Najnowszy wywiad z Klausem Schulze: „Muzyka z zasadami”

klaus_schulze_1Zapraszam do przeczytania wywiadu z Klausem Schulze. Wywiad przeprowadził Thomas Mangano. Więcej można przeczytać (niestety, w języku angielskim) tutaj. Klaus Schulze opowiada o swoich początkach kariery w muzyce, swojej muzyce oraz o wydanych płytach. Tekst ukazał sie na stronie Internetowej http://localbandforhire.com/ w dniu 15 kwietnia 2014 roku.

Marcin Melka  

Roksana Vikaluk: „Eksperymentujemy, zaskakujemy samych siebie”

roksanaUrodzona w Tarnopolu (Ukraina) śpiewająca aktorka,  od 1994 roku nagrywająca i koncertująca w Polsce. Otwarta na eksperymenty wokalno-instrumentalne, ostatnio współpracuje z Wolframem Der Spyrą.

1) Już kilkanaście lat sprawiasz radość melomanom śpiewając swoim pięknym, „białym” głosem. W Internecie można przeczytać o Twojej jazzowej pasji, ludowej muzyce ukraińskiej i żydowskiej którą tak chętnie wykonujesz. Mnie bardzo interesuje Twoje otwarcie na łączenie gatunków, na eksperymenty i obecność w Twoim muzycznym życiu takich postaci jak np. Józef Skrzek czy… ale o tym za chwilę. Józef sam zadzwonił do Ciebie z propozycją współpracy. Co dała Ci przyjaźń ze śląskim wirtuozem syntezatorów?
R.V.: Przede wszystkim, jeśli chodzi o śpiew, zaczynałam od Jazzu… i poświęciłam temu ponad 10 lat. A śpiew ludowy odkryłam dla siebie (w sobie?) stosunkowo nie tak dawno. Co do śpiewu białego, zostałam wtajemniczona w jego technikę i filozofię dopiero około trzech lat temu. Pragnienie eksperymentu, zwłaszcza w łączeniu gatunków towarzyszyło mi od zawsze, a ostatnio wręcz nasiliło się cudownie :).  Z pewnością sprzyjał temu cały klimat, w którym rosłam i dojrzewałam: jazz i muzyka klasyczna, która najpierw była słuchana i grana w domu rodzinnym, pieśni ukraińskie i żydowskie, których uczyli mnie dziadek z babcią… brzmienie mojego kraju… Wszystko to, co działo się w sztuce w latach 70-80 i co samo „wlewało“ się w duszę – wszystko to ma ciągły wpływ na muzykę, którą czuję i która wyłania się ze mnie, aż do teraz. Przyjaźń z Józefem Skrzekiem przyniosła ze sobą wielkie odkrycie zupełnie nowego świata brzmień oraz myślenia twórczego. Józef i jego muzyka pozostaje dla mnie wielką inspiracją do dziś…
2) W filmach umieszczonych na YouTube często widać jak podczas wykonywania tych oszałamiających wokalnych ewolucji grasz na Kurzweilu. To prawdziwa rzadkość widzieć kobietę grającą na syntezatorze. Czy to zasługa Twojego „muzycznego ojca” Józefa Skrzeka, czy już wcześniej miałaś takie zainteresowania?
R.V.: Z pewnością, jest to rezultat wielkiego muzycznego odkrycia siebie innej, którego doświadczyłam współpracując z Józefem Skrzekiem. Józef był pierwszy, który uwierzył i powiedział kiedyś: “Spróbuj…“. I spróbowałam. I zagrałam, akompaniując sobie, odkrywając przestrzenie brzmień elektronicznych… I tak trwa do dziś :).
3) W pewnym wywiadzie wspominasz o znajomości muzyki Klausa Schulze i ogólnie „Szkoły Berlińskiej”. To też ciekawostka, bo oprócz mojej żony, mało znam kobiet które mogą z upodobaniem słuchać takiej muzyki. Masz jakieś swoje ulubione tytuły płyt nagrane przez tych elektroników?
