Muzyka Remote Spaces do pobrania w serwisie bandcamp !

k2Zapraszam do pobrania wszystkich albumów Remote Spaces oraz Krzysztofa Horna w kolaboracjach z Polarisem i Odyssey w formacie bezstratnym lub mp3 za symbolicznego 1 Euro, które są dostępne w serwisie  bandcamp : Collision, Silos, Ypsilon, Elektronicznie (Live)Alpha oraz Spirale. Polecam ciekawą muzykę ambient !

Marcin Melka    

Tomasz Pauszek (Odyssey) : „Trzeba oczyścić umysł i duszę”

tomek2Tomasz Pauszek, dyplomowany dyrygent, urodził się w 1978 roku w Bydgoszczy. Znany jest ze swojej muzyki elektronicznej wydawanej pod pseudonimem Odyssey, oraz współorganizowania serii koncertów SYNTH ART FESTIVAL.

  


1) Minęło już 10 lat istnienia twego projektu „Odyssey”.  Jak doszło do tego że dyplomowany dyrygent Akademii Bydgoskiej postanawia grać muzykę elektroniczną?

T.P.: Muzyka elektroniczna towarzyszyła mi prawie od zawsze. Pamiętam, że gdzieś tak od szóstego roku życia, bardzo mocno zacząłem interesować się muzyką Jean`a Michela Jarre`a. Z czasem oczywiście rozszerzałem swoje zainteresowania na innych wykonawców tego nurtu. Słucham ich nadal i nowych. I przez tyle lat mi się nie znudziło… Sam zacząłem tworzyć już w szkole średniej, długo przed studiami. Oczywiście, to były początki, poznawanie harmonii, struktur brzmieniowych, dźwięków, szukanie nowych, no i zgłębianie tajników syntezatorów. Takie pierwsze prace, eksperymenty. Już wtedy zainspirowany światem dźwięków, ich nieskończonością, bezkresem oraz dziełami Arthura C. Clarke`a, postanowiłem, że moja muzyka będzie czerpała z tych dwóch zagadnień: nieskończoności brzmień, dźwięków i głębi, bezkresu kosmosu. Chodziło mi jednak bardziej o charakter ludzki tych zagadnień, wpływ muzyki, brzmień na wyobraźnię i nasz wewnętrzny „kosmos”. Świat odległy a zarazem bliski, głębia, pustka i samotność kosmosu, który każdy ma w sobie i od czasu do czasu to czuje. Stąd też nazwa projektu, taka podróż, odyseja muzyczna poprzez wewnętrzny świat, emocje, nastroje, uczucia… I tu dochodzimy do pierwszej oficjalnie wydanej płyty, pt. SYNTHARSIS, wydanej w 2001 roku, a skomponowanej już na studiach w ówczesnej Akademii Bydgoskiej.  Ten tytuł bardzo dobrze obrazował to wszystko, o co mi chodziło i o czym wspominałem wcześniej. Ta płyta to miało być takie katharsis poprzez muzykę syntezatorową. Może to i banalne, ale dość myślę, że muzyka elektroniczna jest specyficzną formą wyrazu, gdzie, żeby dotrzeć do sedna kompozycji lub tego, co autor chciał przekazać, trzeba oczyścić umysł i duszę, trzeba podążać za emocjami, za dźwiękami, koncentrować się, a jednocześnie relaksować i odpływać w swój wewnętrzny kosmos. I tak to się zaczęło. Dyplom dyrygenta otrzymałem dopiero rok później, w 2002 roku.

2) Pod tym szyldem wydałeś kilka płyt, wzbogaconych reedycji. Jak oceniasz ten okres?

T.P.: Te ponad dziesięć lat, to piękny okres, pełen poszukiwań, nauki, poznawania instrumentów, gatunków, otwierania się na nowości, dojrzewania. Na moich płytach mocno słychać te procesy. Od poszukiwań ambientowych, przez fascynację brzmieniami lo-fi czy rytmiczną elektronikę w stylu Jarre`a, aż do techno czy gatunków nowoczesnych jak lounge czy dance. Człowiek to jedna wielka emocja i często te emocje i fascynacje determinują nasze działania. Stąd tyle stylów na rożnych moich albumach.

3) Odyssey Studio Poland. Co kryje się pod tą nazwą?

