Lista utworów :
[1] | Shadowlights | 41’12” |
[2] | In Between | 17’07” |
[3] | Licht und Schatten | 17’23” |
[4] | The Rhodes Violin | 55’24” |
[5] | Tibetan Loops | 17’50” |
„Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.” Oscar Wilde
„Shadowlands”, to kolejna płyta studyjna Klausa Schulze, na którą zapewne fani niemieckiego kompozytora klasycznej muzyki elektronicznej czekali dość długo. W poprzednich latach mieliśmy do czynienia z muzycznymi obrazami malowanymi dźwiękiem. Tym razem niemiecki kompozytor zaskoczył i wprowadził słuchaczy w elektroniczną muzykę malowaną światłem. Począwszy od płyty „Moonlake”, w twórczości Klausa Schulze nastąpiła modyfikacja muzyki, którą artysta zapoczątkował na początku 2000 roku. Podobnie było w następnych albumach : „Kontinuum” – powrót do sekwencyjnego brzmienia oraz nawiązanie współpracy z Lisą Gerrard. W ostatnich latach Schulze rozpoczął śmiałe eksperymenty z żeńskimi wokalami. „Shadowlands” jest podsumowaniem tych ostatnich albumów oraz pewnego etapu w dyskografii. Jak sięgam pamięcią wstecz, takie momenty w muzyce Schulze’a dość często się zdarzały, np. płyty „Inter*Face”, „Body Love Vol. 2” czy nawet „En=Trance”. Jak wiadomo, każdy z nas potrzebuje zmiany lub nowych kierunków. Muzyka na „Shadowlands”, mimo bębnów, hipnotycznego rytmu, śpiewu Lisy Gerrard, Chrysty Bell, Julii Messenger oraz wolnych sekwencji jest stonowana, delikatna i subtelna. Ona w niczym nie przypomina nagrań z albumów „Moonlake” i „Kontinuum”. Dominuje styl znany już z „Farscape” jak i z „Big in Japan”, który został nieco zmieniony. To typowy Schulze ostatnich kilku lat. „Shadowlights” – pierwszy utwór z pierwszego krążka skłania słuchacza do pamiętnego koncertu z Japonii z marca 2010 roku. Intro utworu jest podobne do niektórych utworów z koncertowego albumu ”Big in Japan”. Wnikliwy słuchacz zauważy, że te dźwięki są jednak inne. Po kilku minutach w utwór zostaje wpleciony delikatny sekwencer, który nadaje rytm i harmonię. Dźwięki te przeistaczają się, zmieniają się i modulują się przez kilkanaście minut w świetliste, muzyczne obrazy. Miejscami pojawia się głos Lisy Gerrard, a następnie dźwięki skrzypiec dodają uroku temu utworowi. Całość ma transowy, lecz melancholijny charakter i od samego początku wciąga słuchacza w podróż do Krainy Świetlistej Doliny. Zmieniające się dźwięki, pętle tworzą ciekawą atmosferę. Słucha się dobrze, że nawet nie czuje się kiedy on się skończy. Pozostałe dwa utwory „In Between” oraz „Licht Und Schatten” to moje ulubione utwory na pierwszym krążku. Zostały nagrane oddzielnie, ale podczas słuchania odnosi się wrażenie, że jest to jedna całość. „In Between”, to relaksujący utwór, oparty na równoległej melodii oraz rytmie. „Licht Und Schatten”, to jakby druga część, kontynuacja poprzedniej kompozycji. Dodatkowym atutem jest dodanie żeńskiego wokalu. Bardzo piękna jest muzyka w ostatnich 8 minutach trwania ostatniego utworu. Drugi krążek z albumu „Shadowlands” to całkiem inna muzyka, lecz utrzymana w typowym dla Schulze’a klimacie z okresu „Contemporary Works”. Pierwsze dźwięki „Violin Rhodes”, to motywy przypominające nagrania z płyty „The Rhodes Elegy” z zestawu „Contemporary Works 2” oraz nagrań z albumu „The Dark Side Of The Moog IX” w kolaboracji ze zmarłym niedawno Pete Namlookiem. Pierwsze dwadzieścia minut, to dźwięki a’la Rhodes Piano, które są znane wszystkim miłośnikom klasycznej muzyki elektronicznej, motywy kryształków z płyty „Mirage” z 1977 roku. Myślę, że Schulze złożył hołd zmarłemu artyście. Po około 20 minutach następuje zwrot i pojawiają się dynamiczne akordy oraz pulsujący rytm. Muzyczne i przejmujące tło okraszone jest wokalizą Thomasa Kagermanna. Ostatni utwór albumu „Shadowlands” to mistyczny utwór. Rozbrzmiewają tu echa Tybetu, samplowane głosy mnichów, które są wspomagane wokalem Thomasa Kagermanna. Drugi krążek jest bardzo udany. „Shadowlands” potwierdza, że kompozytor jest w dobrej formie. Jak wspomniałem na początku, to album podsumowujący kolejny etap w dyskografii artysty. Muzyka malowana światłem, to dobra wizytówka na przyszłość. Miejmy nadzieję, że usłyszymy niedługo kolejną porcję ciekawej muzyki Klausa Schulze z innymi artystami.
Marcin Melka