R.V.: Jeśli mówić ogólnie o inspiracji muzyki elektronicznej w moim życiu, to na samym początku, w dzieciństwie był to Jean Michel Jarre… Był również taki zespół w Związku Radzieckim, „Zodiak“ (Łotwa), który zaczął działać w latach 80’ i był ponoć pierwszym zespołem, grającym el-muzykę w Sowietach. Bardzo go lubiłam. Pod koniec 80’ zaczęłam się zachwycać twórczością Alexeya Rybnikova, do dziś ubóstwiam jego dzieło p.t. „Junona i Avos“. Jednak, jak już wspominałam, w domu rodzinnym słuchaliśmy przede wszystkim dużo jazzu, tak zwanego: akustycznego. Ale z czasem zaczęłam interesować się el-jazzem. Otóż, zaczęłam zwracać coraz większą uwagę na Chick Corea El-band, el-muzykę, tworzoną przez Milesa Davisa, Tomasza Stańkę, np. „Freelectronic“… Czesława Niemena odkrywam przez cały czas… zarówno jak i twórczość Władysława Komendarka. Nagrania solo Roberta Frippa, zwłaszcza „Radiophonics“, dalej – pięknie zrealizowany projekt międzynarodowy Boris Feoktistov & Bill Laswell – Russian Chants «Parastas»; eksperymenty Walter, a później jako Wendy Carlos, Isao Tomita, zwłaszcza jego el-wizja „Obrazków z wystawy“ Modesta Musorgskiego… To tak ogółem, jestem ciągle w drodze odkrywania i zgłębiania muzyki elektronicznej. Teraz o Szkole Berlińskiej. Klaus Schulze. Niełatwo mi wyróżnić konkretnie któreś z jego dzieł, można by wymienić nagrania pochodzące z płyt „Cyborg“, która porusza mnie do głębi, „Moondawn“,  „Mirage“, „Miditerranean Pads“ …. Inspiruje mnie przede wszystkim jego muzyka z lat 70-80 oraz niektóre z 90’… Podobnie jest w przypadku Tangerine Dream, z tym że najpierw zwróciłam uwagę na późniejsze nagrania, z lat 80-90, a z wcześniejszych to „Alpha Centauri“, dalej „Rubycon“, „Encore“ … I ciągle odkrywam, i wsłuchuję się w tę magię brzmień… I długa jeszcze droga przede mną ;).
4) Wolfram Spyra, poszukiwacz i eksperymentator, jest od jakiegoś czasu Twoim przyjacielem. Jak doszło do Waszego spotkania? Opowiedz trochę o Waszej znajomości i pomyśle na wspólne granie Moon & Melody.
R.V.: W 2004-2005 roku pewien wydawca z Warszawy wydał płyty każdego z nas z osobna. I właśnie w tamtym czasie zwróciłam uwagę na wyjątkową postać twórczą – Wolframa DER Spyrę…. A do osobistego spotkania pomiędzy nami doszło w 2009 roku podczas festiwalu el-muzyki „Schody do nieba“ na Śląsku, w Chorzowie. Zostaliśmy zaproszeni przez Józefa Skrzeka, który ten festiwal organizował. Wystąpiliśmy z odrębnymi projektami, Wolfram przedstawiał Niemcy, ja – Ukrainę. Wtedy poczuliśmy, że pragniemy stworzyć coś razem. No i tak się stało! :-). Eksperymentujemy, zaskakujemy samych siebie, inspirujemy się, odkrywamy się nawzajem… Melodie ludowe – rosyjskie, żydowskie, lecz z przewagą ukraińskich, dźwięki ulicy, przyrody, pulsujące rytmy, śpiew biały, połączenie wyjątkowego instrumentarium akustycznego z elektronicznym, efekty dźwiękowe – wszystko to można określić jako styl Folk – Electronic – Progressive, w ramach którego tworzymy. Nam, dwóm absolutnie samodzielnym muzykom, wypadło wielkie szczęście w postaci możliwości tworzenia czegoś “trzeciego”…
I to właśnie nazywamy “Moon & Melody”! :).
5) Wolf do gry używa specyficznego instrumentu Stell Cello skonstruowanego przez Boba Rutmana. Można przeczytać o tym w sieci. Ale Ty miałaś możliwość poznania Boba osobiście w Berlinie. Możesz powiedzieć kilka słów o tym spotkaniu i ciekawym człowieku?
R.V.: Bob Rutman… niesamowita postać, pełna światła i pomysłów, o bardzo ciekawym i trudnym losie. Jest to artysta wszechstronny – wynalazca, plastyk, autor rzeźb… Mam wielką przyjemność bywać w jego domu, w Berlinie. Jest to człowiek, który poświęcił się sztuce całkowicie. Koncertuje, odkrywa i tworzy po dziś dzień.