T.P.: Odyssey Studio Poland, to w gruncie rzeczy moje prywatne studio nagrań, w który, nagrywam przede wszystkim swoje utwory, miksuję ślady czy przygotowuję już całe płyty. No i oczywiście trzymam tam wszystkie moje ulubione syntezatory analogowe. Zdarza się także, że wykonuję mastering zaprzyjaźnionym artystom czy tworzę muzykę do gier komputerowych. Czasami też udzielam się jako producent muzyczny, współpracując z innymi, np. z Waxfood. Wykorzystuję to studio dość intensywnie.

4) Jesteś nie tylko muzykiem, ale również animatorem El-muzyki. Współrealizowałeś kilka edycji SYNTH ART FESTIVAL. Poznałeś nowych przyjaciół z którymi zdecydowałeś się na wspólne nagrania, rejestrowałeś swoje kolaboracje m.in. z  Remote Spaces, Pawlakiem… Czy zapamiętałeś jakieś szczególne przygody z tamtych lat?

T.P.: Nazbierało się tego przez kilka lat… No cóż, fakt organizowałem SYNTH ART FESTIVAL przez wszystkie jego edycje. To był czas ciężkiej pracy i walki z przeciwnościami losu. Organizacja plenerowego widowiska dla kilku lub kilkunastu tysięcy widzów, z nowościami technicznymi, laserami, fajerwerkami i tancerzami, jest zajęciem dość wyczerpującym. Ale jakoś daliśmy radę i wyszło to całkiem nieźle. Jestem z tego zadowolony. Bardzo dobrze wspominam ostatnią edycję, która miała miejsce około północy z 30 kwietnia na 1 maja 2004 roku, podczas obchodów wejścia Polski do Unii Europejskiej. Niestety formuła tego festiwalu się wyczerpała i obecnie już on nie istnieje. Bardzo fajne wspomnienia mam ze współpracy z Remote Spaces nad płytą Ypsilon Project. Nagrywaliśmy ją wyjątkowo u mnie w mieszkaniu w Bydgoszczy. To było dzikie jam-session trwające tydzień. Były rozmowy, zabawa, tworzenie, granie i cudowny klimat, który wspominam do dziś. Pamiętam, że chłopacy spali sofie i na podłodze, w pokoju, w którym nagrywaliśmy, zaraz obok syntezatorów i komputerów. To był czysty rock and roll… Spotkaliśmy się potem jeszcze raz, na kolejnym jam-session, które też było fajne, ale odbywało się już w studiu i miało bardziej profesjonalny przebieg. Bardzo dobrze to wspominam.

5) Na Twoim profilu na Facebooku zauważyłem zdjęcia z wielu podróży oraz fotkę z J.M.Jarrem. Fajna, jak go znalazłeś?

T.P.: Staram się dużo jeździć po świecie, bo fascynują mnie różne kultury i miejsca, stąd te zdjęcia. Co do spotkania z Jarre`m, to doszło do niego dość spontanicznie. To było w Gdańsku w 2006 roku, gdzie Jarre przyleciał na zaproszenie prezydenta tego miasta odebrać nagrodę za koncert w Stoczni. Byłem jednym z gości na konferencji prasowej, która oczywiście miała przebieg oficjalny. Potem zaproszono nas wszystkich na bankiet. Tam właśnie miałem okazję porozmawiać z Jarre`m dłuższą chwilę. To bardzo miły, serdeczny i radosny człowiek. Dużo można się od niego nauczyć.

6) Sprzedajesz swoją twórczość poprzez różne sklepy internetowe w formie elektronicznej np: iTunes, Amazon.com, Fnac.com, Junodownload, Bandcamp, Virgin Mega Store, Simfy, Również label Generator wydał Twoje 3 płyty. Jak do tego doszło?

T.P.: Powiem szczerze, że długo szukałem wydawcy. Zwłaszcza, że postawiłem sobie za cel wydawać tłoczone CD, a nie jak robi wiele wydawnictw muzyki elektronicznej, na CDr. Niestety rozmowy z trzema wcześniejszymi firmami, jedną polską, drugą holenderską, a trzecią norweską, skończyły się fiaskiem. Te dość długie rozmowy i negocjacje zraziły mnie do wydawców, ale postanowiłem spróbować jeszcze raz. Znałem wydawnictwo Ziemowita Poniatowskiego już dłuższy czas i to był strzał w dziesiątkę. Spodobała mu się moja muzyka, a że chwilę wcześniej zaczął, oprócz dystrybucji, zajmować się także wydawaniem płyt pod szyldem Generator.pl, to rozpoczęliśmy satysfakcjonującą współpracę, która trwa do dziś.

