek kasety. Cóż, takie pokręcone czasy wtedy były. Moją uwagę zwróciły dwie kasety stojące obok siebie z granatowymi okładkami z profilami głów oraz kratkami. Do dziś nie ma wzmianki o tym, kto był autorem tych okładek. Nigdy później nie zetknąłem się z podobnymi okładkami.   Zapytałem ojca, kim jest ten wykonawca? Ojciec odparł, że jest to wykonawca z kręgu tzw. muzyki elektronicznej. Wcześniej nie znałem szerzej jeszcze tego pojęcia. Nie wiedziałem co to za muzyka.  Zapytał, czy chciałbym mieć te kasety. Ja odpowiedziałem, że jeszcze nie wiem. Tata mi powiedział, że usłyszał taką podobną muzykę w radiowej Trójce,  bądź jakiejś innej audycji. Kiedyś to się słuchało super radia, nie to co dzisiaj. Po jakimś czasie okazało się, że ojciec usłyszał taką muzykę w audycji Jerzego Kordowicza. Nazajutrz rodzice kupili mi te kasety. To było gdzieś na początku lipca 1986 roku. Mama akurat dostała wypłatę i poszła kupić odłożone dla mnie kasety.  Powiedzieli, że jak mi się nie spodoba ta muzyka, to mam zmazać i nagrać inną.  Mieliśmy wtedy radiomagnetofon kasetowy Kasprzak, kupiony wiosną 1986 roku. Teraz coś o muzyce … Włożyłem kasetę pierwszą i oniemiałem 😀 Bardzo podobał mi się utwór „Katowice”, „Warszawa” oraz „Gdańsk”, Utwór „Łódź”  trochę później. Bardzo mi się spodobały sekwencje, akordy, rytmika i melodie. Od tamtego czasu zaczęła się moja przygoda z przepiękną muzyką Klausa Schulze, której już słucham  od 26 lat. Pamiętam jeszcze, że jak słuchałem, to siedziałem jak zaczarowany. Rodzice mi mówili : „Marcin, taka piękna pogoda jest, dzieci są na dworze, a Ty siedzisz w domu i słuchasz muzyki … ”. Później wyszedłem na dwór, ale i tak wieczorem wróciłem do muzyki, a zwłaszcza do kasety pierwszej.  Niebawem poznałem kolejne albumy :  „Drive Inn”, „Mirage, „Blackdance”, „Timewind”, „Moondawn” i wiele innych.  Większość utworów studyjnych, koncertowych znam na pamięć. Teraz czekam na kolejne, ciekawe nagrania Mistrza.

Marcin Melka