6) Wiem że podobnie jak ja, bardzo kochasz koty, czy praca i koncerty śpiewającej aktorki pozwalają na posiadanie swojego stworzenia?
R.V.: Zdecydowanie nie. Kot potrzebuje twojej regularnej obecności, a w moim przypadku jest to niemożliwe, przynajmniej teraz, kiedy cały czas podróżuję. Oczywiście, były pomysły, by zabierać zwierzątko ze sobą… albo oddawać na czas mojej nieobecności znajomym… Ale tak by się działo zbyt często, kocie było by ciągle zestresowane… Bardzo chcę kota. Ale nie mam moralnego prawa.
7) Płyty: „Barwy”, „Jaskółka” i „Drzewo światów” to twoja autorska muzyka. Dużo w niej brzmień elektronicznych, celebracji, barw podniosłych czy klimatów ambientowych. Ciekawa mieszanka tradycji z nowoczesnością, ludowości ze współczesną technologią. Możesz przybliżyć proces powstawania tej muzyki?
R.V.: Jeszcze dodam, że na początku była płyta „Mizrah“ (2002) – płyta w charakterze multi-kulti ludowym, o brzmieniu zdecydowanie jazzującym, nagrana w typowo jazzowym składzie. Tak szczęśliwie się złożyło, że z moim zespołem zostaliśmy laureatami konkursu „Nowa Tradycja“ (2002, Warszawa), a przewodniczącym komisji wówczas był Czesław Niemen. No i zadecydował, byśmy dostali nagrodę w postaci nagrania płyty. I tak powstał album „Mizrah“.
„Barwy“ (2005) – nagranie mojego pierwszego koncertu solo. Bazowałam głównie na ukraińskich ludowych melodiach. Tu też słychać wpływy jazzu, ale wtedy już zaczęłam eksperymentować z brzmieniami elektronicznymi, wykorzystując sampler Akai S-2300 XL.
„Jaskółka“ – zawiera muzykę teatralną. Jest to muzyka stworzona przeze mnie do spektaklu “Jaskółka” (2008) reż. Ż. Gierasimowa) na podstawie pieśni starosłowiańskich, rosyjskich, białoruskich – głównie obrzędowych. Tu po raz pierwszy jako wykonawczyni zetknęłam się z folkiem rosyjskim, białoruskim – czyli znanym mi, ale teraz odkrywanym w zupełnie innym wymiarze. W trakcie tworzenia tej muzyki, zdobywając nową wiedzę, odkrywałam inne, nieznane dotąd obszary siebie, własnych możliwości. Zostałam wtajemniczona w technikę białego śpiewu.  A spektakl “Jaskółka” gramy w Teatrze Rampa, w Warszawie. Zapraszam!
„Drzewo światów. Opowieść czterech szamanów” – jest to wspaniały zbiór baśni, głównie ludów Syberii (pomysł i opracowanie – Maciej Panabażys).
Projekt został wydany w formie książki z płytą CD z muzyką mojego autorstwa, ilustrującą treść opowieści szamańskich, zawartych w książce. Tutaj spotkałam się z bardzo mało znaną mi kulturą. Proces komponowania muzyki polegał przede wszystkim na wczytywaniu się, wsłuchiwaniu się w historię szamanizmu, zwłaszcza syberyjskiego, na poznawaniu, zrozumieniu i głębokim wewnętrznym przetworzeniu kolorystyki brzmienia tamtego dalekiego świata, by później ująć to po swojemu.
Można jeszcze dodać, że w przypadku “Jaskółki” I “Drzewa Światów”, królują głębokie, ambientowe brzmienia elektroniczne  jak również wykorzystywanie tzw. map dźwiękowych. Eksperyment. Śpiew. A stworzone zostały w ulubiony mój sposób, czyli w formie suity.
 
8) Podobnie jak Der Spyra chętnie badasz nowe obszary dźwiękowych przestrzeni dodając do niej swoją energię, pomysły i niebanalny trzy oktawowy głos. Czego zwolennicy Twojego talentu mogą spodziewać się w przyszłości?
R.V.: Sama nie wiem, czego po sobie w twórczym planie spodziewać się. Więc niewykluczone, że będziemy zaskoczeni wszyscy ;-). I ja też. I jeszcze – mam taki pomysł, by nagrać płytę “Barwy 2”. Teraz pojawiła się płyta, „Moon & Melody. Overture”.  A właściwie – jest to zapowiedź płyty, którą planujemy wydać z Wolframem Spyrą niebawem. Krążek zawiera fragmenty naszych najnowszych wspólnych odkryć form brzmieniowych…
Dziękuję za udzielenie mi wywiadu.