7) Obecnie sam, jak to wcześniej bywało, projektujesz okładki swoich płyt, wysłałeś ponad 20 krótkich filmów na YouTube promujących Twoją muzykę. Robisz to, bo lubisz, czy to życiowa konieczność?

T.P.: Od czasu do czasu bawię się w projektowanie okładek, zwłaszcza gdy mam pomysł i wiem, że mogę go sam wykonać. Lubię to. Podobnie jest z filmami na YouTube. Zrobiłem je amatorsko, ale mają moim zdaniem klimat. To takie zajęcie poboczne. Natomiast, okładki do płyt, które ukazały się w Generator.pl projektował bardzo zdolny grafik Michał Karcz. Jedną z moich płyt ozdobił swoją grafiką również znany bydgoski malarz Waldemar Kakareko, a okładkę i grafiki do utworów i filmów z płyty Early Works Net stworzył Łukasz Pawlak, z którym współpracę też wspominam bardzo dobrze.

8) Twoja muzyka przechodzi różne metamorfozy. Grałeś już klasyczną elektronikę a’la Jarre, elpop,  chillout, ambientowe plumkania… Czy to wynik konkretnych fascynacji inną muzyką, a może ludźmi czy miejscami?

T.P.: Jak wspominałem, na muzykę i tworzenie mają wpływ przede wszystkim emocje, miejsca i ludzie, którzy te emocje wywołują. Nieraz zainspirujesz się czymś błahym, a czasami są to przemyślenia filozoficzne. Trzeba też wspomnieć, że żyjemy w takich czasach, gdzie nie da się nie słuchać muzyki i czasami pewne elementy „wchodzą do głowy”, stąd też zwroty w kierunku nowoczesnej muzyki w moich utworach.

9) W 2006 roku ukazuje się płyta RND – Distracted. Jest to Twoje nowe oblicze, efekt innego rodzaju poszukiwań i kolejnych wyzwań. Skąd wziął się ten pomysł i co oznacza ten skrót?

T.P.: RND to kolejny eksperyment już dość radykalny, stworzony dość spontanicznie, w ramach zabawy, sprawdzenia się i poszukiwań. Ja uwielbiam eksperymentować, szukać, mieszać gatunki, sprawdzać jak ludzie zareagują na daną mieszankę dźwiękową. To mnie fascynuje. Taki projekt chodził mi po głowie już od 2004 roku, kiedy to przygotowywałem płytę Odyssey`a – Early Works Net, pełną trzasków, szumów i dźwiękowego brudu. To mnie zafascynowało. Zacząłem eksperymentować, tworzyć dziwne struktury. Ale ta twórczość nie pasowała stylistycznie do łagodnego brzmienia Odyssey`a, więc postanowiłem stworzyć nowy projekt pod nazwą RND. Co do samej nazwy, to odnosi się ona do samej idei eksperymentu, który stał się kanwą dla tego projektu. Chodzi o to, że eksperymentując, np. z dźwiękami, nie wiemy do końca dokąd nas ten eksperyment zaprowadzi, że wyniki mogą być różne, czasami zaskakujące. I że często nie da się powtórzyć tego samego kilka razy, za każdym razem mogą wyjść lub wychodzą inne wyniki, różne brzmienia, dźwięki, zrandomizowane struktury. Stąd nazwa RND od RANDOM. To tyle.

10) Czy to prawda że Odyssey schodzi ze sceny, a zostaje RND?