R.V.: Mnie również było bardzo miło podzielić się tym, co czuję… Życzę wszelkich pomyślności Tobie oraz wszystkim czytelnikom!
Damian Koczkodon 

Tomasz Pauszek (Odyssey) : „Muzyka służy do wywoływania i przywoływania różnych uczuć”

Mariusz Wójcik :  Już sam tytuł albumu sugeruje, że wracasz do historii el-muzyki. Kiedyś jeden z twoich idoli, J.M. Jarre nagrał „Muzykę Dla Supermarketów”, a Brian Eno, „Muzykę Dla  Portów Lotniczych”. Ty nawiązujesz troszkę do tej koncepcji, choć to zupełnie inny środek komunikacji. Powiedz jaka była twoja główna inspiracja przy tworzeniu tej muzyki?

Tomasz Pauszek : Masz rację, w przeszłości pojawiły się albumy „Music For Supermarkets”, czy „Music For Airports”. To kultowe płyty, które inspirowały wielu, odegrały ważną rolę w rozwoju muzyki. I dla mnie to też ważne albumy. Chcąc powrócić do stylu i klimatu lat 70-tych XX wieku, chciałem odnieść się poniekąd to tych albumów, stąd „Music For Subway” i pewna próba kontynuacji pomysłu na albumy z serii „Music For….”.A tak na poważnie, to jest to album, który w pewien sposób ma pokazać etapy mojego muzycznego rozwoju, źródła i fascynacje. Więc trudno podać tutaj jedną czy główną inspirację. Można powiedzieć, że inspiracją do tej płyty były wszystkie kompozycje, utwory czy albumy moich ulubionych artystów, od Bacha zaczynając, przez Jarre`a, Vangelisa, Kitaro, Bilińskiego, na Royksopp kończąc.
M.W : Kolejne stacje metra dla mnie to wspaniała wycieczka nie tylko metrem, ale mam wrażenie, że skupiłeś się mocno na wygrzebaniu ze swojego studia te cudnych stareńkich analogowych cacek. Bardzo jestem ciekaw jak w dobie cyfryzacji udało ci się wyprodukować tak natchnioną el- muzykę daleką od tych zabiegów komputerowych, które według mnie zabijają ducha muzyki w tych czasach?
 T.P : Z zamiarem nagrania płyty stworzonej wyłącznie na starych instrumentach analogowych z lat 70-tych ub. wieku nosiłem się już od dłuższego czasu. Chciałem się sprawdzić. Zobaczyć czy w dzisiejszych skomputeryzowanych czasach, można jeszcze skomponować muzykę używając dawnych, prostych jakby się wydawało narzędzi, stworzyć ją od podstaw, tylko przy pomocy wyobraźni i w większości monofonicznych syntezatorów. Chciałem na własnej skórze przekonać się, co mogli czuć pionierzy gatunku, a obecnie ikony, jak Vangelis, Tangerine Dream, Jean Michel Jarre, czy Wendy Carlos, tworząc czy nagrywając całe płyty na tych instrumentach. To niesamowite przeżycie, uczące pokory i szacunku do instrumentów i właśnie, dlatego ta płyta jest niejako hołdem dla tych artystów, którzy w latach 70-tych wynieśli muzykę elektroniczną na szczyt.
M.W : Jest stacja metra gdzie wchodzę niemalże w uduchowioną muzykę oscylującą o transkrypcje dzieł wielkich kompozytorów muzyki klasycznej. Ten utwór udowadnia nam o twoim talencie i wszechstronności czy bliska ci jest wobec tego twórczość muzyki klasycznej? Opowiedz coś więcej o wpływie klasyków na twoją muzykę ? No jeśli takowy istnieje?
T.P : Oczywiście, muzyka klasyczna bardzo na mnie oddziaływała przez długi czas i nadal oddziałuje. Uwielbiam ją. Jestem dyrygentem z wykształcenia i z racji studiów muzycznych, przerabiałem całą historię muzyki. To fascynująca podróż. Zawsze inspirowała mnie muzyka Bacha, Beethovena, Haendla, Vivaldiego czy później utwory impresjonistyczne, np. Debussy`ego. W ogóle uwielbiam impresjonizm, zarówno w malarstwie, jak i muzyce. Ale także bardzo cenię sobie perfekcję i motorykę muzyki baroku. Na płycie MUSIC FOR SUBWAY niekiedy starałem się pokazać odniesienia do Bacha, jednego z moich idoli okresu baroku. Był geniuszem.
M.W :  Czy to prawda, że tą płytą masz zakończyć wydawanie płyt? Mam nadzieje, że nadal będziesz wydawał, a zadaję ci te pytanie w związku z radiem Rona Bootsa „Dreamscape”. Ostatnio właśnie Ron zaprezentował jeden z utworów z twojej nowej płyty. Myślę, że to znakomita motywacja by dalej tworzyć choćby dla garstki wiernych fanów. Co myślisz o tym ?
T.P : Zaprezentowanie jednego z moich utworów w radiu Rona Bootsa oczywiście poczytuję sobie za wielki komplement i honor. To bardzo miłe, że moja muzyka jest doceniana również w tak poważanych audycjach, bardzo się z tego cieszę i dziękuję. Takie gesty oczywiście motywują i czasami skłaniają do refleksji nad dalszą drogą muzyczną. Ale prawda jest taka, że doszedłem do takiego momentu w życiu, że chcę zrobić coś więcej w muzyce, trochę inaczej, szerzej, nie ograniczając się tylko do klasycznej muzyki elektronicznej. Wszystko, co chciałem osiągnąć i zakładałem sobie, jako cel, tworząc projekt, ODYSSEY, osiągnąłem. Czuję, że w tzw, „el-muzyce” nic nowego nie zrobię i niczego nowego nie wniosę. I w związku z tym, faktycznie zamierzam zakończyć działalność projektu ODYSSEY. MUSIC FOR SUBWAY – Symphony For Analogues była ostatnią studyjną płytą ODYSSEY`a. Obecnie przygotowuję jeszcze płytę kompilacyjną, podsumowującą jedenaście lat twórczości. Będzie to dwupłytowy album pt. THE ESSENTIAL, zawierający najważniejsze utwory z wszystkich dotychczasowych płyt, ale w nieco innych wersjach. Więc polecam. Nie jest jednak prawdą, że przestaję wydawać płyty w ogóle. Ponieważ mam zamiar teraz skupić się na działalności mojego drugiego projektu pod nazwą RND i pod tym szyldem teraz wydawać i realizować swoje pomysły. Obecnie czekam na wydanie trzeciej już z kolei płyty, która ukaże się nakładem jednej z wytwórni z Hong Kongu. Mam też w głowie pomysły już na kolejny album lub dwa albumy. A wracając jeszcze do el-muzyki, mam w planach współpracę, jako producent i współkompozytor płyty jednego z bardzo zdolnych polskich muzyków elektronicznych. Więc jest co robić i najbliższe miesiące będą na pewno pracowite.  Koniec ODYSSEY`a jest tylko końcem pewnego etapu, projektu. Teraz będę działał muzycznie pod szyldem RND i jak już wspomniałem zajmę się także produkcją innych el-muzyków.
 M.W : Opowiedz coś więcej o swojej przygodzie z twórczością Jarre`a. Wiem, że Damian Koczkodon ( blog el music) ciebie wypytał odnośnie pasji to muzyki mistrza Jarre`a, ale właściwie, co ciebie ujmuje w jego muzyce ?
T.P : Jean Michel Jarre był w moim życiu praktycznie od zawsze. Słucham jego muzyki od dziecka. Inspirowało i nadal inspiruje mnie jego podejście do muzyki, jego poszukiwania sonorystyczne z czasów pracy z Pierrem Schaefferem, szukanie dźwięków w otaczającym świecie, tworzenie pejzaży dźwiękowych niczym malarz na płótnie. To podejście bardzo artystyczne, głębsze niż zwykłe granie nut. Sam uwielbiam awangardę, zwłaszcza przedstawicieli muzyki konkretnej. Czasami sam czerpię w mojej twórczości z ich dokonań. Jarre jest artystą absolutnym. On widzi świat, jako jedno wielkie twórcze podwórko, tak pod względem muzycznym, jak i plastycznym, wizualnym. Podoba mi się przesłanie, które idzie też za jego muzyką, jej głębszy wymiar. Chwytliwe melodie niektórych jego utworów dają popularność, ale oprócz nich, jest na jego płytach jeszcze wiele muzyki dla prawdziwych koneserów. Zawsze jest to drugie dno. I to mi się bardzo podoba.