T.P: Tak. W 2012 roku Odyssey schodzi ze sceny, projekt kończy swoją działalność.
Koniec miał nastąpić już w 2011 roku, żeby po dziesięciu latach na scenie zamknąć to ładnie klamrą i skończyć tę muzyczną podróż, ale postanowiłem przedłużyć działalność do tego roku i wydać jeszcze dwie płyty. Na początku 2012 roku Generator.pl wyda ostatnią studyjną płytę Odyssey`a pt. MUSIC FOR SUBWAY – SYMPHONY FOR ANALOGUES, która będzie dwupłytową podróżą metrem do świata muzyki elektronicznej lat 70. Album nagrany został całkowicie na starych syntezatorach i maszynach rytmicznych z lat 70. XX wieku. Myślę, ze będzie to gratka dla miłośników starszych brzmień i sekwencji. To też było moje marzenie, żeby nagrać płytę tylko przy wykorzystaniu starych, często zniszczonych syntezatorów analogowych, nie posiłkując się żadnymi klonami programowymi. Druga płyta, będzie to album podsumowujący 11 lat projektu Odyssey, z najważniejszymi utworami z wszystkich płyt. Album ukaże się w formie elektronicznej we wszystkich większych sklepach internetowych, takich jak iTunes, Amazon, Fnac, Virgin i inne.
 
Dziękuję za wywiad.

T.P.: Ja również bardzo dziękuję. Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do zapoznania się z najnowszą płytą.

Damian Koczkodon 

 

 

Krzysztof Horn : „Ograniczenia pobudzają kreatywność”

k2

– Płyta „Silos” była ostatnią studyjną edycją w dyskografii zespołu?
K.H.;Tak. „Silos” pierwotnie miał ukazać się jako dwupłytowe wydawnictwo, bo nagraliśmy aż tyle materiału. Jednak wydawca, czyli Requiem Studio zdecydował się na jednopłytowy standard. Pewnie dlatego, że styl muzyczny promowany przez wytwórnię był bardziej bliski rzeczom eksperymentalnym, ambientowym niż muzyce elektronicznej wzorowanej na latach 70, 80. XX-wieku. Jednak okazało się, że to był strzał w 10-tkę. Miałem okazję rozmawiać na ten temat z Łukaszem Pawlakiem z RequiemRec podczas tegorocznego MPM Ambient w Gorlicach. Mówił, że płyta spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Wiele lat po wydaniu, jest pamiętana w różnych kręgach muzycznych. Łukasz powiedział, że nawet ludzie grający deathmetal dobrze wspominają ten album :). Sądzę, że dobrze trafiliśmy w tamten czas. Teraz trudno byłoby powtórzyć ten sukces. Materiał z drugiej płyty leży gdzieś zakurzony i czeka na lepsze czasy :). Gdyby zespół dalej istniał, to w tym roku mielibyśmy 15-lecie działalności. Hmm, może przy sprzyjających wiatrach jeszcze jakaś twórczość spod szyldu RS ujrzy światło dzienne. Muzyka na „Silosie” była nagrana w domowych warunkach na kanapie :). Nie dysponowaliśmy wtedy najlepszym sprzętem rejestrującym. Całość został zgrana przez stary, szumiący mikser na midisc. Jakość była tragiczna, za co dostało się nam od JerzyKa 3N’a. Na szczęście okazał się on dźwiękowym czarodziejem i wyciągnął z tego co najlepsze. Potem nasze drogi muzyczne rozeszły się definitywnie. Konrad nagrał materiał pod nazwą a.ero, który także leży i czeka na wydanie.
– Kiedy umarło Remote Spaces?
K.H.: Około 2002r.
– Jednym słowem – od 9 lat grasz solo lub spontaniczne nagrywasz z przyjaciółmi?
K.H.: Powiedzmy, bo miałem długą przerwę w muzyce i dopiero gdzieś tak od dwóch lat wracam do tej pasji. Co do Remotów, to zespół rozpadł się z mojej przyczyny. To, co na początku nas scalało, czyli odmienność zainteresowań muzycznych, po paru latach zaczęło przeszkadzać. Próby nie były już spontaniczne. Zaczęły się odbywać długie „sporne” dyskusje dotyczące rożnych detali w powstających utworach. Gdzieś ten duch, który towarzyszył nam na początku, stopniowo się ulotnił. Dlatego Konrad i ja zaczęliśmy powoli iść w kierunku solowych nagrań, ale życie trochę pokrzyżowało nam muzyczne plany. Konrad miał parę lat temu poważny wypadek, w tej chwili można powiedzieć, że jest osobą niepełnosprawną. U mnie z kolei, pierwsza żona zachorowała na raka piersi. Jej leczenie, potem śmierć – to były wyczerpujące przeżycia. Muzyka która powstała w tamtym czasie, niesie echa ówczesnych emocji. Dopiero gdzieś od dwóch lat wracam do muzyki. Mogę powiedzieć, że właściwie w tym roku znów złapałem kontakt z własnym muzycznym Ja.
  
– Wcale się nie dziwię…
K.H.: Dlatego też w moich ostatnich nagraniach przeważa ambient, ponieważ dawał mi on emocjonalne wytchnienie. To co na początku omijałem szerokim lukiem, teraz często słucham.
– Ale teraz jesteś szczęśliwy, masz nową żonę, więc tworzysz…
K.H.: Tak, nowa żona, nowe życie – tak można krótko powiedzieć. To jest miłość mojego życia, postawiła mnie na nogi, mocno we mnie wierzy i wspiera. Dzięki niej znowu gram.
– Prześledziłem Twoje nagrania zamieszczone na Jamendo. Sześć projektów. I, jak mi niedawno wspomniałeś, leżący na Twoim dysku ubiegłoroczny Frozen Planet. Który z nich oceniasz najwyżej, czy też darzysz szczególnym uczuciem?
K.H.: Trudno mi powiedzieć. Każdy projekt był dla mnie ważny w czasie w którym powstawał. Jeśli już wracam do swojej muzyki to raczej wybierałbym pojedyncze utwory z których jestem zadowolony niż całe projekty.
– Duże wrażenie zrobiły na mnie 3 utwory z „White Heart”. Ta muzyka niesie ze sobą dość szczególne klimaty. To naprawdę dobry materiał. Powiedz może coś jednak o tym projekcie co leży na Twoim dysku – Frozen Planet. Czy to muzyka ambient?
K.H.: Tak, mogę powiedzieć, że to jest ilustracyjny ambient. Ale więcej w nim melodii niż plam. Zahacza też o stylistykę Vangelisa, przynajmniej ja mam takie skojarzenia wynikające z doboru instrumentów i sposobu budowy utworów w kilku utworach na tej płycie. Zresztą, jest to artysta, który odcisnął na mnie swoje piętno jak nikt inny, dlatego siłą rzeczy inspiracje jego muzyką mogą i będą pojawiać się w moich utworach. Nie wypuściłem tego materiału, bo chcę go jeszcze dopracować. Jak nastanie zima, będzie odpowiedni klimat, żeby wrócić do pracy nad nim :).
– Na starej stronie R.S. napisałeś o sobie: hobby – komputery, filozofia wschodu, nowe technologie; marzenia – nagrać solową płytę i żyć z muzyki; instrumentarium – didgeridoo, korg microkorg, creamware scope project, evolution uc-33e, behringer eurorack ub-1002 fx, pc z masą softu. Co z tego się zmieniło, dokonało?
K.H.: Hobby – bez zmian, nadal są to nowe technologie i trendy. Filozofia wschodu, a właściwie buddyzm odcisnął na mnie swoje piętno jakiś czas temu i nadal jest ważną rzeczą w moim życiu. Marzenia zrealizowały się w dużym stopniu. Nagrałem solowy materiał. Nie jest może wydany w tradycyjny sposób, czyli na CD, ale jest łatwo dostępny dla każdego. Również muzyka staje się powoli moim zawodem. Instrumentarium wymienione kompletnie. W tej chwili posiadam tylko dwie klawiatury, jedna fortepianowa, druga to typowy midi keyboard z gałkami. Komputer stał się moim nośnikiem dźwięku i za jego pomocą realizuję pomysły. Oprogramowanie muzyczne ograniczyłem tylko do kilku programów i wtyczek. Wyznaję zasadę – ograniczenia pobudzają kreatywność. Dlatego sprzętu i softu mam niewiele.
– Jakieś plany na przyszłość?
K.H.: Plany na przyszłość, to ciągle nagrywać nową muzykę. Nic szczególnego prawda? :). Prawdę mówiąc to w planach mam 2 nowe albumy na przyszły rok. Chcę już odejść od ambientu w stronę bardziej konkretnych, dynamiczniejszych form. Chciałbym też zagrać kolejne wspólne koncerty z Polarisem. Te nasze „muzyczne starcia” jakoś mnie nakręcają pozytywnie do kolejnych takich spotkań.
Cieszę się że mogliśmy przybliżyć sobie te sprawy. Obyś zawsze realizował swoje marzenia. Dziękuję za poświęcony mi czas.
K.H.: Również dziękuję za wywiad.
Damian Koczkodon