M.W : Zawsze mnie intryguje niezwykła współzależność i zarazem spójność twojej muzyki z okładkami. Cenię sobie bardzo twórczość Michała Karcza. Jak myślisz czy w dobie bezdusznego wpatrywania się w TV oprócz muzyki okładka jeszcze może ludzkie oko zachęcić do tego, aby wgryźć się bardziej w muzykę czy koncepcje albumu? Jak widzisz tą kwestie z punktu widzenia MUZYKA?
T.P : Bardzo mnie cieszy, że jeszcze ktoś zwraca uwagę na okładki. Faktycznie, mam wrażenie, że dziś dla wielu okładki stają się często zbędnym balastem. Człowiek zrobił się „konsumpcjonistyczny”, chce mieć produkt, a nie dzieło artystyczne, które można potrzymać w rękach, powąchać, poczytać. Tak jest z samą muzyką, grafiką, okładkami czy książkami. To wszystko zeszło na dalszy plan. Często tez widzę, że popularne płyty mają bardzo proste okładki, nic niewnoszące, ot tak, żeby sprzedać produkt. Ja widzę to trochę inaczej. Jako, że staram się tworzyć muzykę „do myślenia”, gdzie czasami trzeba przysiąść, zatrzymać się, wsłuchać, a nie do bezmyślnego słuchania, myślę, że wszystkie czynniki są ważne w odbiorze danego albumu, od muzyki oczywiście poczynając, przez okładkę, grafikę, na zawartości tekstowej kończąc? Tak jak mówisz, zawsze staram się wybierać takie okładki, które odzwierciedlałyby w pośredni lub bezpośredni sposób to, co mam zamiar przekazać daną muzyką. Z mojego punktu widzenia, okładka to wizytówka płyty, jeśli będzie mizerna, nikt się nie zatrzyma i nie zainteresuje. Jeśli będzie ciekawa i frapująca, to może ktoś się skusi, może coś dostrzeże, przeczyta wkładkę, posłucha i zrozumie, „co autor miał na myśli”. Okładki płyt są małymi dziełami sztuki i należy to pielęgnować.
M.W : Opowiedz o wpływie lektury SF na twoje tworzenie muzyki. Może podasz jakieś konkretne tytuły, które ciebie na tyle zaintrygowały, iż postanowiłeś spłodzić swoje przemyślenia w formie muzyki elektronicznej czy klasycznej?
T.P :  Literatura SF oczywiście była obecna w moim życiu i zainteresowanie nią wpłynęło na moje postrzeganie pewnych spraw. Nietrudno też zgadnąć, że w głównej mierze na moją muzykę wpłynęła twórczość Arthura C. Clarke`a. Jego wyobraźnia prześcigała epokę, w której żył. Wizje rozciągane w nowelach czy powieściach, takich jak „Songs Of Distant Earth”, „Śniegi Olimpu” czy mojej ukochanej „Odysei Kosmicznej” do dziś mogą służyć, jako wzór geniuszu, pomysłowości i umiejętności syntezy wielu gatunków, techniki, sztuki i duchowości. Do Odysei Kosmicznej wracam dość często i zawsze znajduję jeszcze coś. To piękne. Jak wspominałem w wywiadzie dla Damiana Koczkodona (http://elmuzyka.blogspot.com/ ), praca z syntezatorami ma dużo wspólnego z zagłębianiem się w świat literatury SF? To jest zawsze zagadka, którą można porównać z odkrywaniem tajemnic kosmosu. Zaczynając pracę, nie wiesz, dokąd ona cię zaprowadzi.
M.W : Właściwie, co to jest MUZYKA? Jak możesz zinterpretować to słowo – czym dla ciebie jest Muzyka ?
T.P :  Muzyka to najprościej mówiąc, emocje. Muzyka przez swoje piękno, ale też poprzez wachlarz brzmień może wyrażać wszystko to, czego pragniemy, chcemy, kochamy, boimy się, itd. To piękne „narzędzie”, dzięki któremu, twórca wprowadza nas w swój bogaty a czasami przerażający świat wyobraźni. Muzyka służy do wywoływania i przywoływania różnych uczuć i to jest jej nadrzędna rola i siła. I to jest w niej piękne. Muzyka jest pięknem
M.W : Dziękuję Tomaszu za udzielenie mi wywiadu i życzę dalszego trwania w swojej muzycznej pasji 🙂
T.P : Ja również dziękuję i pozdrawiam.
Mariusz Wójcik